Rozdział 4. Wzdłuż śladów

517 29 24
                                    

*Astrid

Wszystkie kobiety spały już w swoich pryczach. Tylko ja siedziałam przy drzwiach od stołówki rozmyślając o zdarzeniach z tego wieczora. W prawdzie widziałam już śmierć człowieka, wiele razy w trakcie bitwy, ale tu było inaczej. Śmierć nie była poświęceniem w imię czegoś o co się walczy i w co się wierzy. Tutaj dar życia był lekceważony,uważany jako element rozrywki. Nikt nie płakał za dziewczyną, która wczoraj wzięła ostatni wdech. Nie znalazła się żadna osoba, która pamiętała jej marzenia, czy nawet imię... Pierwszy raz od kiedy tu jestem naprawdę zaczęłam się bać. Jak to mówią strach rośnie kiedy masz coraz więcej do stracenia. Moją stawką  była przyszłość, coś co odebrano trzynastolatce.

-Przeszkadzam?- Usłyszałam szept za sobą. To była Ruth.

-Nie, tylko się zamyśliłam.-Próbowałam jak najszybciej odgonić przygnębiające myśli i przybrać jakiś przyjazny wyraz twarzy.-Usiądziesz?-Zaproponowałam.

Dziewczynka zawahała się na chwilę, ale koniec końców usiadła. Siedziałyśmy w milczeniu, czekając aż jedna z nas zacznie rozmowę. Jedenastolatka sięgnęła do kieszeni swojego fartucha kuchennego i wyciągnęła zwinięty kawałek szarego materiału, po czym mi go podała. Rozwinęłam go, a moim oczom ukazały się liście jakiejś rośliny. Kojarzyłam ją ze zbiorów Gothi.

-Słyszałam co zrobiłaś na treningu.-Zaczęła.-Mieszanina rozgniecionych liści Wąkroty i wody, pomaga w gojeniu się ran. Do tego oczyszcza, więc unikniesz zakażenia.

-Dziękuje.-Powiedziałam i schowałam lekarstwo pod koszulkę.-Dlaczego mi pomagasz?-Ruth zamilkła na chwilę i tylko uśmiechnęła się do siebie.

-Przypominasz mi kogoś. Dobrze Ci radzę nie wychylaj się, rób co każą-Dodała smutno.

-Myślałaś kiedyś by się stąd wyrwać?-Zadałam pytanie z nadzieją. Dziewczyna szybko zmieniła wyraz twarzy wydawała się przestraszona i zmieszana.

-Nie można, nie da się, oni ciągle pilnują. Muszę już iść.-Wstała pośpiesznie i zniknęła za drzwiami stołówki, nie zważając na moje prośby by została.

Postanowiłam położyć się spać,czeka mnie nowy dzień, w którym będę zmuszona wymyślić nowy plan.


*Czkawka

Zdenerwowany skreślałem kolejną wyspę na mapie.

-Jaki ma sens sprawdzanie każdej wyspy na jaką się napotkamy?-Odezwała się rozżalony jeździec Koszmara Ponocnika.

-Nie sprawdzamy każdej wyspy, Sączysmark. Patrz to mapa migracji Śmiertników, ostatniego Straszliwca Astrid wysłała mi tydzień temu. W liście pisała, że zostało jej maksymalnie dwa dni drogi, więc zakreśliłem obszar na mapie który jej został. Wyjaśniając sprawdzamy wyspy na których mogła się zatrzymać podczas ostatnich dwóch dni podróży.-Wyłożyłem swój plan lekko podenerwowany brakiem jego efektów.

-Nie martw się Czkawka, to Astrid poradzi sobie.-Próbował mnie pocieszyć Śledzik.

-Nie którzy gubią widelec, czasem kubek, Czkawka zgubił narzeczoną.-Myślał na głos Mieczyk.

-Brat, nie pomagasz.-Próbowała naprawić sytuacje Szpadka. W odpowiedzi na tą rozmowę jedynie przewróciłem oczami. Szczerbatek zamruczał pocieszająco. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem smoczego przyjaciela po głowie. W oddali ujrzałem zarys wyspy, spojrzałem na mapę utwierdzając się,  że to jedna z tych. Odwróciłem się do tyłu i powiedziałem wskazując palcem nowy ląd:

-Tam lądujemy!- Jeźdźcy zgodzili się ze mną skinieniem głowy.

Spotkaliśmy tam kilka Gronkli i Straszliwców Straszliwych. Niestety ani śladu Astrid, bezradność mnie dobijała.

Co dalej?Where stories live. Discover now