Rozdział 2

168 15 2
                                    

Tobias

W końcu, przy pomocy wszystkich liderów, ich sekretarzy, Matthew i Melanie, udaje nam się ogarnąć ten cały bajzel.

Od powrotu z Agencji minęły już trzy dni, a my dopiero teraz jesteśmy w stanie powiedzieć, ile dokładnie osób uratowaliśmy. To nie tylko byli mieszkańcy Chicago, ale też innych ekspertów.

Ze znanych mi osób, oprócz rodziców Tris, znaleźliśmy Tori, która zdecydowała się na swoją starą pracę w salonie tatuażu, chociaż podejrzewam, że nje wytrzyma w mieście zbyt długo.

Chociaż strata Caleba już zawsze będzie odczuwalna, nie żałuję, że to zrobiliśmy. Mam nadzieję, że on powiedziałby to samo.

Nigdy nie zapomnę miny Shauny, kiedy razem z Lynn weszliśmy do jej mieszkania albo szerokiego uśmiechu Uriaha, kiedy Marlene rzuciła mu się na szyję.

Jedyną osobą, która nie bierze udziału w ogólnym wylewie pozytywnych uczuć jest Tris. Bardzo się staram, ale nie zastąpią jej brata, tak jak kiedyś nie mogłem zastąpić jej rodziców.

Na domiar złego nie ma z nami Ala. Nowicjusz, który kilka dni lrzez wybuchem wojny popełnił samobójstwo, nie został przejęty przez AOE, ponieważ dowództwo uznało najwyraźniej, że ratowanie go było by sprzeczne z jego wolą.

Chociaż mam co do tej organizacji mieszane uczucia, w tej kwestii nie potrafię się z nimi nie zgodzić.

Wracając z pracy zgalądam do mieszkania Christiny, gdzie Tris spędza ostatnio sporo czasu. Powinna wybrać sobie w końcu pracę, ale jak narazie powinna odpocząć.

Pukam do drzwi, a kiedy nikt nie odpowiada naciskam na klamkę. Przeraża mnie to, co widzę w środku.

Shauna siedzi naprzeciwko Marlene i maluje jej paznokcie. Tris stoi za blondynką i stara się zapleść jej skomplikowanego warkocza, w czym pomaga jej Christina. Lynn bawi się włosami siostry.

- Skomplikowane to - komentuje Tris.

- Wcale nie, musisz tylko wziąść tamto pasemko i...

- Ty to zrób - blondynka podaje przyjaciółce jasne pasma.

Christina wzdycha.

- Tris, zaraz skończę - odzywa się Shauna. - Potem zabieram się za twoje paznokcie. Wybierz sobie lakier.

- O nie, nic z tego!

Opieram się o ścianę. Jeszcze nigdy nie widziałem ich wszystkich razem, przynajmniej nie podczas beztroskiej dyskusji o takich sprawach jak paznokcie czy makijaż. Zamierzam się przez chwilę delektować widokiem uśmiechającej się Tris.

- Sztywniaczka! - woła Lynn.

- Cicho bądź - Tris rzuca jej wściekłe spojrzenie. - Bo zaraz zajmiemy się twoimi włosami!

- Jeśli pomoc ma oznaczać zgolenie ich to będę wdzięczna.

- Uważam, że bardzo ci w nich do twarzy - oznajmiam wchodząc do pokoju.

Wszystkie dziewczyny odwracają się do mnie w tym samym momencie.

- Cztery! - Marlene się uśmiecha.

- Cześć wam - patrzę na Tris. - Wracasz do mieszkania, czy zostajesz i dajesz się pomalować?

- Żartujesz? - prycha i podbiega do mnie. - Uciekajmy stąd.

- Cztery? Jesteś tu? - nagle z łazienki wypada Uriah. - Dzięki Bogu! Zobacz, co te wariatki mi zrobiły!

Wyciąga w moją stronę obie ręce, każdy paznokieć ma pomalowany na inny, jaskrawy kolor.

- Biedaczek - mówię i wybucham śmiechem.

- Ale śmieszne - chłopak stara się wyglądać na oburzonego. - Ciekawe, czy ty byłbyś zadowolony, gdyby Christina dorwała się do twoich paznokci i zabrała zmywacz.

- Ej, to nie ja go zabrałam - brunetka rzuca Uriahowi rozbawione spojrzenie. - To Marlene!

- Dałam go Tris.

Tris otwiera szeroko oczy. Uriah przygląda jej się uważnie.

- O to ci chodzi? - blondynka wyciąga z kieszeni małą buteleczkę różowego płynu.

- Ty... - Uriah rzuca się w jej stronę, ale jestem szybszy.

Przerzucam sobie dziewczyn przez ramię i ruszam w stronę wyjścia. Słyszę jej śmiech. Ile dałabym za to, żeby słyszeć go częściej?

- I ty przeciwko mnie? - woła za nami Uriah.

- Chodź i weź sobie! - krzyczy Tris, cały czas się śmiejąc.

Nagle się zatrzymuję i odstawiam ją na ziemię.

- Dalej uciekasz o własnych siłach - mówię i biegnę w stronę mieszkania.

Zatrzymuję się dopiero pod drzwiamj, Tris dogania mnie po niecałej minucie.

- Ty zdrajco - mówi.

- Masz ten zmywacz?

- Rzuciłam go Uriahowi.

Znowu zaczynam się śmiać i wchodzę do mieszkania.

- Świetnie sobie beze mnie radzisz - komentuję.

- Doskonale - uśmiech Tris odrobinę blednie. - Idziemy?

Kiwam głową.

- Idziemy.

Zaglądam do sypialni i biorę kurtkę, Tris przebiera bluzkę na taką z długim rękawem. Stare przyzwyczajenia.

Biorę ją za rękę i razem idziemy w stronę torów.

Za chwilę wskoczymy do pociągu, który zabierze mnie z powrotem do miejsca, którego nigdy więcej nie chciałem oglądać.

Safe ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz