Rozdział 44

78 11 0
                                    

Tris

- Co? - Tobias patrzy na Nancy, jakby chciał ją wgnieść w ziemię. - Dlaczego?

- Drzwi otwiera się kartą magnetyczną, której nie mamy.

- Od początku jej nie mieliśmy - zauważa Tobias, podchodząc do dziewczyny. - Musiałaś mieć jakiś inny plan.

- I miała - Peter staje bliżej Nancy, jakby chciał w razie konieczności bronić ją przed Tobiasem. - Prawda? -
zerka na dziewczynę, która ostrożnie kiwa głową.

- Była szansa, że kartę będą mieć wartownicy. Niestety jej nie mają. W takim wypadku musimy założyć ładunku wzdłuż ścian. I modlić się, żeby to wystarczyło.

Kładę plecak na ziemi i wyciągam z niego ładunki. Zakładamy je jak najbliżej sufitu, potem łączymy je czerwonym drutem. Nie mam pojęcia, jak to działa.

- Co teraz? - pyta Marlene z drugiego końca korytarza. Puste plecaki leżą na środku na podłodze.

- Zbieramy się i wysadzamy ładunki pilotem, kiedy już będziemy na zewnątrz. Upewnijcie się, że wszystkie kable są podpięte.

Ruszam korytarzem wzdłuż ściany, starając się ignorować ciała strażników.

- Wszystko podłączone? - pyta dziewczyna, zerkając na zegarek. - Tak? To spadamy.

Chwytam pusty plecak i zarzucam go sobie na ramię. Tobias czeka na mnie obok drabiny. Kiedy podchodzę bliżej uśmiecha się do mnie. Połowa zadania za nami. Teraz wystarczy już tylko wyjść z bazy i nacisnąć jeden guzik.

Wychodzimy na wyższy poziom i bez problemu docieramy do windy. Biorę Tobiasa za rękę, palce drugiej dłoni zaciskając na pistolecie. Oczami wyobraźni widzę, jak drzwi się otwierają, a czekający na nas rebelianci otwierają ogień. Zaciskam powieki, żeby pozbyć się tej wizji.

Otwieram oczy dopiero, kiedy słyszę sygnał informujący, że winda jest już na właściwym piętrze. Widzę, jak drzwi się otwierają, a za nimi... ciągnie się pusty korytarz.

Wzdycham z ulgą.

- Co jest? - pyta Tobias i wychodzi z windy.

- Nic - odpowiadam szybko.

- Ej - odzywa się Uriah, który stoi przy jednym z okien, przez które widać magazyn. - Chyba mamy problem.

Podbiegam do niego i spoglądam na dół. Ludzie w mundurach przepychają się między tymi w cywilnych ubraniach, są zbici w grupy. Jedna z nich zmierza w naszą stronę.

- Pryskamy - mówi Nancy. W jej głosie słyszę panikę. Podbiega do windy, naciska przycisk, ale drzwi się nie otwierają. - Cholera. Musieli...

- Wiadomość do wszystkich- rozlega się kobiecy głos, musi płynąć z jakiś głośników. - Mówi Nita Waters. Na naszym terenie znalazła się grupa nieprzyjaciół, wśród nich zdrajczyni Nancy Mulligan. Jeśli ktokolwiek z was zauważy kogoś podejrzanego uprawniony jest do działania. Dziękuję.

Głos milknie, a my przez chwilę stoimy w miejscu. W końcu odzyskuję trzeźwość umysłu i zerkam na wejście do tunelu. Obstawione.

- Nie wyjdziemy tunelem - mówię.

Nancy spogląda ponad moim ramieniem.

- Wyjdziemy. Musimy.

Dziewczyna unosi karabin i rusza w stronę schodów. Nie mamy wyjścia, musimy iść za nią.

Po chwili jesteśmy już na dole. Ludzie biegną we wszystkich kierunkach, dzięki czemu mamy chwilę, żeby się odnaleźć, ale nie zbyt długą.

- Szybko, ale bez paniki - mówi Nancy i rusza w stronę tunelu.

Idę kilka metrów za nią. Zerkam za siebie, żeby upewnić się, że Tobias idzie za mną.

Nie ma go.

Tobias

Nancy rusza w stronę schodów. Już mam pójść za nią, kiedy przypominam sobie o wartownikach na balkonach. Jeśli któryś z nich nas zauważy będziemy bez szans.

Will, idący jako ostatni, rzuca mi pytające spojrzenie. Przykładam palec do ust i kieruję się w stronę drabiny prowadzącej na balkon. Zaciskam dłoń na pierwszym szczeblu i wtedy zauważam Willa i Lynn, stojących tuż obok.

- Co wy wyprawiacie? - pytam.

- Co ty wyprawiasz? - Lynn unosi brwi. 

- Chcę ułatwić wam ucieczkę.

- Nie możesz iść sam - mówi Will.

- Mogę. I to zrobię - kładę pierwszą stopę na szczeblu, potem drugą.

- Powiemy innym - ostrzega dziewczyna.

Zatrzymuję się i spoglądam na nich z góry. Jeśli coś im się stanie, myślę, nie wybaczę sobie tego. Wciąż widzę w nich nowicjuszy, dzieci... którymi od dawna nie są. To dorośli ludzie, samu podejmują decyzję.

A ja nie mam czasu, na przekonywanie ich do swojej racji. Tris jest gdzieś na schodach, już za chwilę będzie w magazynie, a wtedy wystarczy chwila, by któryś ze strażników zauważył ją, Uriaha, Marlene, Petera czy Nancy.

- Dobra - rzucam. - Chodźcie, musimy załatwić wartowników.

Wspinam się na szczyt drabiny i wyciągam pistolet. Wystawiam ostrożnie głowę nad otwór w suficie.

- Dwóch na każdym balkonie - znowu się chowam. - Każdy na przeciwnym końcu.

- Zajmij się tym przed nami, ja załatwię tego z tyłu, a Lynn obu z naprzeciwka.

Kiwam głową. Przestawiam stopę na jeszcze wyższy szczebel i wyskakuję z ukrycia. Turlam się po balkonie w stronę strażnika, zatrzymuję się i strzelam do niego z podłogi. Słyszę jeszcze kilka strzałów, które, przy odrobinie szczęścia, oznaczają śmierć kolejnych strażników.

Przewracam się na brzuch i widzę ostatniego wartownika, po drugiej stronie magazynu. Bez namysłu strzelam mu w głowę. Odwracam się do reszty. Will stoi obok zejścia.

Lynn zniknęła.

Safe ✔Where stories live. Discover now