Rozdział 18

119 13 5
                                    

Tris

Obejmuję Caleba ramieniem, Will podtrzymuje go z drugiej strony.

- Czuję się jak inwalida - mówi mój brat.

Cara idzie trochę z przodu, nagle obok nas pojawia się Peter.

- Idę z wami - mówi.

Czuję się przy nim trochę dziwnie, ale nie mogę mu zabronić dotrzymania Calebowi towarzystwa.

Wchodzimy do budynku po prawej, pokonujemy jeden ciąg schodów i wchodzimy do dużej, jasnej sali, w której stoją dwa rzędy łóżek.

- Zawołam pielęgniarkę - mówi Cara i znika w małym pokoju znajdującym się tuż obok. Po chwili wraca w towarzystwie jakiejś Erudytki, która prosi nas, żebyśmy położyli Caleba na jednym z łóżek i zostawili go na moment.

- Muszę iść - mówi siostra Willa. - Mam sporo roboty, a wy spokojnie poradzicie sobie beze mnie.

- Do zobaczenia później - rzuca blondyn i wychodzi za siostrą. 

Siadam na łóżku naprzeciwko parawanu, który pielęgniarka zasunęła, żeby zapewnić Calebowi prywatność. Peter waha się przez moment, ale potem siada obok mnie.

- Jeśli chcesz - odzywa się. - Możemy teraz pogadać.

Kiwam głową.

- Więc... Nie jesteś na mnie zły? - upewniam się.

Chłopak wzdycha. Najwyraźniej ten temat mu nie leży, ale sam zaczął, więc raczej ma coś do powiedzenia.

- Jestem zły na siebie - mówi. - Wiem, że jesteś z Cztery, a mimo to usiłowałem... Nie wiem. Po prostu usiłowałem. Nie chciałem, żebyś miała problemy, szczerze mówiąc... Chciałem, żebyś była szczęśliwa. Wierzyłem, że mogę kochać cię bardziej niż on. Kiedy na was patrzyłem... Kiedy widziałem, jak jesteście razem po prostu nie czułem się dobrze. Miałem nadzieję, że jeśli pokażę ci, że mi zależy, to może wybierzesz mnie zamiast niego. Byłem głupi. Przepraszam.

Nic nie mówię, póki nie mam pewności, że Peter nie ma nic więcej do powiedzenia.

- Wiesz, że nie mogę z tobą być - odzywam się w końcu. - Jesteś... Moim najlepszym przyjacielem i nie chcę się z tobą kłócić. Ale... przyjacielem.

Peter kiwa głową po czym się uśmiecha. Wyciąga jedną rękę i obejmuje mnie za szyję, targa moje włosy.

- Dobra i tak twojego brata lubię bardziej.

Odpycham go i trzepię żartobliwie w ramię.

- No wiesz ty co?

- Wiem - opiera się o poduszki z wyrazem zadowolenia na twarzy.

Mija kilka minut, pielęgniarka odsuwa parawan i podchodzi do nas.

- Chłopak nie ma żadnych poważnych obrażeń. Powinien odpoczywać w najbliższym czasie i przestrzegać odpowiedniej diety, ale nic mu nie będzie.

- Dziękujemy - mówię i podchodzę do Caleba. Mój brat siedzi na łóżku, więc siadam na krześle obok i biorę go za rękę. Peter siada na sąsiednim łóżku.

- I jak się czujesz? - pytam.

- Jak mumia - odpowiada wskazując na przedramiona i piszczel owinięte bandażami. - A tak na poważnie to bardzo dobrze.

- Lepiej nie umieraj więcej - Peter się uśmiecha. - Twoja siostra najwyraźniej kontaktuje się z innymi tylko ze względu na ciebie.

Posyłam mu wściekłe spojrzenie. Nie chcę martwić brata wzmiankami o okresie, kiedy zamknęłam się w mieszkaniu i nie chciałam z nikim rozmawiać. Tak samo nie opowiadam Tobiasowi o nieprzespanych nocach spędzonych na płakaniu w poduszkę, kiedy mieszkałam w Milwaukee. Nagle przychodzi mi do głowy pewne pytanie.

- Peter - odzywam się, czując się jak kompletna idiotka. - Co z naszymi mieszkaniami w Milwaukee?

Chłopak wzrusza ramionami.

- Pewnie nam je zabrali za niepłacenie czynszu, wybicie okna i zepsucie lampy.

Nagle drzwi do szpitala się otwierają, pojawiają się moi rodzice, Tobias i Eric. Podbiegam do mamy i taty, przytulam się do nich.

- Dobrze was widzieć - mówię.

- I nawzajem - ojciec głaszcze mnie po głowie. - Wolałbym, żebyś skończyła z tego rodzaju wycieczkami.

- Następnym razem nie uda ci się mnie zatrzymać - matka ściska mnie za ramiona. - Tak tylko ostrzegam.

Razem podchodzimy do łóżka Caleba, przy którym stoją Tobias i Eric.  Zajmuję swoje stare miejsce na krześle, podczas gdy matka ściska brata. Odwracam się, żeby zerknąć na Tobiasa. Chłopak stoi z odrobinę zmieszaną miną, ale uśmiechnięty, obejmowany jedną ręką przez mojego ojca. Po chwili obok nich staje Eric, w ręce trzyma plastikowy kubek z wodą.

Siedzieliśmy w szpitalu przez bitą godzinę, dopóki pielęgniarka, która wcześniej opatrzyła Caleba nie każe nam wyjść. Przez ten czas wszyscy jesteśmy rodziną, nawet kilka słów zamienionych z Erikiem sprawiają, że jestem szczęśliwa, zupełnie, jakby wszystko co było kiedyś - między innymi fakt, że rzuciłam się na niego z nożem - nie miały miejsca. Rodzice rozmawiają z Tobiasem, jakby był ich drugim synem, a ja nie potrafię uwierzyć we własne szczęście.

Dopiero kiedy wychodzimy orientuję się, że w między czasie Peter dyskretnie wyszedł ze szpitala.


Od razu mówię, że czuję się okropnie i nie wiem, czy jutro będzie rozdział. Przepraszam

Safe ✔Where stories live. Discover now