Czasami pewne sprawy wymykają się spod kontroli.
Tak jak teraz, kiedy staram się ostatkami sił nad sobą zapanować, zaciskając dłonie w piąstki. - Czuję się jak śmieć hyung. Możesz zrobić ze mną co zechcesz i tak rozłożę przed tobą nogi. - jak mówiłem, tracę kontrolę. Zagłębiam się w tym nie potrafiąc się wynurzyć. A może nie starczyło mi na to energii? Uśmiecham się subtelnie, nie widząc w mężczyźnie tych dobrych, ciepłych uczuć. Nie widząc troski ani całkiem ludzkiego zaszokowania, mężczyzna zdaje się być w swoim świecie i nie zważać na to, w jakim stanie będzie mnie posuwać.
- Nie jesteś śmieciem i nigdy nie będziesz.- owiewa gorącym powietrzem moje intymne miejsca, mocniej ściska w dłoni udo, wsuwa niepostrzeżenie koniuszek języka w moje wnętrze. Bada powoli ściany, mruczy gardłowo, a ja mogę jedynie zacisnąć słabo palce na blacie i patrzyć na niego. - Uwielbiam cię zdobywać. - mówi już mniej wyraźnie, chcąc dopieścić moje wejście przed następnym krokiem.
- Zdobywać? Nie zdobywasz mnie w żaden sposób, to ja ci się oddaję..
Łzy spływają po moich policzkach nieprzerwanie, nie umiem tego powstrzymać, to zbyt dużo, nie do przyjęcia.
Kyungil dziwi się, wreszcie widzę jakąś oznakę człowieczeństwa, lecz nie na długo, bo jego intensywne spojrzenie przedłuża się, gdy odsuwa usta od moich pośladków. Następnie łapie za moje biodra, by przyciągnąć bliżej siebie, policzek mimowolnie przyciskam do jego torsu. - Kochanie.. nie wygaduj głupot. Przecież gdybym cię kompletnie olał to już nie byłbyś w stanie na mnie nawet spojrzeć. - dla niego to wszystko jest tak diabelnie proste. - Nie mów, że rozłożysz nogi jak tylko mam ochotę..
Odwracam wzrok, obojętnie spoglądam gdzieś w bok, byle nie na jego twarz, jest mi tak wstyd. Nabieram cicho powietrza i kładę się na blacie, daję mu dostateczny dostęp. Mamroczę. - Po prostu mnie pieprz.
Kyungil ujmuje moją twarz w swoje dłonie, przeciągle oraz nico czule całuje moje usta, ale ja nie czuję ich smaku. Czuję tylko palące, negatywne uczucie w żołądku. - Uwierz mi.
Nasze ciała są blisko siebie, stykają się wręcz intymnie, jego dłonie lądują pod pośladkami, jednocześnie wolną dłonią wyjmuje zza materiału bokserek swojego penisa. Nabrzmiała długość obija się o moje uda. Pustym wzrokiem wpatruję się w ten cały obraz, ucisk w podbrzuszu skutecznie odwraca moją uwagę. Przełykam ślinę, nie chcę myśleć o nadchodzącym bólu, w końcu dawno tego nie robiłem, nie jestem ani trochę przygotowany a okazuje się, że mężczyzna nie zwraca na to uwagi.
- Króliczku. Miałeś się nie przejmować.
Wyjmuje z szufladki kuchennej lubrykant o ulubionym smaku wanilii, choć nie pamiętam jak dawno tego uwielbiałem ten smak i zapach. Szybko i sprawnie wciera żel w swojego penisa, zmusza mnie, bym patrzył wprost na niego. - Myśl o mnie.
Kyungil mruczy gardłowo, pociera nabrzmiałym penisem międy pośladkami, napiera główką na wejście, zaraz po tym wsuwa jedynie czubek. Zaciskuję powieki, wbijając uporczywie palce w blat stołu, tak, mam dość. Cięższy oddech opuszcza moje usta, lecz co z tego? Co z tego, jeśli Song czerpie z tego niesamowitą przyjemność? Przyjemność z faktu, że po długim czasie znów może się we mnie zagłębić, najlepiej cały. Na tą myśl zagryzam dolną wargę do krwi. Robi mi się słabo, ale ignoruję to resztkami świadomości, obojętnie podnosząc wzrok na Koreańczyka.
- Nie bądź obojętny.
Zaraz Kyungil warczy na mnie, przenosząc moje dłonie na swoje nagie plecy, bym mógł wbijać w nie palce, czy też drapać. On nie wytrzymuje, widzę to po jego grymasie, tak po prostu wbija się we mnie po nasadę penisa, napiera mocno biodrami na pośladki. A ja niemal tracę wdech, mężczyzna powoduje u mnie ostry ból. Nieświadomie wbijam paznokcie w swoją dłoń, rozcinając tym skórę do krwi. Syczę, bo dyskomfort nie kończy się tylko na tym; on zagryza zęby na mojej szyi, zostawiając liczne ślady, porusza biodrami w moim wnętrzu, zaciąga się zapachem. Łza moczy policzek, ponownie ranię swoją skórę, na moment kręci mi się w głowie.
- Hej. - czarnowłosy Koreańczyk mruczy spokojnym i niskim głosem, on doskonale czuje jak moje ciało dygocze, jestem bliski od płaczu, cholerna podatność. - Bo przestanę, jeśli będzie to nieprzyjemne.
Zrób to, zakończ to, najszybciej jak potrafisz. Szumi mi w głowie, jego duża dłoń przeciera mój policzek, szepcze ciche 'kochanie', ale nie przestaje, wręcz przeciwnie. Jego biodra obierają swój własny rytm, z przyjemnością zagłębia się, wie, że sprawia mi jedynie ból, ale jakby chciał przekonać mnie o tym, że chce wywołać już zupełnie inne emocje. Nie wierzę mu.
Wyłączam się, z niewzruszeniem na twarzy a jednocześnie zarysem grymasu na twarzy. Nagle nie czuję już nic. Mój policzek brudny jest od krwi z dłoni, kiedy odłączam się myślami, pogrążając się w tych prowizorycznie przyjemnych.
I być może mężczyznę targa podobna emocja, być może pragnie być ze mną bliżej niż kiedykolwiek nawet jeśli wszystko już dawno temu umarło.
Łapie moje dłonie i układa je na swojej zroszonej potem klatce piersiowej, brudzi się moją krwią i o zgrozo, wykonuje tymczasem mocne i nachalne ruchy, ciągle na mnie patrząc. - Nie waż się ich zabrać.
Znam go aż za dobrze, dostrzegam, że w tym momencie czuje ten charakterystyczny ucisk w podbrzuszu, ma przyspieszony oddech, cały się spina. Poddaję się, ustępuję, dotykam palcami jego piersi, widzę rozmazującą się krew, obezwładnia mnie niemoc i czuję, że ten moment zapamiętam na długo, tą papkę tworzącą się w mojej głowie. Zmęczony jęk opuszcza moje usta, ze wstydem godzę się z chwilą, kiedy plamię nasze podbrzusza swoim nasieniem przez podrażnienie prostaty.
I wtedy coś pęka w Kyungilu, jego warga zostaje boleśnie zagryziona, a jego oczy wyrażają głęboki smutek, bo przecież on nie widzi żadnej zmiany, on widzi tylko brak odczuwanej przyjemności. Jego maska chwieje się, pomiędzy poczuciem beznadziejności a sztuczną pewnością siebie. - Nie podniecam cię?
Kilka minut później, które wydają się dla mnie wiecznością, mężczyzna zaciska zęby i spuszcza się we mnie obfitym wytryskiem, jego palce szarpią za moje włosy, a ja zaciskam mięśnie, jak gdyby chcąc usilnie wyprosić go z siebie.
Z trudem zaczerpuję powietrza, nieśpiesznie ścierając pot ze swoich skroni i czoła, jest już po wszystkim.
- I vice versa, Kyungil.
- Ty mnie podniecasz bardziej niż myślisz. Uwielbiam cię.
W oczy rzuca mi się łazienka, brak pośpiechu, rozkoszowanie się mężczyzny moim zapachem, nie ma zamiaru mnie nigdzie puścić. Jestem zmęczony tak bardzo.
- Kyungil. - patrzę na swoją krwawiącą i szczypiącą przy tym dłoń, uśmiechając się w pustce własnych myśli. - Już mnie pieprzyłeś. Teraz możesz przestać mnie dotykać.
- Nie chcę. Jesteś mój i nie mam zamiaru cię puścić nigdy.
Twój? Powtarzam w głowie, a jego słowa dudnią i uderzają jak w szybę, kompletnie nic nie dociera, nic wartościowego. Bo słowa przestają być dla mnie wartościowe, spływają ze mnie jak krople krwi z mojej ręki. Nie jestem i nigdy nie będę twój.
------
a/n; umrzecie tutaj, zobaczycie.
Ten part idealnie opisywał moje uczucia od paru ostatnich tygodni.
YOU ARE READING
what am i to you; day6
Romance▸ᴵ ˢᵉᵉ ʸᵒᵘ ᵖˡᵃʸⁱⁿᵍ ᵒⁿ ᵐʸ ʰᵃⁿᵈˢ. ᴴᵃᵛⁱⁿᵍ ᶠᵘⁿ? ᴵˢ ᵗʰⁱˢ ᶠᵘⁿⁿʸ? ᴵᵗ'ˢ ʲᵘˢᵗ ᵃ ˢᵃᵈ ᵍᵃᵐᵉ ᶠᵒʳ ᵐᵉ. ◂ O dorastaniu z perspektywy chaotycznej. ❭❭ perspektywa Younghyuna, brianxkyungil, diary, sms, smut, obyczaj 1# - melancholy (4.07.20)
