Uratowałem mu dupsko (i pewnie będę tego żałować)

377 47 1
                                    

Kiedy się ocknąłem, nie sprawdziłem czy mam ciało w jednej części. Ani czy to przypadkiem nie jest niebo, bo umarłem. Uczono mnie żeby po takich katastrofach jak ta najpierw sprawdzić co widać na panelu powietrza. Jeśli czerwone światło to statek nie jest szczelny i wytwarzanie tlenu nie działa. W takim przypadku, bez zapasu tlenu, umierasz po pięciu minutach. Jeśli pali się żółte to znaczy, że statek jest nieszczelny, ale wytwarzane tlenu działa. Wtedy szukasz nieszczelności, zatykasz ją i możesz żyć. No chyba, że „nieszczelność" polega na braku dachu. Wtedy wsadzasz głowę do pudła z maszynerią powietrzną i modlisz się żeby się nie zatruć dwutlenkiem węgla. No i oczywiście, jeśli pali się zielone światło to oznacza, że statek jest cały i wytwarzanie tlenu też jest okej.

Paliło się zielone. Odetchnąłem z taką ulgą, że dopiero teraz poczułem jak kłuje mnie w klatce i że czuję coś ciepłego na nodze. Albo się posikałem albo mocno krwawię. Pęcherz miałem pusty od dawna więc to zapewne wina tego pręta, który wbił mi się w nogę i przedziurawił kostium.

Pręt dało się wyciągnąć, nogę zabandażować a kostium zmienić. Gorzej, że mój statek jest teraz ledwo działającą puszką, zapas jedzenia starczy mi na miesiąc, ale wody to już chyba tylko na tydzień. Przyczołgałem się do kokpitu i próbowałem nawiązać jakikolwiek kontakt z zamkiem. Wezwać pomoc. Nic.

- Cholera – wymamrotałem. – Teraz to dopiero Keith będzie się ze mnie śmiał.

Wiecie, mógłbym położyć się teraz i właściwie to czekać na cokolwiek. Śmierć z pragnienia. Złapanie przez Galrę. Albo na to, że ktoś mnie uratuje. Zostanie tutaj było kuszące, ale jestem pieprzonym paladynem. Nie po to tyle tłukę się z Zarkonem i znoszę Keitha żeby teraz tutaj umrzeć.

- Protokół – sięgnąłem pod kokpit i wygrzebałem jedyną rzecz, którą zawsze ignorowałem w wyposażeniu statku. – Jak wyglądają przepisy...? Panele solarne? Filtry?

Miałem naaaaprawdę dużo czasu. Więc dokładnie przestudiowałem cały protokół. Kulejąc i jęcząc, ale wyczołgałem się na zewnątrz. Słońce grzało tak mocno, że czułem to przez kostium. Przez następne dni zajmowałem się głównie kamuflowaniem statku, szukaniem wody i czyszczeniem paneli solarnych. Byłem tak zdesperowany, że jedynym logicznym wyjściem było dla mnie włamać się do garnizonu Galry i stamtąd nadać sygnał o pomoc. Z moją częściowo ranną nogą ten pomysł mógł być najgłupszym w całym życiu, ale szczerze. Jeśli nie spróbuje to moje życie będzie ekstremalnie krótkie. Jeśli mnie złapią, też. Więc wychodzi na to, że nie mam nic do stracenia.

*

Na Ziemi, członkowie plemion – nie ważne czy żyją w dżungli czy na azjatyckich stepach – wydają się prowadzić najnudniejsze życie pod słońcem. Po prostu całymi dniami siedzą i nic nie robią. No chyba, że muszą. To nie tak, że ktoś dobrowolnie siedziałby i gapił się w przestrzeń. Jeśli twoje życie zależy od ilości jedzenia, uczysz się oszczędzać je do maksimum. Więc... Leżysz i nic nie robisz.

Rozbity w środku grzybowego lasu, mając za sąsiada jedynie Galrę, spędzałem większość czasu starając się spać albo przynajmniej leżeć. Nie poruszać się. Oddychać spokojnie i powoli. Dokładnie nade mną wisiał nóż przywiązany do jednego z tych wystających kabli.

Musiałem zwalczyć w sobie głód, pragnienie i szaleństwo. Z tych trzech, ciągle przegrywałem z własnym umysłem.

Poddaj się.

Nóż wisiał nade mną tak samo jak poprzedniego dnia i jeszcze poprzedniego i wcześniejszego...

Nie jesteś nikomu potrzebny.

Liczymy się tylko ty i jaWhere stories live. Discover now