Powinno już być normalnie (a, o dziwo, nie jest)

165 21 6
                                    

Galra dogoniła nas godzinę później.

Gdyby nie to, że Keith jest najlepszym pilotem z jakim zdarzało mi się latać, pewnie teraz bylibyśmy martwi.

Dlatego, że udało nam się nadać sygnał do zamku, wyłonił się dosłownie przed nami, kiedy byliśmy w połowie bitwy.

Wlecieliśmy na pokład zamku i zniknęliśmy w tunelu.

Dom.

Wróciłem do domu. Wróciliśmy do domu.

Kiedy ściągnąłem hełm od kombinezonu i wziąłem głęboki wdech powietrza przesyconego tlenem, zakręciło mi się w głowie. Spojrzeliśmy po sobie z Keithem i obaj zemdleliśmy.

Obudziłem się w szklanej kabinie wypełnionej czymś ciepłym jak promienie słońce i rzadszym od wody. Po drugiej stronie stała taka sama a w niej zanurzony był Keith. Allura wpisywała coś intensywnie w komputer unoszący się nad nią.

- Lance! – krzyknęła, kiedy spostrzegła, że mam otwarte oczy. – Powinnam cię uśpić...

Nie mogłem otworzyć ust więc pokręciłem przecząco głową.

- Jesteś pewien? – zmarszczyła brwi. – To nie będzie przyjemne ani ciekawe.

Spróbowałem poruszyć ręką, ale też nie mogłem. Przewracałem oczami w stronę Keitha tak długo aż zorientowała się, że próbuję jej coś powiedzieć.

- Keith? – mruknęła a ja pokiwałem. – Jest w tylko trochę lepszym stanie niż ty. Potwornie zatruliście się arsenem. Rozumiem, że musieliście spożywać coś, co było nim skażone, tak?

Kiwnąłem głową.

- Pewnie nie mieliście wyjścia – westchnęła. – To żadne wytłumaczenie, Lance, ale naprawdę nie mogliśmy wam pomóc. Mogliśmy się tylko domyślać, że żyjecie po sposobie w jaki zachowywały się wasze Lwy. Poza tym... – spuściła głowę. – Ledwie radziliśmy sobie z Zarkonem bez was... Hunk został ranny... – kiedy spojrzała na mnie, wydawało mi się, że ma łzy w oczach. – Było naprawdę ciężko, rozumiesz mnie, prawda?

Próbowałem jej dać znać moją ograniczoną mimiką twarzy żeby nie miała wyrzutów sumienia. Uśmiechnęła się do mnie blado i poszła sobie a ja zostałem sam. Moim jedynym zajęciem było obserwowanie dryfującego w cieczy Keitha. Nie dziwiło mnie to, że czymś się zatruliśmy. Spodziewałem się tego, kiedy obserwowałem jak zmienia się moje ciało. Cóż... Nie miałem wyboru, musiałem pić sok z grzyba wykopanego spod ziemi na nieznanej planecie.

Tkwienie w tej komorze było mniej więcej tym samym co siedzenie we wraku statku. Tyle, że tutaj miałem przynajmniej zegar na widoku zamiast noża. Po pewnym czasie zacząłem żałować, że nie dałem się z powrotem wprowadzić w śpiączkę. Byłem dosłownie uwięziony we własnym umyśle. Ale przyzwyczaiłem się. Czasem Allura przychodziła zobaczyć jak się mamy. A czasem Shiro.

Chyba nie był świadomy tego, że jestem kompletnie przytomny, bo stawał najczęściej przed komorą Keitha i gadał do niego rzeczy, których nigdy nie powinienem słyszeć. Były zbyt prywatne. Wolałem taktownie udawać, że mam zamknięte oczy i nieobecny umysł za każdym razem, kiedy pojawiał się w zasięgu wzroku.

- Powinienem był was ratować – mówił, kiedy stał dokładnie przede mną. Czułem jak przytyka czoło do szyby. – Zamiast całej galaktyki powinienem był was ratować. A teraz Allura mówi, że nie ma pojęcia jakim cudem przeżyliście z taką zawartością arsenu w organizmie. Jestem beznadziejnym przywódcą.

Czasem bardzo chciałem mu powiedzieć, że pozwolenie na śmierć dwóch osób zamiast kilkudziesięciu miliardów to jeszcze nie przejaw beznadziejności. Jestem od tego specjalistą więc wiem co mówię.

Liczymy się tylko ty i jaWhere stories live. Discover now