Ruszam na poszukiwanie przygód (samotnie, bo Keith do niczego się nie nadaje)

389 57 6
                                    

 Tak jak wcześniej Keith powiedział, ta jama w ziemi była jak wylęgarnia grzybów. Nim niżej, tym były większe.

- Nie wierzę, że to robię – wymamrotałem. – Podobno to ty jesteś ten odpowiedzialny.

- Gdybyś nie zaryzykował i nie spróbował tych grzybów, umarłbyś z odwodnienia – odparł. – Teraz czas żebym ja czymś zaryzykował. Nie musisz iść ze mną jeśli się boisz.

Zazgrzytałem zębami. Nie mogę zostać właśnie dlatego, że Keith potraktuje to jak strach. Jednak ja miałem co czego on nigdy nie przeżył. Kiedy więc zagłębialiśmy się w wąski ziemny tunel, on był podekscytowany jak dziecko a ja tylko chciałem żeby to się już skończyło.

Tak długi marsz w na wpół pochylonej pozycji dawał w kość moim plecom, ale im głębiej schodziliśmy, tym tunel się poszerzał. W pewnym momencie mogłem spokojnie przeciągnąć się. Dosłownie chwilę później wypadliśmy do innego tunelu. Gdybym był na ziemi, spodziewałbym się tutaj pozostałości jakieś kopalni i torów kolejowych. Ponieważ do tego dużego tunelu dochodziły dziesiątki takich samych jak ten, z którego wypadliśmy, zostawiłem przy nim znacznik.

Keith spojrzał na mnie podejrzliwie radosny.

- Lance! – krzyknął i co dziwne, nasze głosy nie odbijały się echem w tej pustce. – A co jeśli taki sam znajduje się pod garnizonem? Wtedy nie musielibyśmy wcale walczyć! Wystarczyłoby podkopać się pod statek i...

Umilkł, bo ziemia pod nami dosłownie zaczęła się trzęść. I to tak, że ledwie byliśmy w stanie utrzymać równowagę. Spodziewałem się, że zaraz wszystko spadnie nam na głowy, ale o dziwo, żyliśmy.

- Co to...? – zaczął Keith, ale znów zaraz umilkł.

Bum. Bum. Bum.

Miarowe uderzenia w ziemię brzmiały zupełnie jak przemarsz ogromnego wojska. Było coś hipnotyzującego w tych uderzeniach. Keith nie poruszał się, a uderzenia były coraz bliżej.

- Keith! – krzyknąłem na niego. – Wiejemy!

Popatrzył na mnie jakby nie rozumiał co mówię.

- Keith, łosiu! – złapałem go za rękę i zaczęłam ciągnąc w kierunku naszego wyjścia. – Musimy wiać!

- Ale... - próbował się szarpać.

Na szczęście, teraz to ja jestem tym silniejszym. Wbrew jego woli wrzuciłem go do tunelu i sam próbowałem się tam wgramolić. Nie było to łatwe, kiedy jedno emo dziecko próbuje cię z niego wypchnąć. Uderzenia zdawały się być tuż za mną i po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem, że jednak chcę zachować swoje życie. Cokolwiek nadchodziło, nie było to nic dobrego. Kopnąłem Keitha tak mocno, że stracił przytomność i cały ciężar jego bezwładnego ciała zwalił się na mnie. Resztka sił próbowałem utrzymać się w tunelu, kiedy pode mną, jeden za drugim, maszerowały potwory.

Gdybym nie spędził pewnej ilości czasu w kosmosie, gdzie dosłownie wszystko wygląda jakby chciało cię zabić, mógłbym posikać się ze strachu. Potwory pode mną wyglądały jak wielkie wije, tylko idę o zakład, że wije nie mają czegoś, co wygląda jak łopaty z przodu ciała i kolce jadowe z tyłu ciała. Setki nóg stawiały kroki w jednym rytmie.

BUM. BUM. BUM.

Cały pochód trwał i trwał a ja czułem jak moje kończyny poddają się i powoli zaczynam się zsuwać na dół. Coś jednak dodało mi sił.

Coś, a mianowicie, widok żołnierzy Galry idących za wijami. Wyglądało na to, że poganiają te potwory. Z wijami nie miałem zamiaru spotykać się nigdy, ale dużo bardziej nie miałem teraz zamiaru walczyć z Galrą. Nie, kiedy Keith zachowuje się jak opętane dziecko.

Liczymy się tylko ty i jaWhere stories live. Discover now