Rozdział dwunasty

1 0 0
                                    

Dzień drugi – część pierwsza


Zbudziła się przed wschodem poniedziałkowego słońca. Wyciągnęła się delikatnie i skopała kołdrę w nogi łóżka. Wyprostowała się i patrząc gdzieś w przestrzeń, zastanawiała się nad tym, co dzisiaj ma zamiar zrobić. Kiedy przed oczyma stanął jej cały rozkład dnia, uśmiechnęła się i zamknęła powieki. Po chwili zapadła ponownie w sen. A gdy znów przetarła oczy, popatrzyła na elektryczny zegarek, postawiony na małej komódce tuż obok łóżka. Zegar pokazywał godzinę 8:48. Amazonka zerwała się z jej świątyni spokoju i ruszyła z wrodzoną gracją do łazienki. Pięć minut później stała przed wielkim lustrem, powieszonym naprzeciwko drzwi i przyglądała się sobie bacznie. Mała na sobie zieloną podkoszulkę, utrzymującą się na jasnożółtych 

ramiączkach, która odsłaniała znaczną część jej płaskiego brzucha. Nieco niżej na czarnym skórzanym pasku z wygrawerowanymi literkami składającymi się na słowa „Nadzieja" i „Miłość", utrzymywały się jasnoniebieskie rybaczki, które eksponowały zgrabne i opalone nogi Amazonki. Na stopy włożyła zwykłe i pospolite japonki w kolorze czerwieni. Cały ten widok dopełniały jej białe włosy, związane w kok i niesforne pasemko włosów, opadające delikatnie na jej prawe ramię. Wyglądała jak normalna nastolatka, żyjąca w tym wolnym kraju.

A jednak kiedy wyruszyła na miasto, większość napotkanych przechodniów przyglądała jej się z wyraźnym strachem i obawa. Widziała nawet jak jedna młoda matka schowała za siebie swoje małe dziecko, robiąc przy tym minę, która na pewno nie zapraszała na wspólną i miłą pogawędkę. Zatrzymała się i dokładnie przyjrzała się swojemu odbiciu w witrynie sklepu z dodatkami do sukni ślubnych. Widok, który ujrzała, spowodował, że poczuła jak skóra staje jej przysłowiowym „dębem" na karku. Przed sobą widziała wysoką, szczupłą nastolatkę z cieniem pod oczami koloru głębokiego fioletu, która patrzyła się na świat obrzydliwie różowymi źrenicami, które rzucały wszystkim i wszystkim nieme wyzwanie i obietnice szybkiej śmierci.


- Kurczę – szepnęła do siebie i dotknęła dłonią kieszeni z tyłu spodni. Po chwili wyciągnęła ciemne okulary i założyła je na nos. Zakryły one przerażające oczy i cienie pod nimi. – Chyba już nikogo nie przestraszę. – przytaknęła do swoich słów głową i ruszyła w stronę jednej z wielu uliczek, które można było znaleźć w Morningside.


***


- Co my tu robimy? Nie mieliśmy czasem pojechać do Centrali i upewnić się, czy są dostatecznie przygotowani na tą całą maskaradę? – zapytał z wyrzutem Chris, idąc za swoim ojcem w stronę Parku 6th Avenue.


Mark Hudson jednak nie odpowiadał na jego pytania. Nadal szedł równym i szybkim krokiem wgłęb zielonej puszczy, jednej z najbardziej znanych w tym mieście. Jego buty szurały złośliwie, ocierając się o jasny żwir, a płaszcz, charakterystyczny dla każdego detektywa, łopotał wesoło pod wpływem letniego wietrzyku. Doszedł do wielkiej fontanny, położonej w samym środku parku i przystanął. Zlustrował obojętnie wszystkich siedzących i stojących obok niej, gdy nagle jego wzrok zatrzymał się na małym chłopcu, który biegał wokół murku, trzymając w ręku mały samolocik. Wydawał przy tym wesołe dźwięki, nieudolnie naśladując prawdziwy odgłos lecącego samolotu. Detektyw uśmiechnął się nieświadomie.


- I po co tu przyszliśmy? – zapytał znudzony Chris. – Jeżeli mamy tu stać i patrzeć na tych ludzi bez sensu, to lepiej sobie to daruje i wrócę do domu sam. Będę miał więcej czasu na obmyślenie dobrej strategii.

AmazonkaWhere stories live. Discover now