Rozdział 10

1.3K 85 35
                                    

30 stycznia wypadł w tym roku ku mojej radości w piątek. Była to dla mnie ważna data, w końcu tylko raz w życiu kończy się siedemnaście lat.

Tego dnia obudziłam się już o godzinie szóstej rano. Zerwałam się z łóżka, zabrałam szkolny mundurek i w podskokach pobiegłam do łazienki aby naszykować się do zajęć. Po pół godzinie wyszłam z toalety, moje współlokatorki już nie spały. Pierwsza w piżamach w stokrotki podeszła do mnie Melania.

-Spełnienia marzeń Lily! - uścisnęła mnie serdecznie. Zaraz po niej podeszła do mnie Julie w swojej krwistoczerwonej jedwabnej piżamie.
- Nie zmieniaj się Lilka, ale patrz uważne na wszystko co cię otacza, bo możesz przeoczyć wiele rzeczy. - Ciągle była lekko zasmucona moją postawą, którą zaprezentowałam w dniu powrotu Rogacza. Rozumiałam ją. Byłam pewna, że Potter sobie ze mnie żartuje, ale od jego powrotu minął prawie miesiąc, a on zachowywał się więcej niż przyzwoicie. Gorliwie nadrabiał prace domowe i zaległości w nauce, trenował aby wrócić do formy, przybrał na wadze. Powoli wracał stary Huncwot. Coraz częściej mogłam zobaczyć ten firmowy błysk w jego orzechowych oczach.
-Żyj nam sto lat Rudzielcu! - Adrianna porwała mnie w objęcia i wręczyła prezent.

-Jesteś pełnoletnia Ruda! Najlepszego! - Daniel uśmiechnęła się do mnie i ucałowała w oba policzki. Z mojej twarzy nie schodził ogromny uśmiech. - Dziękuje wam! Jesteście kochane! - chyba nie różniłam się od większości ludzi na świecie, uwielbiałam obchodzić urodziny.
- Otwórz prezenty! - Melania ani myślała mi odpuścić tego rytuału. Co roku zanim zaczęła się szykować, musiałam otworzyć prezent od nich, dopiero gdy już zobaczyła moje reakcje na nie, mogła spokojnie zamknąć się w łazience. Mój uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej, wywróciłam oczami i zaczęłam otwierać pierwszy prezent, który dostałam od Daniel. W środku paczki znajdowała się króciutka, szmaragdowo zielona sukienka, z długimi rękawami, która pięknie mieniła się w świetle. - Och, Daniel! Ona jest cudowna! - nie skomentowałam długości tego prezentu. Mimo, że była zdecydowanie za krótka, to miałam zamiar ją gdzieś założyć, tak piękna rzecz nie mogła przecież leżeć w szafie, nawet jeśli przekraczała moje normy przyzwoitości. Adrianna wręczyła mi ogromny zestaw kosmetyków, chyba stwierdziła, że to co mam to zdecydowanie za mało. Julie i Melania stworzyły dla mnie album ze zdjęciami. Całe sześć lat przyjaźni w jednym wielkim albumie! - Dziękuję raz jeszcze! - po raz kolejny tego dnia je uściskałam.

-------------

-Czy nie powinnam mieć dzisiaj wolnego? – zajęczałam głośno nad kubkiem kawy. Nie miałam po prostu ochoty na naukę w dniu moich urodzin!
-Co roku ta sama śpiewka Ruda, daj spokój w tym roku to nie przejdzie, w sumie...nigdy nie przeszło. - Łapa z tymi słowami stanął za moimi plecami i chwilę później zostałam przez niego wyściskana. -Spełnienia marzeń rudzielcu! - Black cmoknął mnie w policzek i wręczył mi prezent.
-Dziękuje Syriuszu! - schowałam prezent do torby, postanowiłam otworzyć go dopiero po zajęciach. -Gdzie reszta Huncwotów? - Black do Wielkiej Sali wkroczył sam, co było bardzo dziwne. Zmrużyłam oczy i zaczęłam czujnie rozglądać sie po sali. -Spokojnie, Remus został z Glizdkiem w dormitorium bo ten szczur nie chce opuścić łóżka. - Black, machnął lekceważąco ręką.
-A.. James ? - spytałam niby lekceważąco.

-A co stęskniłaś się za naszym Rogasiem? - Syriusz poruszył brwiami i rzucił mi krzywy uśmieszek.
-Nieee, po prostu jestem ciekawa, gdzie twój cień się podziewa...

-Wypraszam sobie, jak już to Black jest MOIM cieniem! - wielki nieobecny opadł na miejsce po
mojej drugiej stronie, a chwilę później po raz kolejny tego dnia zostałam uściskana. - Sto lat, sto lat Evans! - uśmiechnęłam się. Potter trzymał się naszej przyjaźni i wychodziło mu to zaskakująco dobrze. W ciągu tych paru tygodni, poznałam innego James'a, który okazał się być błyskotliwy, inteligentny i skory do pomocy. Julie miała racje. Potter może i miał wady ale po bliższym poznaniu zyskiwał wiele zalet.
-Dziekuje James. - odwzajemniłam uścisk chłopaka.
- Mój prezent jest już u ciebie w dormitorium - zaczął chłopak między jednym a drugim kęsem, wrócił mu jego wilczy apetyt.
- Nie denerwuj się! Po prostu jest trochę duży i ciężko by było go tu przelewitować. Uśmiechnął się do mnie. Wywróciłam oczami i ciężko westchnęłam.
- Mam nadzieję, że nie przesadziłeś, bo będę zmuszona go oddać. - zagroziłam mu, na co ten spoważniał i z szeroko otwartymi oczami spojrzał na mnie.

Lily - Możemy płonąć jaśniej, niż słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz