IV. If I could fly, I'd be back for you

6.2K 362 1.5K
                                    

20 września 2011 r.

- Jutro szykuj się na imprezę - szepnęła Taylor do siedzącego obok niej Harry'ego - Mama i ojczym wyjechali na kilka dni do cioci, jakieś tam sprawy rodzinne... - na jej twarzy pojawił się cień smutku, który zniknął równie szybko, jak się pojawił - Tak czy inaczej, nie będzie ich do niedzieli, więc... - dodała, uśmiechając się znacząco. 

- Więc to już dostateczny powód, żeby robić imprezę? - parsknął Harry, jednak znał odpowiedź bardzo dobrze. Znali się być może tylko tydzień, ale dobrze wiedział, jaka dziewczyna jest. Była jedną z tych osób, które nie potrafiły się oprzeć wirowi szaleństwa i które jeśli tylko mają okazję, korzystają z życia na każdy możliwy sposób. 

Spojrzała na niego, jak na idiotę, jakby odpowiedź była oczywista, po czym śmiejąc się cicho, klepnęła go lekko po głowie.

- Ej! - oburzył się chłopak, posyłając koleżance ogromny uśmiech pełen udawanego zdziwienia, na co dziewczyna cicho zachichotała. Wygłupy przerwał im profesor Evans, który zupełnie nagle pojawił się tuż obok ławki, w której siedzieli. 

- Czy ja ci w czymś przeszkadzam, panno Stewart? - zwrócił im uwagę, wpatrując się w Taylor przeszywającym wzrokiem, na który widok Harry'emu zachciało się śmiać. Nauczyciele zdecydowanie nie lubili Taylor. Możliwe, że było to spowodowane faktem, że nie bardzo obchodziła ją szkoła i oni sami, była typem buntowniczki, która nigdy nie ubierała się stosownie do okoliczności. Jej typ osobowości idealnie podkreślał różowy kolor włosów, który dziewczyna miała na głowie. Poznali się, gdy zrobiła coś, czym wkurzyła profesora Evansa, na co ten postanowił przesadzić ją do cichego i grzecznego Harry'ego, który miał "nauczyć ją trochę zachowania". W efekcie ta dwójka polubiła się i choć Harry wcześniej wątpił, że znajdzie w tej szkole jakichkolwiek przyjaciół lub choćby znajomych, rozmawiając z Taylor czuł, że dziewczyna z całą pewnością nie ocenia go za to jaki jest, a być może nawet lubi. I tak od jakiegoś tygodnia wszystkie lekcje matematyki, których Harry i tak nie znosił, spędzali na długich rozmowach o sobie nawzajem. Chłopak z początku niewiele mówił, czując się onieśmielony trochę towarzystwem typowej buntowniczki, lecz z czasem przekonał się do niej, stwierdzając przed samym sobą, że dziewczyna jest zdecydowanie bardzo sympatycznym i ciekawym typem osoby o bardzo barwnej osobowości i z ciągłym potokiem słów. Tak, Taylor Stewart zdecydowanie mówiła dużo, ale to nie przeszkadzało Harry'emu - wręcz przeciwnie. Cieszył się, że to ona zawsze podtrzymuje rozmowę, ponieważ nie wiedział, czy on by potrafił. Nigdy nie starał się zagłębiać z kimkolwiek w głębsze konwersacje, z jednej strony dlatego, że dotąd nie miał za bardzo z kim, a z drugiej, że był po prostu nieśmiały. Różowowłosa była jednak osobą, przy której Harry nie czuł żadnego skrępowania i przy której mógł się otwierać, ponieważ również ona była po prostu bezpośrednia i dało się z nią pogadać dosłownie o wszystkim, nawet o najbardziej głupich i krępujących rzeczach. 

- Oczywiście, że mi pan nie przeszkadza, panie Evans - oznajmiła, posyłając nauczycielowi ironiczny uśmiech, który sprawił, że mężczyzna zrobił się cały czerwony i jeszcze bardziej wściekły niż wcześniej. 

- Nie po to cię przesadziłem do... - spojrzał na Harry'ego, nie bardzo wiedząc, jak ująć w słowa to, co chciał im przekazać, co sprawiało, że cała sytuacja wyglądała jeszcze bardziej komicznie - Jeśli jeszcze raz usłyszę ze strony waszej ławki jakiekolwiek szepty, śmiechy, czy inne podejrzane dźwięki... rozsadzę was - powiedział tonem, jakby co najmniej groził im więzieniem lub wywiezieniem całej rodziny na Syberię, więc Harry, który zazwyczaj był najgrzeczniejszym i najpilniejszym uczniem, ledwo powstrzymał się, żeby nie parsknąć gromkim śmiechem. Taylor jednak nie była aż tak opanowana, więc po prostu zaśmiała się, po chwili zatykając sobie usta dłonią i spoglądając na kolegę przepraszająco. Profesor Evans posłał jej ostatnie, mordercze spojrzenie, po czym wrócił na swoje miejsce i zaczął zapisywać coś kredą na tablicy. 

Show Me Love | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now