XII. Maybe I don't want heaven

4.3K 278 1.9K
                                    

[Przy czytaniu rozdziału fajnie jak będziecie słuchać "Troye Sivan - Heaven"]

*****

Gdy podjechali pod dom Louisa, starszy chłopak miał nadzieję, że nikogo nie będzie w domu, ponieważ wtedy za nic nie zaprosiłby Harry'ego do siebie. Nie rozważał nawet takiej opcji.

Wysiadł gwałtownie z samochodu, gdy tylko zaparkował go na podjeździe, po czym bez słowa otworzył drzwi od strony Harry'ego. Zielonooki spojrzał na niego dziwnie, wysiadł, po czym zamknął drzwi i zaczął iść za Louisem.

Nie spodziewał się, że chłopak mieszka tak blisko niego. Zaledwie kilka przecznic dalej, na dość spokojnej ulicy. Jego dom nie był specjalnie ładny, był dość... normalny, jakby to ująć. Co prawda nie był za bardzo zadbany, ze ścian odpadał tynk, a trawnik zdawał się być dawno nie koszony, jednak na pierwszy rzut oka wcale nie wydawało by się, że za tymi ścianami dzieją się takie rzeczy.

Louis, upewniwszy się najpierw, że na pewno nikogo nie ma, nakazał młodszemu gestem, by wszedł do środka. Zanim jednak Harry to zrobił, dotknął delikatnie dłoni Louisa, nie myśląc zbyt długo nad trafnością tego gestu w takich okolicznościach i patrząc mu głęboko w błękitne, świecące oczy, wyszeptał tylko:

- Dziękuję, Lou.

- Daj spokój. Nie masz za co.

- Mam. Naraziłeś się na podejrzenia i plotki, jako jedyny z drużyny nie robiąc... tego. Choć uważam, że powinieneś to zrobić.

- Miałem cię uderzyć, widząc, że kulisz się na pieprzonej podłodze?! – prychnął. Po chwili Louis sam nie wierzył w swoje słowa. W tamtym momencie było dla niego oczywiste, że dobrze zrobił, przecież nie mógł pobić Harry'ego. Ale z drugiej strony nie poznawał Louisa, którym się stał. Jeśli chodziłoby o kogokolwiek innego niż Harry, Louis nawet by się nie zastanawiał i nie postrzegał tego w taki sposób.

The truth runs wild
Like a tear down the cheek  

- Tak – odpowiedział krótko Harry – Tak by było lepiej dla ciebie.

- Oj, chuj mnie już to obchodzi, co ze mną będzie – parsknął, przechodząc gwałtownie przez otwarte drzwi. Harry nie miał wyboru, musiał zrobić to samo.

Rozejrzał się niepewnie po pomieszczeniu, idąc za chłopakiem. Wchodząc, wszystko wydawało się normalne. Tapeta na ścianach, powieszone obrazy, przedstawiające maki i statki na morzu. Było czysto i schludnie, schody były delikatnie zakręcone i drewniane. Dopiero, gdy przechodzili obok kuchni i Harry pozwolił sobie na zerknięcie również tam, otworzył szeroko usta z szoku.

Na podłodze w kuchni leżały porozbijane szklanki i odrobina krwi, o której pochodzeniu Harry nawet nie chciał wiedzieć. Krzesła były poprzewracane, stół postawiony nierówno, a na blacie leżał dość spory nóż, na którego ostrzu na całe szczęście Harry nie dostrzegł żadnej krwi.

- Nie zwracaj uwagi - rzucił Louis, idąc schodami na górę. Harry wzdrygnął się, ponieważ nie miał pojęcia, że u chłopaka w domu było aż tak źle. Mimo tego, nie mając za bardzo żadnych innych opcji, powoli udał się za Louisem.

Na schodach chodzenie już nie było takie łatwe. Bardzo szybko poczuł, jak bardzo boli go noga, w którą kilka razy dostał solidnym kopniakiem. Mimo to spróbował jakoś wejść na górę za brunetem, nie narzekając jakoś specjalnie bardzo.

Pokój Louisa przypominał pokój zwykłego, zbuntowanego nastolatka. Oczywiście panował w nim jeden wielki syf - ubrania były porozrzucane po podłodze, podobnie jak jakieś hard-rockowe płyty zespołów, których Harry oczywiście nie znał. Łóżko było niepościelone, z leżącą niedbale na pościeli paczką papierosów. Na parapecie stała niedopita butelka wódki, a na regałach nie było nic specjalnego. No, może oprócz jednego zdjęcia.

Show Me Love | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now