Rozdział 4 - Decyzja

710 37 1
                                    

Isabelle znajduje mnie siedzącą na ziemi, wpatrzoną w ścianę. Od trzydziestu minut nie zmieniłam pozycji. Jestem nieobecna, jakby uszło z mojego ciała całe życie. Nie ma ze mną kontaktu. Myślami błądzę pomiędzy wspomnieniami i tym, co ma przyjść.

Nikt się nie odzywa. Dziewczyna tylko siada obok mnie i zachowuje się podobnie- wbija wzrok w drewniane panele pokrywające korytarz, jakby chciała dostrzec w nich to co ja. Czyżby już wiedziała co mi powiedziała Lydia?

-Zdaję sobie sprawę, że nie tak wymarzyłaś sobie swoje życie, ale to nie do nas należy wybór jaką drogą pójdziemy- przerywa ciszę, a jej szept dzwoni mi w uszach.

Nie chcę tego słuchać. Podnoszę się i szybkim krokiem przemierzam korytarz. Idę po swoje rzeczy.

Chcę biec przed siebie dopóki nie opuszczą mnie siły. Uciec od rzeczywistości. Krzyczeć dopóki nie stracę tchu. Znaleźć się w bezpiecznym miejscu dopóki ten cały koszmar się nie skończy. Potrzebuję świeżego powietrza, które wypełni moje płuca i oczyści umysł.

Odnajduję jeden z notatników do rysowania i ołówek.

Trzymając je w ręce szukam miejsca, w którym mogę wszystko na spokojnie przemyśleć. Niezauważona wychodzę z Instytutu. Wiem, że nie warto stąd uciekać - i tak by mnie znaleźli, znowu. Siadam na schodach przed wejściem. Zamykam oczy i biorę głęboki wdech. Otwieram szkicownik na pierwszej, czystej stronie i przykładam rysik do gładkiego papieru.

Tyle się ostatnio dzieje, że nie muszę nawet zastanawiać się nad tym co rysuję.

Za jedyne oświetlenie mam lampę przed Instytutem. Nie zwracam uwagi na ból oczu przyzwyczajonych do jasnej żarówki rzucającej zimną poświatę w moim pokoju. Brak podstawowych przyborów, takich jak gumka do mazania czy temperówka, nie ma dla mnie znaczenia. Jestem tylko ja i jeszcze nieskończony szkic.

Czy tak właśnie wygląda życie Nocnych Łowców? Zabijają demony i siedzą w starych, opuszczonych katedrach? Zdążyłam się przyzwyczaić do swojego mieszkania i nie marzę o spędzeniu tutaj reszty danego mi czasu.

Choć nie uśmiecha mi się zostać pogromcą zła z piekieł, z delikatnym uśmiechem na ustach wracam do mojej pierwszej akcji, w której udało mi się zamienić demona w chmurę pyłu i, tym samym, ocalić Isabelle. Czuję dumę na to wspomnienie. A może nie byłabym w tym taka kiepska?

Oddalam swoją pracę od siebie na długość ramienia. Przekrzywiam głowę, by sprawdzić jakość rysunku pod każdym kątem.

Chyba jednak lepiej poradzę sobie jako artystka. Na Brooklyn Academy of Art nie przyjmują byle kogo. Tworzenie sztuki jest tym, czym mogłabym zarabiać na życie bez ryzyka, że zginę od demonicznego jadu, albo przebita nożem na wylot. Wydaje mi się to lepszą opcją, jeśli miałabym wybierać pomiędzy profesją Nocnego Łowcy a zdobywaniem uznania krytyków malarstwa i rysunku. Może nawet dodatkowo ilustrowałabym książki? Mam bogatą wyobraźnię i znam się na stylu kreskówkowym. Muszę to jeszcze przemyśleć. Opcji jest zdecydowanie zbyt dużo.

Poranny wiatr owiewa moją szyję. Ubranie nie stanowi żadnej bariery przed chłodem. Nie jest mi ciepło, ale to, jak wiele innych rzeczy, mi nie przeszkadza.

Kartka w zeszycie jest już lekko wygięta od ciągłego zmieniania położenia na moich kolanach, a linie nakreślone ołówkiem lekko rozmazane. O dłoni pokrytej lśniącym grafitem nie wspomnę.

Kiedy rysuję czas się zatrzymuje. Nie mam zielonego pojęcia która jest godzina, ani ile minęło odkąd wyszłam na zewnątrz.

Moja praca jest już niemal skończona. Po kolejnej zmianie punktu widzenia, dociera do mnie co tak naprawdę stworzyłam pod wpływem nagłego natchnienia.

All of the signs ~ ShadowhuntersNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ