Rozdział 3 - Instytut

862 44 13
                                    

Kolejny raz budzę się w nieznanym mi miejscu. Jasne światło lamp na suficie razi mnie w oczy, intensywnie mrugam. W ustach mam sucho, jestem spragniona. Podpieram się, trzymając ręce za plecami. Domyślam się gdzie aktualnie przebywam. W Instytucie.

Przestrzeń jest oddzielona od korytarza przez ścianę zbudowaną z drewnianej konstrukcji i po części transparentnych, mlecznych szyb. Podłogę pokrywają kafle w trzech kolorach- ułożone, tworzą symetryczne wzory. Łóżko, na którym leżę, ustawione jest w poprzek, przez co widać je zaraz po wejściu do środka. Wokół mnie stoi kilka krzeseł i jeszcze dwie leżanki, przypominające te ze szpitali. Oświetlenie dopełnia lampka na stoliku nocnym.

Mam na sobie jeden ze swoich T-shirtów, które zabrałam ze sobą. Owiewa mnie chłodne powietrze.

Wstaję z łóżka i porywam bluzę z jednego krzesła. Nie dbam o to, do kogo należy. Podchodzę do okna w gotyckim stylu, które stanowi niemal całą frontową część budynku. Musi być środek nocy. Przez przyciemniane szkło widzę drzewa i ścieżkę prowadzącą do kościoła, w którym przebywam. Musi być opuszczony, skoro ludzie tak po prostu tu nie przychodzą. Byłam już w tej części miasta. Bardzo dawno temu, ale poznaję ten mały park przed wejściem i bloki mieszkalne dookoła.

Do moich uszu dobiega czyjaś rozmowa. Wytężam słuch i rozpoznaję kto zaraz wejdzie i zobaczy mnie stojącą w tym miejscu.

Isabelle trzyma tacę z jedzeniem i kubkiem parującego napoju. Za nią pojawia się Jace. Uśmiechają się na mój widok. Odwzajemniam się tym samym.

-Jak się czujesz? Pamiętasz co się wczoraj stało? Jesteś głodna?- dziewczyna zasypuje mnie gradem pytań.- Spałaś cały dzień.

-Wygląda na to, że jestem zdrowa. Tak i tak- odpowiadam, wyliczając odpowiedzi na palcach.

Siadam z powrotem na łóżku i oglądam zawartość tacy z pożywieniem. Isabelle przyniosła mi coś co wyglądało jak owsianka z bakaliami i kilka kromek chleba z masłem. Nie zdążam zapytać czym jest brązowy płyn w porcelanowym kubku, bo Jace odpowiada mi, jakby czytał w moich myślach:

-Musisz to wypić. To specjalna mieszanka ziół Hodge'a, która doda ci energii.

Trzymając kawałek pieczywa w prawej dłoni, kiwam głową na znak zrozumienia, ale nic nie powstrzymuje mnie od zapytania kim jest wspomniany mężczyzna.

-Jest naszym mentorem i pomaga młodym Nocnym Łowcom w treningach- wyjaśnia Isabelle.- Pewnie będzie chciał z tobą porozmawiać.

-O czym?- Nie jestem pewna czy dobrze słyszą, bo mówię z pełnymi ustami.

-Pomyślmy- zaczyna Jace sarkastycznym tonem.- Masz Wzrok, serafickie ostrze świeci kiedy go dotykasz, rysujesz runy, choć nigdy ich nie widziałaś. Co więcej, nie zamieniłaś się w Wyklętą, kiedy sama nakreśliłaś sobie jedną z nich, i zabiłaś demona.- Pauza.- Chyba będzie chciał spytać kiedy ostatnio byłaś w kinie.

-Jace!- Isabelle karci go za jego żart, ale zaraz przedstawia prawdziwy powód.- Jesteś Nocnym Łowcą, tak jak my.

Wracam do wydarzeń poprzedniej nocy. Zabiłam potwora błyszczącą bronią w obronie dziewczyny. Namalowałam swoją stelą uzdrawiający znak na skórze.

Podwijam lewy rękaw. Czarne linie różnej grubości zdobią wewnętrzną część mojego przedramienia. Według mnie jest idealna. Perfekcyjna wielkość i umiejscowienie. Nigdy nie myślałam, że będę miała tatuaż.

-Iratze- mówi Isabelle.- Tak się nazywa. Leczy uszkodzenia ciała i pomaga wrócić do pełnej sprawności.

-Czyli...- Chwytam się za miejsce, w którym jeszcze kilkanaście godzin temu odczuwałam ogromny ból. Nie czuję opatrunku, nie ma tam nawet zaschniętej krwi.- Moja rana się zagoiła.

All of the signs ~ ShadowhuntersOnde histórias criam vida. Descubra agora