Wecksignal

702 111 14
                                    

Organizm naprawdę chciałby walczyć. Jest na skraju, brakuje tak niewiele do całkowitego poddania. Ledwo walczy. Żebra ledwo unoszą się z góry na dół, podczas gdy szorstkie dłonie przeczesują papierową fakturę skóry. 

W rogu jasnego, przejrzystego pomieszczenia znajdują się maki. Felix nie umie, nie potrafi zapomnieć o smutnych zbiegach okoliczności. Nie potrafi zapomnieć o pięknym dotyku, o twardszej i bardziej pewnej skórze. O swoim nieporadnym uśmiechu i czarujących pocałunkach. Jego sen jest tak długi, niczym nie zmącany, niemalże kamienny. Spokojny i miarowy, zupełnie jakby umierał. 

Jakby umierał

Te słowa krzyczą i wybuchają w głowie zmartwionego Changbina. Jego czaszka pulsuje, a on zalewa się rzewnymi łzami. Jak nigdy. Po raz pierwszy roztapia się pod wpływem ciężkich, utrudniających oddech emocji. Mija godzina, potem kolejna. 

On i Jisoo z dnia na dzień zamieniają się zmianami, jeśli można to tak nazwać. Na przemiennie szepczą miłe słowa do bladego ucha. Gładzą policzki. Są mniej miękkie, są jakieś takie bardziej zniszczone. Jakby uległy raniącym doświadczeniom. Całują go w czoło, moczą szpitalne łóżko łzami, a gdy on wciąż się nie budzi, Jisoo wybiega. Opiera twarz na kolanach, na korytarzu. Myśli o swojej gwiazdce i wpycha do ust kolejne, środki na uspokojenie. A Changbin, z poważnym wyrazem twarzy, lustruje ją od stóp do głów. Łapie pod rękę i ściska w swoich ramionach. Pozwala jej na chwile słabości, które również ma. Brunetka wychodzi, jej wzrok jest rozbiegany a sińce pod oczami mocno zarysowane, tak samo jak rozmazany tusz do rzęs. Ale Changbin daruje jej na odchodne paczkę chusteczek. Tych pachnących eukaliptusem. I wszystko zdaje się mieć swój porządek.

Dopóki maki  na parapecie nie znikają. Razem z zapałem i chęciami bruneta. Wyrzuca je do kosza, przesuwa kroplówkę. Przelotnie całuje sine usta. Wymienia kwiaty. Wkłada je do wazonu i uchyla okno. Białe róże nie są szczere. Białe róże to najpiękniejsze w świecie kłamstwo, tak idealne w swojej błędnej interpretacji. 

Następnego dnia, gdy róże  tracą swoją finezyjną woń, a Changbin miarowo oddycha wtulony w chudą klatkę piersiową blondyna, Felix otwiera swoje orzechowe oczy. Powoli, jakby z namaszczeniem ogląda przedziwne pomieszczenie i dopiero teraz. Wie, że to nie sen. Że zbawienny dotyk to nie iluzja. 

Odsuwa się nieco, by zaczerpnąć chociaż odrobinę świeżego powietrza. Na dworze panuje chłód i mżawka. Na jego ustach wykwita uśmiech, uwielbia tą pogodę. To idealna pogoda by się pożegnać

I sam nie wie dlaczego, ale całuje spocone czoło bruneta. Odgarnia jego grzywkę a on cicho stęka, jest tak wspaniały, tak inny. Tak raniący. Złamał całe jego serce, tylko po to by je posklejać na nowo. Przypomina sobie Jisoo i jej kwiatowe perfumy, Jisoo której wiecznie brakuje czasu. Jisoo która robi wszystko by mieli na chleb. Jisoo która powoli zgubiła siebie w całym tym biegu... 

I nagle robi mu się tak smutno. Tak smutno. Dlatego, że umiera tak młodo. Felix wie. Czuje w swoich żebrach przeszywające lilie, przeszywające kwiaty i ich korzenie. Czuł to w swoich płucach od bardzo dawna. Światło księżyca dawało mu jednak złudną nadzieję, że przetrwa. Że przeżyje. 

Dlatego przyciska swoje wargi do tych mniej wykrojonych, do tych mniej pełnych. Przyciska i wplata swój język tylko po to, żeby pokazać, że mu zależy. Tylko po to, żeby rozkoszować się ustami Changbina być może ostatni raz. 

Brunet nie śpi. Wypłakuje całą swoją zdradliwą naturę w koszulę drobniejszego i łka. A Felix pozwala mu na tą chwilę słabości. W końcu umiera. 

Więdnie tak samego jak białe róże na końcu pokoju.


Mak - Zapomnij o nieporozumieniach

Białe róże - Żywię do ciebie czystą miłość



a/n 

Jeszcze um 1 rozdział. Mam już przygotowany epilog i pomysł na ostatni rozdział.

Myślę, żeby wstawić jutro ostatni rozdział ale nie wiem czy to dla was nie za dużo wrażeń. 

Moja szkoła to żart i mam jutro 1 lekcje od 11-12 XDDD

☾ The Crawl  | ChanglixWhere stories live. Discover now