[XXV] Ciasteczka.

831 60 16
                                    

      William wita mnie przyjaźnie - jak to on - i dzisiaj częstuje mnie domowymi ciastkami zamiast kupnymi; wiem, bo na wstępie chwali mi się, że nareszcie udało mu się nie sknocić. Z miejsca przypominają mi się wszystkie poranki i wieczory, w których z Justinem grasowaliśmy to w mojej kuchni, to w jego i bawiliśmy się jak dzieciaki. No, przynajmniej ja bawiłam się jak dzieciak, bo on nigdy nie bywał dziecinny.
     Kiedy siadam w wygodnym fotelu, wiem, że chcę mu o tym opowiedzieć. Zanim jednak zaczynam zbierać myśli, zauważam nowy obrazek na ścianie zaraz za głową Williama.
– O nie – jęczę. – Możesz ściągnąć to paskudztwo?
– To? – Wskazuje palcem na usmiechniętego chłopca,  którego nie mogę znieść już od kilku miesięcy. Ma tu mnóstwo takich obrazków - jeden brzydszy od drugiego.
– Tak – odpowiadam. – I to. – Pokazuję z jego głowę. – I to w rogu pokoju. Nie mogę patrzeć na lizaki.
     Justin musiał mieć w domu jakąś specjalną szafę na słodycze, bo tak chojnie mnie nimi faszerował, że wciąż leczę zęby. Uwielbiałam lizaki. On najwyraźniej również - wepchnięte wgłąb moich ust - bo za każdym razem wlepiał we mnie wzrok, a z kącików jego słodkich warg ciekła równie słodka ślina (byłam od niej uzależniona, t o zdecydowanie był mój ulubiony łakoć).
     Siwy mężczyzna bez dyskusji wstaje z miejsca i spełnia moją prośbę - obrazy lądują obok szafy i już nic mnie nie dekoncentruje, więc w akompaniamencie stukotu moich ciemnych paznokci, odbijających się od lakierowanego stolika i z kuszącą wonią ciastek, wracam myślami do kuchni Biebera.
Nie wiem, ile razy biegałam od lodówki do marmurowego blatu, lub uciekałam przed mężczyzną, bo nie chciałam oberwać z mąki. Nie wiem też, ile razy pieprzył mnie na tym blacie, gdy ciasteczka siedziały w piekarniku, a on nie wytrzymywał podniecenia, gdy specjalnie dla niego udawałam bardziej dziecinną.

– Robiłaś to dla niego?
– Oczywiście – odpowiadam na pytanie mężczyzny, ale nie patrzę mu w oczy, bo doskonale wiem, że troszkę kłamię. William jednak zdążył poznać mnie na przelot. Chyba można ze mnie czytać jak z otwartej księgi.
– Może robiłaś to też dla siebie? Pomyśl o tym i szczerze mi odpowiedź.
     Więc myślę i już od pierwszej sekundy jestem w stanie udzielić odpowiedzi – niesamowicie prostej i wulgarnej. Zamiast się odezwać, analizuję uczucia i upycham je w konkretne szufladki, bo chcę się upewnić, że sama wszystko rozumiem. Byłam szczęśliwa, gdy patrzył na mnie jak na kolejny cud świata i, przysięgam, naprawdę tak było. Miał wtedy taki nieodgadniony wzrok, a ręce lekko mu podrygiwały, jakby nie mógł utrzymać ich przy sobie. Lubiłam to. Czułam się wyjątkowa i piękna. Jak jakaś mityczna nimfa lub syrena. Z tą różnicą, że zamiast wabiącego śpiewu chichotałam, nosiłam różowe ubrania i co chwilę krzyczałam: Tak, tatusiu!
      Byłam też dumna. Moje rówieśniczki musiały szybko wydorośleć, żeby zyskać uwagę chłopców i mężczyzn. Ja nie miałam tego problemu. Chyba nie mogłam być bliższa własnej natury - cofnięcie się kilka kroków w tył jest łatwiejsze, niż męczące wybieganie w przyszłość.
      Kochałam go właśnie takiego. Władczego, męskiego, stabilnego jak skała i mocarnego. Lubiłam, gdy w złości złapał mnie mocniej za rękę, żeby przerzucić mnie sobie przez kolano. To chore i głupie, co ja na to poradzę. Uwielbiałam, gdy mi ojcował, lubiłam być karana i nagradzana. Cholera, wszystko to kochałam - włącznie z perwersyjnym seksem.
– Robiłam to też dla siebie. Nic na to nie poradzę.
– I nic nie musisz radzić – stwierdza. – To zachowanie właściwie nie jest największym problemem. Jestem w stanie to zrozumieć, naprawdę. Ludzie mają różne fetysze. Problemem jest jego drugie oblicze.
– Prześladowcy? – dopytuję.
– Dokładnie.
– To dlaczego muszę ciągle opowiadać o wszystkim? Czemu nie mogę wyrecytować ci treści wiadomości, które znam na pamięć? Czemu nie mogę opowiedzieć ci o dniu, w którym się dowiedziałam? O dniu, w którym wyprowadzili go w kajdankach i wpakowali do więzienia?
– Ponieważ wszystko ma swoją przyczynę i skutek. W tej pracy jestem w stanie czytać miedzy wierszami. Poza tym ufam, że wyrzucenie tego wszystkiego jakoś ci pomoże.
      Kiwam głową i wbijam wzrok w palce, bo nie chcę ciągnąć tej rozmowy. William na pewno ma rację. Jest w końcu starszy i mądrzejszy - tego nauczył mnie Justin. Nie mam zamiaru kwestionować wyższości starszych ludzi.
– Wyglądałaś, jakbyś chciała mi coś powiedzieć – mówi zachęcająco i zastanawiam się, skąd mógł to wiedzieć. Rzeczywiście już zdążył mnie nieźle poznać, skoro rozpoznaje moje miny lub mowę ciała.
– Racja... To nic szczególnie ważnego, ale po prostu miałam ochotę ci o tym opowiedzieć.
      Życie jest niesamowite. Każda minuta życia jest nieprzewidywalna - w jednej sekundzie jest tak, a w drugiej inaczej. Najpierw patrzyłam na jego palce, gdy bez problemu ugniatał ciasto, a później obserwowałam erotyczną wędrówkę jego dłoni, które z godną podziwu żarliwością przemieszczał to na moje piersi, to na dolne partie mojego ciała.
     Naprawdę często grasowaliśmy po kuchni i naprawdę często kończyło się to tak samo - jakby to pomieszczenie miało swoistą aurę.
     Najczęściej bywaliśmy u Justina, ot, dla pewności. Po pewnym czasie już znałam ten dom jak własną kieszeń i kiedy prosił mnie o kilo mąki, gdy wbijał do miski jajka, wiedziałam, gdzie zajrzeć, żeby to znaleźć. Zawsze miał trzy mleka na górnej półce, całą masę opakowań płatków w szafce obok okna i co najmniej dwa kartnony soku pomarańczowego. Z jakiś przyczyn sam od siebie wiedział, że kocham kakao z piankami, więc to była jego karta przetargowa (najczęściej dawałam się tym przekupić), bo kakao robił pyszne jak cholera. W lodówce nigdy niczego nie brakowało, więc nawet kiedy późnym wieczorem wymarzyłam sobie deser, mój ukochany dawał się namówić.
     Potrafiłam piec - nauczyła mnie tego moja babcia - ale przed mężczyzną zawsze udawałam głupie ciele, które bez jego pomocy nawet nie potrafi oddzielić żółtka od białka i utrzymać w rękach miksera na najwyższych obrotach. Nie potrafiłam dosięgnąć miski z najwyższej półki i nie wiedziałam, ile to trzysta gram cukru, a kiedy miałam wylewać ciasto na formę, ciekawsza była łyżka do wylizania. Zwyczajnie traktowałam go jak bohatera. Hołubiłam go. Wychwalałam. Ciągle potrzebowałam rady i pomocy, więc czuł się wielki. Małymi łyżeczkami, po wolut ku a o, karmiłam jego ego.
– Tatusiu! – zajęczałam, kiedy usiłowałam coś dosięgnąć, ale nawet na palcach byłam za niska. Tak naprawdę mogłam wspiąć się na blat, lub podsunąć sobie krzesło, ale wolałam, gdy Bieber z uroczym uśmiechem mnie wyręczał. – Za wysoko! Proszę, pomóż!
     Zaszedł mnie od tyłu, owinął rękami wokół bioder i bez problemu mnie podniósł jakbym ważyła tyle, co piórko. Kiedy odkładał mnie za ziemię, niby przypadkiem wysunął palce pod moją spódniczkę i musnął tak, że prąd przeszedł po całym moim ciele. Sapnęłam i gdy tylko moje stopy znalazły podłoże, odwróciłam się i rzuciłam na niego, przywracając czekoladowy krem.
– Mała?
– Dotykaj mnie, proszę! – zapiszczałam zbyt głośno, nieudolnie usiłując dobrać się do guzików jego koszuli. Mężczyzna złapał mnie za dwa warkocze i odciągnął moją głowę w tył. Znów nade mną górował, a ja mu na to pozwalałam. Zgromił mnie wzrokiem, ale i tak ślamazarnie oblizał wargi.     
     – Nie podnoś głosu na tatusia – zgromił mnie.
– Przepraszam, ale tak bardzo cię pragnę... – Chciałam się z nim nareszcie kochać, ale nie wiedziałam, jak o to poprosić. Mimo wszystko byłam naprawdę bliska rzucenia się przed nim na kolana i skamlenia jak pies.
– Jak bardzo?
– Bardzo, bardzo – stwierdziłam i bezwstydnie dotknęłam jego spodni w najtwardszym miejscu. – Zróbmy to już. Proszę. Ładnie proszę. Jestem gotowa.
– Jeszcze za wcześnie – uznał, gasząc mój zapał. – Nie mogę się doczekać, aż w końcu całkowicie będziesz moja, ale kocham cię tak bardzo, że wolę jeszcze poczekać, krucha laleczko.
     Wolałam nie naciskać, bo niewiele bym wskórała. Postanowiłam zgodzić się z nim i przyjąć inne pieszczoty z wdzięcznością jak miły prezent. Prawda była taka, że później nie byłam bardziej gotowa, niż wtedy.
     Jego gorące wargi zderzyły się z moją równie gorącą szyją i ten nadmiar ciepła ulotnił się z mojego ciała głośnym jękiem; w szczególności, że niepostrzeżenie wysunął we mnie palec.
     Nazywał mnie kruchą laleczką. Jak z saskiej porcelany. Dlaczego więc ranił mnie inaczej? Dlaczego wciąż przybierał pozy kochającego partnera, skoro za plecami mnie szczuł? Dlaczego pławił się w moim strachu i dlaczego pozwalał mi uspokajać się w jego ramionach?

– Ludzki umysł jest nieodgadniony. Kryje wiele tajemnic. Kryje wiele dziwnych zachowań i ułomności. On nie był w pełni normalny. Ale teraz to widzisz gołym okiem i nie potrzebujesz od groma specjalistów, którzy, de facto, zajęli się nim, gdy go aresztowali, żeby zrozumieć, że naprawdę był chory.
– No nie potrzebuję... – przyznaję za cicho, bo chociaż w głębi duszy wiedziałam, że tak jest, surowa ocena jego psychiki jest jak kubeł lodowatej wody i znów robi mi się go żal. Nie żałuję siebie - głupiej idiotki, która wierzy w każdy kit, wciśnięty z wianuszkiem komplementów i czułych słówek; nie żałuję ofiary gwałtu i porwania, bo skoro wtedy tak tego nie odbierałam, może teraz też nie powinnam. Jest mi żal go, bo zabił się z miłości, a ja nadal żyję i, wierzę w to, wyleczę się z miłości do niego, bo tylko to uczucie jest ułomnością mojego serca i umysłu.

 Jest mi żal go, bo zabił się z miłości, a ja nadal żyję i, wierzę w to, wyleczę się z miłości do niego, bo tylko to uczucie jest ułomnością mojego serca i umysłu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

      ✌✌✌✌

Dewiant // JBFFWhere stories live. Discover now