[XXXVIII] Podziękowanie.

632 50 7
                                    

Justin był nie tylko moim chłopakiem i ochroniarzem; bywał też kucharzem, szoferem, przyjacielem, rodzicem lub nauczycielem. Był dla mnie wszystkim i otaczał mnie swoją aurą niezwykłości. Czasem patrzyłam na niego i widziałam nadczłowieka, postać doskonałą. Był jak super bohater i otwarcie go wielbiłam. Uwielbiał to. Nic dziwnego. Miał taki fetysz, więc mimowolnie go nakręcałam.
Nie wiem, czy była taka rzecz, której nie potrafił. Nie idealizowałam go, po prostu nie widziałam w nim wad. W tym tkwi problem. Nie dostrzegałam minusów, widok przysłoniły mi same plusy. Tak, tak, teraz już nie widzę go w samych super odsłonach, choć muszę się przyznać, że nadal mam ciarki na wspomnienie jego seksownego francuskiego akcentu.
Bywał bardzo szczodry, ale lubił, gdy było się mu wdzięcznym. Uwielbiał, gdy dobitnie się mu dziękowało. Najlepiej, gdyby niemo składać mu hołd. Dlatego, gdy dostałam najlepszą notę ze sprawdzianu z francuskiego, od razu wpadłam mu w ramiona na szkolnym parkingu.
Pomagał mi z każdym przedmiotem, który sprawiał mi trudność, a w ostatnich miesiącach nie byłam w stanie załapać nowego języka. Los chciał, że Justin mówił biegle po francusku i wspaniale tłumaczył, więc nie zostało mi nic innego, niż się przed nim płaszczyć i prosić o pomoc. Na szczęście - wystarczyło kilka słodkich pocałunków, uroczy głos, dwa warkocze i słowo, które szczególnie na niego działało. Tatuś. Pewnie, że tak.
Usiedliśmy przy biurku - on na krześle, a ja na jego kolanach. Nie miałam biustonosza. Przezroczysta, obcisła bluzka opinała moje piersi i Justin miał do nich łatwy dostęp. Co jakiś czas pieścił moje sutki, a jego twarda męskość wbijała mi się udo. Nie mogłam się skupić. Jego zachrypnięty głos wcale nie uspokajał mojego zachłannego ciała.
- Tatusiu...
- Co, malutka? Nie rozumiesz?
- Nie zrozumiem, jeśli wciąż będziesz tak robił!
Zaśmiał się. Do tej pory pamiętam wszystkie szczegóły jego osoby. Jego zapach, miękkość warg, ton głosu i melodyjny śmiech, gdy coś naprawdę go rozbawiło. Nie ma takiej mocy, która by wyrwała z mojego ciała wszystkie jego namiastki. Nawet teraz, gdy powoli dochodzę do siebie i zaczynam rozumieć wszystko w inny sposób, niż życzył by sobie tego martwy kochanek.
Nie wiem, jak powinnam nazwać emocje, które targają moim organizmem na samo wspomnienie jego osoby. Mam nadzieję, że wyplewiłam z siebie miłość. Mam nadzieję, że to tylko pozostałości ciepłych uczuć. Bo nie powinnam go kochać - a już na pewno nie w obliczu zdarzeń, o których wkrótce usłyszysz, William. Jeśli wydaje ci się, że wiesz, co się stało, mylisz się. Nie masz pojęcia.
Skończyły się żarty i wzięliśmy się do pracy. Uczyliśmy się niezwykle zawzięcie i pilnie. Właściwie miałam wrażenie, że z takim tempem już za kilka miesięcy będę mogła rozmawiać z Justinem i udawać, że jestem bardziej inteligentna, niż rzeczywiście byłam.
Później, na teście, czułam się jak ryba w wodzie, jak największa prymuska. Pasowało mi to, bo nie chciałam zawieść mojego nauczyciela. W rezultacie dostałam najwyższą notę, a koleżanki z klasy patrzył na mnie w największym zdziwieniu. Chciałam im powiedzieć, że tak naprawdę była to zasługa Justina, ale kompletnie się od nich odcięłam (przez co stałam się dla nich jeszcze bardziej atrakcyjna).
Po szkole pobiegłam do samochodu Justina i, nie zwracając uwagi na otaczających nas gapiów, wskoczyłam na blondyna. Rzuciłam się na niego z impetem i przewróciłam na maskę błyszczącego, drogiego samochodu. Nie protestował, gdy zaczynałam go całować - słodko, ale seksownie i agresywnie jak na swoje możliwości. Miałam wielką ochotę rozebrać go w tym mrozie i skamleć pod nim, prosząc, żeby przeleciał mnie właśnie tu i teraz; na lodowatej masce pojazdu w otoczeniu uczniów mojego liceum. Rozdygotaną i spragnioną. Z wieloma oczami, wbitymi właśnie w nas.
Kątem oka widziałam jak dziewczyny patrzą na mnie z nieukrywaną zazdrością, a chłopcy tak jakbym nagle była seksowna. I oto ja: dziewczyna, która ma tego pięknego mężczyznę. Był mój nawet jeśli one o nim marzyły. Zazdrościły im. A chłopcy zazdrościli mu. Lubiłam tak myśleć. Nie wiem, dlaczego.
Wspominałam Ci kiedyś, że stałam się szmatą? Tak było. Z nudnej kujonki przeobraziłam się w łatwą kretynkę. Teraz tak czuję. Nie, nie oceniam się zbyt ostro, Will. Stwierdzam fakty, a fakty mówią jasno: już nigdy nie będę niewinna; nawet jeśli oboje, ja i Justin, za wszelką cenę fałszowaliśmy rzeczywistość.
Kiedy skończyliśmy przedstawienie przed kulminacyjnym momentem, a kurtyna opadła, ciasno przylegając do desek teatru zwanego życiem, wsiedliśmy do samochodu i prędko popędziliśmy do domu. Wierciłam się zbytnio podniecona, a Justin był wyraźnie rozjuszony. Wisiała nad nami romantyczno-erotyczna chmura. Obydwoje chcieliśmy znaleźć się we własnych czterech ścianach i oddać się cielesnym uciechom.
Dziwne, że nie rozbiliśmy się na pierwszym drzewie, rosnącym przy ulicy. Całe szczęście, że żadne auto nie wyjechało znienacka zza rogu, bo byśmy nie zahamowali i roztrzaskalibyśmy się jak ceramiczne naczynie, kończąc swój krótki żywot. Dobrze, że żaden dzieciak nie wyskoczył nagle na ulicę w pogodni za piłką. Na pustej drodze przejechaliśmy czerwone światło i kilka razy mocno przekroczyliśmy dozwoloną prędkość. Nikt nas nie złapał, choć Justin powinien dostać plik świeżych mandatów za złamanie zasad ruchu drogowego. Do domu mężczyzny dojechaliśmy niezwykle.
W korytarzu przejęłam inicjatywę. złapałam go za krawat i zaciągnęłam go do najbliższego pomieszczenia: do gabinetu z ciemnymi, błyszczącymi meblami i z wielkim, masywnym biurkiem na którym później nieraz ostro się kochaliśmy jakby na wspomnienie tego dobrego seksu.
- Taka jesteś zadziorna, co? - wychrypiał zza moich pleców.- Niegrzeczna dziewczynka. - Ciało przeszyły mi dreszcze. Przyśpieszyłam, już prawie biegłam. Jak najprędzej chciałam być z nim sam na sam; choć w gruncie rzeczy mogłam rzucić się na niego po środku schodów i nic by się nie stało.
Zrzucił wszystkie rzeczy z biurka jakby dokładnie wiedział, co zamierzam. Książki, długopisy i papiery z głuchym łoskotem upadły na ziemię. Nie uważałam na nie. Stąpałam po ważnych dokumentach nogami, ale byłam zbyt zaślepiona pięknem Justina. Zarumienił się od emocji, raz za razem oblizywał pełne wargi i podniecał mnie od samego patrzenia.
Posadził mnie na chłodnej, gładkiej powierzchni i zaczął rozbierać. Szalik i kurtka poszły w ślady rzeczy z biurka i wkrótce potem na marne było wypatrywać dywanu. Zachłannie wpiłam się w jego usta. Od razu przejął dominację jak gdyby niemo przypominał mi, że to on tu rządzi. Poddałam mu się, jak zawsze. Chciałam, by był szczęśliwy. Dzięki temu ja byłam szczęśliwa. Skąd mogłam wiedzieć, że kiedyś moje przyzwolenie przerodzi się w coś nieprzyjemnego? Może mogłam się domyśleć? Sama nie wiem. Pewnie komuś łatwo jest oceniać, gdy sam nie znajdzie się w takiej sytuacji - młody i głupi, z ciężkimi klapkami na oczach i z nadzieją w sercu.

Dewiant // JBFFWhere stories live. Discover now