[XXX] Potrzebuję tylko Justina

737 58 4
                                    

Moje szkolne koleżanki zwykły dzwonić co jakiś czas, żeby porozmawiać ze mną, jak robią to typowe nastolatki.
Później, gdy już byłam z Justinem, zazwyczaj olwałam te połączenia lub odbierałam i zbywałam je jakimś prostym kitem, albo obiecywałam oddzwonić później. Wraz z niewielkim odzewem z mojej strony, one dzwoniły jak szalone. Justinowi nie podobał się mój wiecznie rozdzwoniony telefon. Skup się na mnie, mówił jakby niepocieszony. Jak ktoś, kto dostaje zbyt mało uwagi. Trochę to było dziwne, bo wykorzystywałam całą energię na adorowanie go.
Do koleżanek z imprez z grami i z sokiem dołączyły nowe - zabawowe, szalone, nowoczesne. Ta znajomość doprowadzała Justina do białej gorączki. Niezbyt często odbierałam, żeby nie zasmucać ukochanego, więc coraz częściej zaczęły zagadywać mnie na ulicy, w szkole, aż w końcu postanowiły odwiedzać mnie u mnie. Chciałam integrować się z ludźmi, ale Justin był dla mnie najważniejszy. Dlatego nieraz odbywałam rozmowy pod jego nieobecność.
Niedawno wróciliśmy do domu i kiedy po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk zniecierpliwionego pukania, siedziałam na biodrze mężczyzny, uczepiona do niego kończynami. I dopijałam przez słomkę zimne kakao ze Starbucksa.
Justin, niewiele myśląc, podszedł do drzwi ze mną na rękach do drzwi i otworzył je. Chyba dopiero sobie zdał sprawę z tego, że gdyby był to ktoś inny - na przykład współpracownik ojca - to trudno by było się wytłumaczyć. Na szczęście moje koleżanki dobrze wiedziały, że jesteśmy razem. Mimo wszystko Justin spiął wszystkie mięśnie. Myślałam, że boi się, że coś sobie pomyślą (później dowiedziałam się, że miał w nosie, co uważają te gówniary), więc pocałowałam go prosto w usta i zeskoczyłam mu z rąk. Cieszyłam się na ich widok.
- W ogóle od nas nie odbierasz, kochana! - powiedziała Kelly sztucznie słodkim i piszczącym głosem. Obdarowałam je szerokim uśmiechem, ale to im nie wystarczyło, więc teatralnie zebrały mnie w ramiona i wycałowały, jak to miały w zwyczaju, po obu policzkach.
- Dzień dobry, proszę pana.
- Cześć, dziewczyny - odpowiedział miło. Wiem, że to tylko idealna gra pozorów; w ogóle nie bawiło go to, że ktoś nas odwiedził; wolał spędzać czas tylko we dwoje.
Wprosiły się do środka bez zaproszenia i rozgościły się na kanapie.
Mężczyzna prychnął i zniknął w kuchni. Pobiegłam za nim i chwyciłam go za koszulę.
- Pomożesz mi zrobić herbatę? - poprosiłam.
- Myślisz, że takie towarzystwo będzie piło herbatę? - zgasił mnie.
- Dlaczego mówisz do mnie takim tonem?
- Przepraszam, kociaku, ale nie podoba mi się, że będziesz spędzała czas z nimi, a nie ze mną - wytłumaczył. - Przecież mógłbym cię teraz całować i pieścić.
- No tak...
- Chyba wolisz mnie od nich?
- Tak, oczywiście, tatusiu! - obiecałam i wtuliłam się w niego. - Kocham cię!
- To udowodnij.
- Ale... jak?
- Wygoń je, kochanie. Wtedy wezmę cię na górę - powiedział. - Będziesz mi wdzięczna, obiecuję.
- Nie chcę, bo to niemiłe.
Pocałował mnie w czoło.
- Mam to zrobić? - Kiedy to mówił brzmiał dziwnie. Jakby był sfrustrowany, jakby bardzo tego chciał.
- Nie, nie chcę, żeby już poszły.
Lekko mnie odepchnął i wyminął bez słowa, a ja byłam tak zdziwiona, że wmurowało mnie w płytki. Bałam się, że będzie na mnie bardzo zły.
- Niech pan z nami zostanie! - Usłyszałam podniecone głosy z salonu.
- Niestety mam dużo pracy - uciął. Był zły, bo słyszałam jego wściekłe, ciężkie kroki nawet w kuchni.

- Chciałaś, żeby został? - zagaduje mnie William.
Kiwam głową, szepcę pod nosem niewyraźne słowo i chwytam chusteczkę, bo oczy zaczynają zachodzić mi łzami.
- Już dawno tu nie płakałaś - zauważa mężczyzna. Znów się z nim zgadzam.
- Wytłumacz mi, co się dzieje.
Wstaję z fotela; mam ochotę przejść się po pomieszczeniu i zebrać myśli. Prawie kopię ściągnięte ze ściany płótna, których nie lubię i płaczę jeszcze bardziej.
- Dlaczego ściągasz te paskudne obrazy tylko dlatego, że ja cię o to proszę?
William unosi siwą, krzaczastą brew i chyba, jak ja, połączył koniec z końcem i znalazł jakieś połączenie między moimi skrajnymi myślami, chociaż jeszcze nie zdążyłam się nimi z nim podzielić.
- Ponieważ chcę, żebyś była zadowolona i żebyś dobrze się tu czuła.
- I potrafisz uszanować moje uczucia. Justin tak nie potrafił. Łatwiej mu było przekonać mnie, że to, co on woli jest tym, czego ja chcę. Tak mnie urobił, że zawsze brałam jego zdanie za swoje własne.
Justin doskonale mnie podchodził. Potrafił tak zaszyć we mnie niepotrzebne poczucie winy, tak mnie zastraszyć, że w końcu mnie przekabacał. Nie wiem, skąd w nim taka umiejętność.

Dewiant // JBFFWhere stories live. Discover now