Akt 5 Scena 4

9.1K 539 50
                                    

            Do końca zajęć nie potrafiłam skupić się na niczym pożytecznym. Nie było to raczej nic nadzwyczajnego, ponieważ prawie nigdy nie byłam zainteresowana przebiegiem zajęć. Chyba że chodziło o laboratoria. Wtedy to była inna bajka.

- W takim razie widzimy się jutro? - zapytałam Mer, która stała w przejściu, by iść w stronę innego budynku. Wiedziałam, że musiała iść teraz na kółko z pisania kreatywnego. Ja natomiast spieszyłam się na próbę do przedstawienia. Zostało niewiele czasu na dopracowanie sztuki, bo niecałe trzy tygodnie, więc każdy czas wykorzystany na scenie był bardzo cenny.

- Pewnie - odparła, przechodząc z jednej nogi na drugą. Kilka osób z naszej grupy minęło nas w drzwiach, uśmiechając się.

- Pozdrów ode mnie chłopaków - przytrzymałam drzwi, gdy chciała już iść. - I powiedz, że niedługo wrócę.

Pokiwała głową, pokazując, że rozumie. Wiedziałam, że się spieszyła, bo i tak była już spóźniona, ale chciałam, by im o tym powiedziała. Uwielbiałam ludzi, którzy tam chodzili. Przede wszystkim zapisywali się studenci ostatniego roku, którzy nie wiedzieli, co robić z wolnym czasem. Niewiele osób mojego pokroju dostawało się na takie studia. Najczęściej byli to ludzie, dla których pieniądze nie były problemem. Oni jednak nie byli nadętymi gburami; jedynie potrzebowali zapełnienia czasu. Dobrze się z nimi rozmawiało, a ich historii słuchało się z zapartym tchem. Czekałam, aż w końcu będę mogła wrócić. Czułam, że ominęło mnie parę dobrych wydarzeń w ich życiu.

- Masz to jak w banku - krzyknęła przez zamknięte drzwi. Pokiwałam jej, odwracając się w stronę schodów, które prowadziły do mojej ostatniej lokalizacji dzisiejszego dnia.

Jakie szczęście, że miałam poniedziałki wolne od pracy. Nie wiedziałam, jakbym wyrobiła po tak napchanym zajęciami dniu, siedzieć w robocie do wieczora i uśmiechać się do każdego wchodzącego klienta. To by mnie zabiło.

- Josette, zaczekaj! - usłyszałam krzyk za plecami. Isaac biegł do mnie z otwartym plecakiem w ręku.

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co było takiego ważnego, że zaczął biec. I dlaczego nie mógł wyjść ze mną i Meredith z sali i powiedzieć to w jej obecności. Domyślałam się, o czym chciał ze mną porozmawiać i im dłużej o tym myślałam, tym bardziej mi się to nie podobało.

- Spieszę się trochę - powiedziałam, zatrzymując się chwilę na pierwszym schodku. Daleko nie zaszłam, a miałam niewiele czasu, by dojść na miejsce.

Romeo na pewno zaczął już próbę - pomyślałam. Nie było sensu czekać, aż skończę zajęcia, gdy wszyscy już byli wolni. I tak nie byłam tam ważną osobą.

Gdy Isaac dorównał mi kroku, zaczęliśmy powoli wspinać się po stopniach do góry. W ciszy było słychać tylko jego ciężki oddech. Musiał biec dłuższy czas.

- Idziesz na te dodatkowe zajęcia, które wytyczył ci Wellinger? - zapytał, poprawiając swój odpięty plecak na ramieniu. Z każdą chwilą zaczynałam dostawać większej paniki, że cała zawartość jego torby wyląduje na podłodze, dlatego próbowałam nie patrzeć na jego ciało. Musiałam skupić się tylko na jego twarzy, co nie było takim trudnym zadaniem.

- Tak - odparłam - a czemu pytasz?

Mimo że nie rozmawialiśmy przez dłuższy czas i przez ostatnie kilka tygodni myślałam, że Isaac obraził się na mnie nad życie, szło nam całkiem dobrze. Nie czułam się w jego towarzystwie dziwnie i nieodpowiednio. Zastanawiałam się, czy to było normalne, że tak szybko potrafiłam przystosować się do nowej sytuacji, próbując zostawić przeszłość w tle. A przecież była jeszcze świeża i ściskała moje serce za każdym razem, gdy pomyślałam o dniach, gdzie miałam z tego powodu nieprzespane noce i długie monologi wewnętrzne.

Zagraj ze mnąDonde viven las historias. Descúbrelo ahora