Epilog

13.2K 762 116
                                    

Kolejny tydzień był dość szalony. Dzień po masakrze w teatrze, przyszedł do mnie dziwny sms, na którego czekałam przez ostatnie parę dni.

Nieznany: Wchodzimy w to.

Na początku byłam zdziwiona, ponieważ nie pamiętałam, bym z kimkolwiek się umawiała. Dopiero po kilku sekundach zaczęłam łączyć wątki. To musiała być Charlie. Jeżeli napisała o sobie w liczbie mnogiej, znaczyło, że musiała namówić też Lauren.

Byłam tak podekscytowana, że zaczęłam piszczeć z radości. Nie potrafiłam kumulować w sobie dobrej energii. Musiałam ją od razu zużyć. Wypadło na wydawanie wysokich dźwięków i kołysanie się na boki, wymyślając nowy, pokręcony taniec zwycięstwa. Za dużo jednak nie mogłam się ruszać, ponieważ siedziałam na krześle, które zabierało mi połowę możliwych ruchów. Postanowiłam się tym jednak nie przejmować, dalej chichocząc jak małe dziecko.

Nie musiałam być w tym sama. Jaka ulga.

- Coś się stało? – Odwróciłam się do Noah, patrząc jak nadal przewracał się z boku na bok, na moim małowymiarowym akademickim łóżku.

Po wczorajszym sukcesie musieliśmy się wyszaleć. Poszliśmy do baru, gdzie cała grupa aktorów zebrała się, by świętować wyrzucenie Romea z uczelni. Chyba żadne z nich nie przepadało za jego twarzą. Przez całą noc przewijały się przez nasz stolik różne historie dotyczące stresujących sytuacji z Raileyem w roli głównej. Wszyscy cieszyli się, że nie musieli już z nim więcej współpracować. Mało osób miało o nim dobre zdanie, a jeszcze mniej uważało go za dobrego nauczyciela. Dziwiłam się, czemu nikt nie mógł wcześniej zareagować na jego zachowanie i dopiero uaktywniali się po zrobieniu wszystkiego za nich. Oni mieli z nim zajęcia przez dwa lata. Ja przychodziłam do niego raptem na kółko przez jeden semestr.

- Kto by słuchał głupich studencików. Ja bym nas olał na starcie – powiedział chłopak, który grał jednego z żołnierzy. Wyglądał jak rasowy aktor. Mocne rysy twarzy i głos mówcy. Przez cały czas zabierał głos, nawet jeżeli nikt go o to nie prosił.

Co chwilę przewracałam z tego powodu oczami, rozśmieszając przy tym Noah, który nie spuszczał ze mnie wzroku przez cały wieczór. Nie interesowały go opowieści jego kolegów i koleżanek z roku. Zamiast słuchać, mierzył mnie, jakby próbował zapamiętać najwięcej szczegółów. Wyglądał na zrelaksowanego, jednak cały czas trzymał mnie za rękę, jakbym zaraz miała gdzieś pójść. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ był jedną z dwóch osób, które znałam w tym towarzystwie i pochlebiało mi, że zajmował moją uwagę. Przynajmniej nie czułam się na początku tak nieswojo. Alkohol po czasie załatwił sprawę z moją nieśmiałością, dając mi odwagi do nawiązania kilku znajomości.

- Jose? – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Noah. – Kto do ciebie napisał?

Gdy spojrzałam na niego po raz kolejny, siedział na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Podrapałam się po karku, rozumiejąc, że nadal bolała mnie trochę głowa po wczorajszych szaleństwach. Przesunęłam się kilka razy na krześle, na nowo szukając wygodnej pozy, którą mogłabym przybrać.

- To była Charlie – odparłam, odblokowując na nowo telefon. Zdałam sobie sprawę, że nawet nie zdążyłam odpisać na jej wiadomość.

- Och – zdziwił się. – Zostałyście przyjaciółkami na pełny etat? – zapytał trochę jeszcze zaspany.

Prychnęłam, chociaż nie zaprzeczyłam. Od czasu, gdy zgodziłam się pomóc w usunięciu Romea, zmienił się jej stosunek do mnie. Była milsza, przez co lepiej się dogadywałyśmy. A co za tym szło, nie kazała mi się trzymać z dala od Noah... To znaczy, nadal nad tym pracowała. Nadal przyzwyczajała się do tego, że Noah kogoś miał. Tak na stałe.

Zagraj ze mnąTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang