Rozdział 34

243 12 0
                                    

Hermiona pewnie kroczyła znanymi ścieżkami próbując wpaść na pomysł, jak zwołuje się stado, gdy nie ma pełni – przez wycie? Przez wysłanie sowy? Przez dziwne zdolności, o których posiadaniu mogła nie być pewna? Strzelała, że mogło mieć to coś wspólnego z tym ostatnim – Voldemort zmawiał dotykając swojego śmierciożerczego znaku, ale co z nią? Miała dotknąć swojego ugryzienia? Nie przepuszczała jednak, że coś takiego mogłoby wypalić.

Postanowiła udać się na miejsce, w którym ostatni raz się spotkali i w którym, na dodatek, ostatni raz mieli zebranie z Velvorem. Stanęła pośród drzew i zaczęła myśleć nad kolejnym krokiem.

Nie dała sobie wiele czasu na głębokie rozmyślenia i postanowiła, że najpierw załatwi to w najprostszy sposób z możliwych: zaczęła wyć tak głośno, jakby świecił nad nią wielki księżyc i nie była w stanie po prostu się powstrzymać. Jednak po chwili, gdy straciła powietrza w płucach doszła do wniosku, że ten plan nie okaże się raczej skuteczny – a poza tym, miała zachowywać się cicho, a głośne ujadanie jakoś nie leżało w definicji tego słowa.

Brązowowłosa zaczęła nerwowo krążyć wokół drzew i uznała, że pozostało jej skontaktowanie się z innymi za pomocą myśli. Może jeśli na czymś mocno się skupi to uda jej się dotrzeć do podświadomości innego człowieka? Może uda jej się porozmawiać z każdym indywidualnie? A może raczej będzie w stanie zostawić coś na kształt telegramu? Jeśli w ogóle się uda – a miała nadzieję, że tak, bo szczerze mówiąc to nie była dość kreatywna w tej chwili.

Hermiona chodziła w tę i z powrotem wypowiadając słowa w myślach jak mantrę. Miała pewne problemy techniczne, gdy postanowiła się za to zabrać – nie wszystko wydaje się tak łatwe po krótkiej analizie. Nie miała pojęcia czy istnieje jakiś limit słów, czy jeśli wypowie dwa razy, to dwa razy przetworzy się informacja, a może po prostu dopiero po którymś razie z kolei, kiedy myśl zostanie powtórzona będzie przetransportowana do umysłów wilkołaków?

Minął kwadrans od kiedy spróbowała pierwszej rzeczy i zaczęła robić się coraz bardziej nerwowa. Nie wiedziała już czy to jej pomysły nie zadziałały, czy po prostu powinna dać im czas na dotarcie albo, czy praktycznie nie spotykają się jedynie w czasie pełni (choć ta myśl wydawała jej się szalona).

Pomyślała nad tym wszystkim jeszcze raz; robiła wszystko, co mogła, od wycia przez telepatie do przemiany w wilka i biegania wokół lasu w poszukiwaniu ostatniego wilczego zapachu, który mógłby jej pomóc – i nic. Jeśli to nie zdało rezultatu, to może pocierali talizman albo sygnet. Ale, na Merlina, podstawowe pytanie: to są wilki czy jebane czarownice?

I kiedy Hermiona usłyszała szelest liści, nawet nie musiała oglądać się za siebie, by wiedzieć, że to był jeden ze swoich. Szczerze mówiąc, o mało co nie zaczęła skakać z radości, że któryś z jej pomysłów wypalił.

Dziewczyna podeszła do przybysza bliżej.

– To... to moja zasługa, prawda? – zapytała z wahaniem przyciszonym głosem.

– Oczywiście, że tak, a niby kogo innego? – odpowiedział z lekką ironią w głosie, jednak Hermiona nie zwróciła na to uwagi.

– Nie byłam pewna jak mam zwołać zebranie i wciąż nie do końca wiem, jak mi się to udało.

– Nadawałaś na fali przez dobre dziesięć minut, że już nawet zacząłem myśleć czy nie zbliża się wojna.

– Czyli mówienie w myślach działa... – powiedziała bardziej do siebie niż do niego.

– Jasne, że tak. Telepatia działa, gdy jesteśmy wilkołakami, a nawet wtedy, kiedy jest pełnia i tracimy nieco panowanie nad sobą, a co dopiero mówić, gdy jesteśmy w ludzkiej skórze i to w biały dzień.

~ HGxSS w granicach nierozsądku ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz