Rozdział 47

195 10 0
                                    

Harry obudził się gwałtownie zlany potem. Ciężko sapiąc rozejrzał się po pokoju, starając się dostrzec cokolwiek w panującej ciemności – jednak nie na miejscu było jedynie jego szaleńczo łomoczące serce. Opadł głową na poduszki i cofnął się w myślach do snu, który nim tak wstrząsnął. Próbował wychwycić w nim jakiś nowy detal, zmianę, jednak koszmar był taki sam jak ostatnim razem. I sześć razy wcześniej. A jednak, wciąż tak samo reagował i nie mógł uporać się z paraliżującym strachem, który potrafił nim zawładnąć. Co prawda sny nie były już dla niego takie bolesne, jak kiedyś i musiał niechętnie przyznać, że to chyba za pomocą Snape'a i ich wspólnych lekcji. Przykładał się do nich jak jeszcze nigdy do żadnego przedmiotu i to, że Ten–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać nie był w stanie z taką łatwością nawiązać z nim kontaktu i dzięki temu nie sprawiał mu już takiego cierpienia, były dla chłopaka adekwatną nagrodą.

Potter wstał z łóżka i podszedł do okna przecierając lekko zaczerwienioną bliznę. Wydawało mu się, że zobaczył jakiś ruch za oknem, ale po chwili jedynie wzruszył ramionami. Pewnie jakiś niegroźny zwierzak wyszedł z Zakazanego Lasu albo jakiś uczeń cierpiał na bezsenność i był aż tak zdesperowany, by nie obawiać się o swoje bezpieczeństwo na błoniach.

Harry wrócił do łóżka, szczelnie przykrył się kołdrą, sprawdził czy jego różdżka faktycznie znajduje się pod jego poduszką, po czym zasnął trzymając na niej mocno zaciśnięte palce.

~*~*~*~

Hermiona biegła przez błonia próbując nadrobić swoje spóźnienie. Nie mogła się nadziwić, że też się dała namówić Snape'owi na tworzenie „przełomowego eliksiru", jak to określił. Mówiła mu, że jest umówiona i że nie może wyjść ani minuty później, bo przecież chyba każdy wie, jak bardzo nienawidzi się spóźniać. Oczywiście, łatwo można się domyślić, że Severus Snape machnął na jej słowa ręką, zaczął szczegółowo omawiać znaczenie i historię eliksiru. Dałaby sobie rękę uciąć, że śmiał się pod nosem, gdy w pośpiechu wybiegła z jego gabinetu – jakby to wszystko sobie ukartował.

Dziewczyna pędem wbiegła do Zakazanego Lasu próbując jak najzgrabniej ominąć gałęzie, które pojawiały się przed jej twarzą. Po kilku minutach biegu zauważyła już zarysy małej chatki, przez okna której można było dostrzec rozpalony w kominku ogień.

Granger zwolniła i pozwoliła sobie na wyrównanie oddechu. Gdy w końcu nie sprawiała wrażenia, jakby właśnie przebiegła półmaraton, podeszła do drzwi i szarpnęła je energicznym ruchem zapominając, że z łatwością ustępują. Przekroczyła próg, a w jej stronę odwróciły się wszystkie głowy.

Pokój został magicznie powiększony, dzięki czemu każdy znalazł miejsce dla siebie na kanapie lub na fotelu. Po środku zaś stał okrągły, mahoniowy stół, przy którym było miejsce dla każdego z watahy.

– Proszę, zasiądźmy do stołu – powiedziała łagodnie i sama poszła zająć miejsce. – Poprosiłam was o przyjście ponieważ mam dobrą i złą wiadomość, którą muszę się z wami podzielić.

Hermiona zaobserwowała kilka nerwowych wymian wzrokowych, a kilka zaintrygowanych. Rzadko bowiem zdarzało się, żeby stado zbierało się pod postacią ludzką i o czymkolwiek dyskutowało.

– Przez ten niedługi czas, podczas którego jestem alfą, zrobiliśmy duże postępy. Przede wszystkim nauczyliśmy się współpracować ze sobą i zaczęliśmy patrzeć na siebie jak na rodzinę. Jestem dumna z tego, co osiągnęliśmy. Chcę, żebyście zaufali mi stuprocentowo i wiedzieli, że jestem lojalna wobec was. Musicie uświadomić sobie także, że każde moje działanie jest robione z myślą o was, o mojej rodzinie. Mam nadzieję, że nie zwątpicie we mnie. – Powoli przeniosła wzrok po tak dobrze już znanych jej twarzach.

~ HGxSS w granicach nierozsądku ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz