Rozdział 28 cz. II

208 18 1
                                    

– Siadać! – Przerwało im ostre syknięcie, na które wszyscy zareagowali i zajęli miejsca. Usiadł nawet Snape, który nie wiadomo kiedy znalazł się po drugiej stronie stołu.

Voldemort zajął miejsce na tronie.

– Które to już nasze spotkanie, szlamo? – spytał z udawanym zamysłem.

– Za trudna matematyka – powiedziała pod nosem, ale wiedziała, że wszystko usłyszał, więc to, że wciąż stała na własnych nogach, niezmiernie ją zdziwiło. – Wiesz co, gdy zaprasza się kogoś do siebie, proponuje mu się herbatę, miejsce do siedzenia, a nie każe mu się stać na środku pomieszczenia. – Rozłożyła ręce w geście bezradności i rozczarowania. – To pierwsze możemy sobie odpuścić, jak zwykle, jednak rozmawialiśmy już wcześniej o jakimś krześle. Ile można jeszcze przerabiać ten temat? – Wzniosła oczy ku górze.

Po chwili znalazło się przed nią plastikowe krzesło.

– To rozumiem – odpowiedziała.

– Odpowiedz – rozkazał.

– Chyba się pogubiłam. Na co mam odpowiedzieć? – spytała lekko marszcząc brwi.

– Masz szczęście, szlamo, że mam dzisiaj dobry humor.

– Och, więc to się zdarza? – mruknęła. – Nie wiem, Tom, który to raz, wiesz, że nie mam w zwyczaju wszystkiego spisywać, a ta informacja jednak nie była mi niezbędna do dalszego funkcjonowania – plotła bzdury jak najęta. – Wiesz, jeśli jednak naprawdę tak bardzo ci zależy na tym, bym spisywała sobie daty odwiedzin w przytulnych miejscach, do których mnie sprowadzasz, to nie ma sprawy, założę jakiś dziennik albo zacznę wpisywać do kalendarza.

– Wystarczy, szlamo – syknął tak, że prawie opluł ją jadem, choć w jego głosie udało się usłyszeć nutkę pokręconego rozbawienia. Jakby bawił się w kotka i myszkę.

– Tom, chciałeś się ze mną widzieć, oto więc jestem i chciałabym się dowiedzieć do czego tak naprawdę jestem ci niezbędna. No, wiesz, mam na myśli tutaj coś poza torturami oraz wyżywaniu fizycznym i psychicznym. Jest może jakiś konkretny powód? – To jasne, że nie blefowała.

– Do tego zaraz przejdziemy. Skupmy się jednak na tym, że zawsze jęczysz, bo nie zadaję pytań na temat twojego samopoczucia. Jak ze spaniem?

– Widzę, że w końcu bierzesz moje rady do tego swojego, zimnego jak lód serca i niezmiernie mnie to cieszy. Co do snów, to dziękuję, miewam się naprawdę wspaniale, nie mogę narzekać.

– Roberto! – Przywołał lekkim ruchem palców, a chwilę później przed szereg wystąpił wysoki mężczyzna. – Nie chcesz zmienić zdania?

– Roberto, Roberto... – Zamyśliła się. – Coś mi się kojarzy, jednak nie potrafię sobie przypomnieć. – Starała się, żeby jej głos był jak najbardziej bunty choć serce kołatało jej w piersi.

Promień klątwy dotarł do jej klatki, nim zdała sobie z tego sprawę. Leżąc na podłodze, zacisnęła rękę na piersi.

– Niezły cel, Tom, chyba mocno trenowałeś od ostatniego razu – rzuciła, spoglądając na niego z pozycji siedzącej.

Było coraz bliżej północy.

Niemiłosierny ból rozrywał jej mięśnie, a rozmowa była ostatnią szansą na odciągnięcie uwagi od tego bólu.

Czuła jak każda komórka w jej ciele pali się żywym ogniem, a zostało rzucone dopiero jedno zaklęcie.

Voldemort po raz kolejny podniósł różdżkę i warknął: Crucio.

~ HGxSS w granicach nierozsądku ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz