Rozdział 29 cz. II

244 19 1
                                    

Hermiona nie zdawała sobie sprawy z tego ile czasu spędziła w tej samej pozycji. W chwili, gdy słońce wschodziło ponad horyzont, zebrała się w sobie, przewróciła na brzuch i powoli wstała. Nie do końca potrafiła posługiwać się magią bezróżdżkową, a tym bardziej skierować zaklęcie w określonym kierunku. Najprościej mówiąc, ten rodzaj magii był nadzwyczaj kapryśny i bardzo zaawansowany Hermiona dużo czasu spędziła nad książkami, czytając na ten temat, więc mimo wszystko zaryzykowała i poskładała te kości, które miała najbardziej rozgruchotane, a następnie ruszyła w stronę jednego ze starych barów.

Kiedy dotarła na miejsce, zobaczyła, że jedynie kilka osób pozostała w lokalu, a część z nich spała podparta o ściany przy stoliku.

Syknęła cicho, gdy musiała drugi raz unieść nogę, by pokonać schodek.

Właścicielka była tęgą kobietą, ale przyjemną w obyciu i Hermiona wiedziała, że ona sama nie lubi roznosić plotek, szczególnie o swoich gościach, ceniła sobie ich prywatność i rangę swojego motelu, w którym prowadziła również bar.

Hermiona skinęła głową w jej kierunku, a ta oderwała się od przeglądanej gazety, wstała i na blacie położyła kluczyk do jej pokoju.

– Widzę, że ciężka noc, mam rację? – zapytała zaczepnie, ale z uśmiechem na twarzy.

– Wiesz, Marge, raz pod wozem, raz na wozie, jak to mówią. – Usiadła na drewnianym krześle przy barze i mocniej ucisnęła bok.

– Widzę, że niezły ciężar musiał być na tym wozie. – Kobieta oparła się o drewniany pulpit.

– Sprawy przybrały niespodziewany kierunek, nie wiedziałam, że znajdę się tu z takim opóźnieniem. – Zmieniła temat.

– Nie miałaś podwózki?

– Oczywiście, że miałam taką propozycję, ale wiesz, że nie lubię zmieniać planów w ostatnim momencie. – Wzruszyła lekko ramionami.

– Dzisiaj już z pewnością nic od ciebie nie wyciągnę. Idź na górę, masz już naszykowany pokój.

– Nie macie niczego na parterze? – spytała z nadzieją w głosie. Jak będzie musiała wchodzić na kolejne schody, to będzie katorga i nie dotrze tam przed południem.

– Niestety, młoda, na dole lubią wynajmować na dłużej i nic już się nie da zrobić. – Marge umyła szklankę i wytarła ją ścierką, którą miała przerzuconą przez ramię. Zrobiła krok w tył i przyjrzała jej się oceniająco. – Oj, dziewczyno, naprawdę nieźle oberwałaś. Szkockiej na koszt firmy?

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem ironicznie i skinęła lekko głową, po czym jednym haustem wypiła whisky i skierowała swoje kroki na górę.

Nie znała Marge długo, ale miała za to okazję poznać się z jej synem, który – niestety – był już trupem. Marge była charłakiem, a jej syn lubił mieszać się we wszystko, co go nie dotyczyło. Był młodym utrapieniem na tyłku i kobieta musiała mieć ciągle na niego oko, a nie było to łatwe, gdy musiała mieć non stop bar pod kontrolą. Poznały się na niekoniecznie neutralnym gruncie, bo kilka minut po tym, gdy Jared wepchnął się w wilcze interesy, a jego ciekawość do ich spraw była zbyt duża, by pozostała niezauważona. Wiedziała, że Jared będzie martwy wcześniej czy później, to była jedynie kwestia czasu, bo gdy już raz weszło się na cudze terytorium, to nie było jak z niego uciec.

W każdym razie Hermionie udało się go uratować, gdy – na jego szczęście – znajdowała się niedaleko. Nie musiała przybierać innej postaci, wystarczyło, że wyciągnęła różdżkę i warknęła cicho. Prawdę mówiąc, z biegiem czasu, można rzec, że obydwoje mieli niesamowicie duże szczęście, prawdopodobnie, gdyby przytrafiło się coś takiego teraz, ktokolwiek by nie stanął w obronie, skończyłby chwilę później w kałuży własnej krwi.

~ HGxSS w granicach nierozsądku ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz