Rozdział 1

386 13 0
                                    

  Młody, wysoki szesnastolatek zamknął książkę i spojrzał w okno samolotu. Nie cierpiał jeździć z ojcem na misje dyplomatyczne. Zerknął na ojca, drzemiącego na kozetce. To, że nie miał z kim pogadać, deprymowało go. Z jednej strony posiadanie samolotu na własność to prestiż. Ale dla szesnastolatka, znudzonego podróżą, to męka. W końcu usłyszał stewardessę. Z ulgą spakował książkę do plecaka. Ojciec wstał i przejrzał torbę.

- Co mam robić? – spytał niechętnie.

- Nie wiem. Mamy dwa dni. Pozwiedzaj sobie miasto. – mężczyzna podał pieniądze jego ochroniarzowi.

Akira skinął głową. Pracował na tym stanowisku od narodzin panicza i kochał go jak syna. Teraz ruszyli do wyjścia. Niósł plecak swego podopiecznego. Zdali paszporty i wynajęte auta zawiozły ich w dwa różne miejsca. Akira spoglądał na ulice.

- Gdzie my właściwie jedziemy? – mruknął.

- Ojciec wynajął dom w Surrey.

- Marato, nie złość się. – Akira westchnął. – Wiesz, że matka jest w szpitalu. Musisz się pomęczyć.

- Wiem. – mruknął chłopak.

Jego matka miała wypadek i poroniła. A tak się cieszył, że będzie miał braciszka. Westchnął i spojrzał na osiedle. Identyczne domy, identyczne zachowania. Wszędzie niemal równocześnie koszono trawę. Tylko jeden dom był inny. Tam, gdzie wszystko zawsze robili dorośli, w nim pracowało pięcioletnie dziecko. Akira też spojrzał na to podwórze.

- Biedny mały. Jego brat łazi przed nim i wcina lody a ten się męczy.

- Wykorzystują go. Albo może sam się najął, by zarobić na coś?

- Tu tak nie ma. – kierowca spojrzał na chłopca. – Znam go, to dziecko to przestępca. Pewnie ma karę, jak zawsze. Wujostwo się nim zajmuje, chodzą straszne plotki o nim.

Marato przyjrzał się chłopcu. Akurat mieli dom niedaleko i w chwili przenoszenia toreb do niego mógł się rozejrzeć. Chłopiec spokojnie pracował. Tylko ten jego towarzysz strasznie mu przeszkadzał i dokuczał. Wzruszył ramionami i wszedł do domku. Od razu wziął prysznic.

- Tata długo ma zamiar tu mieszkać? – zagadnął Akirę.

- Dwa lata. Ale my pojutrze wracamy. – okrył go ręcznikiem i zaprowadził do pokoju.

Marato wskoczył do łóżka i niemal natychmiast zasnął.


***




Rano jak zawsze obudził go Akira. Niechętnie wstał i zszedł na dół na śniadanie. Zalał mlekiem płatki i ziewnął.

- Co robimy? – zaczął jeść.

- Zarezerwowałem ci bilet do kina. Masz też karnet do jakiegoś baru. Ja musze przygotować dom do zamieszkania. – Akira położył przed nim dokumenty i pieniądze.

- Powinienem ci pomóc.

- Paniczu, nie martw się o to.

Marato skinął głową. Skończył szybko płatki i ruszył się ubrać. Było ciepło, więc założył ciemne, lniane spodnie i koszulę. Do tego pantofle. Uczesał się i spojrzał w lustro. Był ładny i wiedział o tym. Złapał za plecak i ruszył na dół. Spakował pieniądze, pliki i ruszył do drzwi.

- Wróć do dwudziestej pierwszej, dobrze? – Akira zmywał naczynia.

- Dobrze, staruszku. – zamknął drzwi za sobą.

Sekundę potem usłyszał uderzenie w nie łyżką. Zachichotał i wyszedł na ulice. Wyjął elektroniczną mapę i wpisał adres kina. Ruszył w prawo. Niemal po chwili młody chłopiec wpadł w niego. Z trudem ustał na nogach. Mały za to wywrócił się i rozpoznał w nim tego, który wczoraj kosił trawę. Już miał go zbesztać, jak zobaczył, że chłopak obrywa kamieniem w głowę. Przypadła do niego czwórka chłopaków. Dowodził nimi kuzyn czarnowłosego.

- Ty dziwolągu...

- Co to za zachowanie?! – złapał za rękę dwóch chłopaków, kopiących ofiarę. – Tacy duzi a umieją atakować tylko jak jest pięciu na jednego!

Pozostała trójka uciekła i obserwowała ich z oddali. Za to zaraz zbiegli się dorośli. Rodzice kuzyna i jego przyjaciela przepchali się.

- Co ty robisz mojemu dziecku! – Vernon zdenerwował się.

- Twojemu dziecku? – Marato prychnął. – Gdybym to ja dowiedział się, co robi moje dziecko, zastrzeliłbym je za taki wstyd. Pięknie wychowałeś synka. Atakować w piątkę siedzącego chłopca. Żeby jeszcze ich zaczepił czy coś. Ale on tylko obserwował niebo. Co za wstyd.

Puścił ich z wstrętem i wytarł dłonie.

- Współczuje ojcu, by mieszkał tutaj z tak prymitywnymi osobami. W taki sposób wychować dziecko? Tragedia.

Podniósł chłopca i podrzucił zakrwawiony kamień. Spojrzał srogo na chłopca, który go rzucił.

- W moim kraju za to, co zrobiłeś, rodzice utopiliby cię. My mamy morderstwa honorowe a ty przyniosłeś rodzinie wstyd.

Ujął chłopca za rękę i zabrał ze sobą do sklepiku. Po chwili wyszli i mały niósł w rękach opatrunki. Marato zabrał go do parku. Zaczął przemywać ranę. Potem założył plastry. Cały czas mały obserwował go niepewnie.

- Jak masz na imię? – spytał, gdy skończył.

- Harry. Nie powinieneś mi pomagać. Oberwiesz. – odparł szczerze.

Marato zamrugał zdziwiony. Od kogo niby miałby oberwać.

- On ma kuzyna, który dzisiaj przyjeżdża. On maca tam, gdzie nie powinien. Jak mu opowie, pobiją cię. – podciągnął nóżki na ławkę.

- Jutro o szóstej jadę. Nie martw się więc. Zjemy coś?

Poprowadził go do baru. Mały zjadł śniadanie, jakby nie jadł od paru dni. Uśmiechał się lekko. Ten chłopiec nie sprawiał wrażenia, by był zły. Może to tylko plotki?

- Mieszkasz z wujostwem, tak? – zagadnął go, pijąc kawę.

- Tak. – przytaknął, kończąc frytkę.

- A co z rodzicami? Stracili prawo do opieki nad tobą?

- Nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym, jak miałem roczek. W Haloween. To moja jedyna rodzina. Aczkolwiek wolałbym być bezdomnym niż z nimi mieszkać.

Marato skinął głową. Sam widział, że nie są za mili.

- Kim byli twoi rodzice?

- Nie wiem. Pierwsza zasada u wujostwa – nie zadawaj pytań. Nic o nich nie mówią, nawet nie podają imion. – wzruszył ramionami. – Dziękuje za śniadanie.

- Co zamierzasz dzisiaj robić? – dokończył kawę.

- Co mi rozkaże ciotka. Wszystko robię za nich a oni się lenią.

Chłopak pobiegł do wyjścia. Marato zapłacił i ruszył do kina. Obejrzał kilka filmów. Wyszedł z kina wieczorem. Zjadł kolację w tym samym barze i ziewnął. Było już po dwudziestej i musiał wracać do domu. Akira bywał straszny, jak się nie słuchał. Szedł właśnie przy parku, jak ktoś uderzył go w kark i wciągnął między drzewa. Po chwili usiadł i oparł się o pień. Spojrzał na kilkanaście osób.

- Więc to ty publicznie zarzuciłeś mojej ciotce jakieś kłamstwa.

- Jakby umiała wychować dziecko, nie byłoby katem bezbronnych.

Spróbowali go uderzyć, ale się obronił. Po sporej bijatyce w końcu udało mu się wycofać. Uciekł w głąb parku. Cudem zgubił pogoń. Już miał zejść z drzewa, jak spadł mu plecak. Zaraz przypadł do niego jakiś dzieciak. Podniósł go.

- To moje. – zeskoczył przed nim.

Dzieciak spoglądał na plecak i na niego.

- On tu jest! – zawołał w głąb parku.

Zaraz pokazała się głowa jakiegoś chłopaka i pogoń ruszyła na nich. Dzieciak uciekł z plecakiem. Zaklął i ruszył w uliczki. Było grubo po dwudziestej trzeciej, jak zgubił prześladowców. Oto, czym się kończy dobre serce. Kradzieżą, napaścią... Był wściekły i to było najłagodniejsze określenie. Usłyszał kroki i po chwili do uliczki zajrzał znany mu chłopiec. Obejrzał się, chcąc kogoś zawołać, ale uciszył go. Wciągnął go do środka i czekał. W końcu usłyszał tupot i towarzysz dziecka odbiegł. Harry był spokojny.

- Jesteś cały i zdrowy! – mruknął, gdy go puścił. – Jak zobaczyłem kogoś z twoim plecakiem, wystraszyłem się...

- Na tyle, by wydać mnie wrogom? – zasyczał.

Uderzył dzieciaka aż zatrzymał się na ścianie. Obserwował go, jak osuwał się po niej. Uśmiechnął się podle.

- Mówiłeś, że nie lubisz, jak tamten cię maca. – mruknął mu. – Może taka kara oduczy cię odpłacać się zdradą dla kogoś, kto ci pomógł...

Zaczął rozbierać chłopca. O siebie się nie martwił. Już po samej walce był twardy. Zasłonił mu usta i brutalnie wszedł w niego. Poruszał się ostro. Było to ciężkie, bo mały się wyrywał. Ale dzięki temu, że był ciasny, doszedł błyskawicznie. Wyszedł z niego i spojrzał mu w oczy. Jego ręce zacisnęły się na szyi dziecka. Harry charczał a to zagłuszyło kroki biegnącej osoby.

- Harry!

Marato puścił nieprzytomne dziecko i spojrzał na uliczkę. Ten głos...

- A... Akira... - Jęknął.

Ktoś rzucił się w uliczkę i po chwili Akira był już przy nim. Zamarł, jak zobaczył scenę przed sobą. Nie był głupcem. Mały nagi i podduszony, Marato opuszczone spodnie. Zgwałcił go jak nic. Zacisnął pięści. Ale nic nie powiedział. Ubrał chłopca.

- Ubierz się. – warknął.

Poczekał, aż to zrobił i wziął dziecko na ręce.

- Powiem tylko jedno. Kiedy porozmawiasz z ojcem, będziesz żałował tego czynu.

Marato zamrugał. Powoli ruszyli w stronę osiedla. Było pusto. Tylko przed kilkoma domami były radiowozy. Akira ruszył do domu chłopca a Marato do ojca. Wszedł do domu i oparł się o drzwi. Będzie żałował? Już w sumie czuł lekkie ukłucie żalu. W końcu to tylko dziecko. Może jakby go wydał, nie biliby go więcej? Przecież widział podbite oko. Rano tego nie było.

- Marato?

- Jestem. – powiedział zmęczony.

Ruszył do salonu. Jego ojciec siedział... ściskając jego plecak. Podskoczył w miejscu i przypadł do niego. Przeszukiwał go.

- Jest wszystko poza pieniędzmi. – uspokoił go.

- Skąd go masz? – przytulił do siebie plecak.

- Twój przyjaciel, Harry. Zobaczył kogoś jak wkładał do środka rzeczy. Poznał plecak, wyrwał go i oberwał, ale złodziej uciekł. Mały sprawdził adres i przybiegł do nas. – mężczyzna podał mu wodę. – Ponieważ wiedział nazwę baru i kina, Akira mu uwierzył. Teraz razem cię szukają.

Usłyszeli otwieranie drzwi. Akira wszedł do domu. Przeszedł do kuchni i opłukał zakrwawione dłonie. Mężczyzna z sykiem wciągnął powietrze.

- Ty...

- Nie. Harry oberwał podczas poszukiwań. – Akira wrócił. – Zaniosłem go do domu.

Podał kartkę z adresem ojcu Marato.

- Kiedy straciłeś go z oczu? – mężczyzna był niepewny.

- Szukaliśmy naraz po dwóch stronach ulicy. Ja z jednej strony on z drugiej. Miał mnie wołać, jakby go znalazł. Ponieważ miał mniejszą liczbę odgałęzień, wysunął się do przodu. Zorientowałem się, że coś jest nie tak, jak nie było go na końcu. Leżał w uliczce między domami. Ktoś go zgwałcił.

Marato przełknął ślinę. Akira... nie wydał go.

- A Marato? – mężczyzna zakrył twarz.

- Usłyszał mój okrzyk. Był parę uliczek dalej.

Marato wstał i ruszył do okna. Harry... uratował go a on... skrzywdził to dziecko. Co za wstyd... Poczuł, jak Akira zabiera go do pokoju i podaje mu coś na sen. Niemal natychmiast zasnął.   

HonorWhere stories live. Discover now