Rozdział 2

184 12 0
                                    

  Gwałtowne oblanie wodą poderwało Marato do siadu. Rozejrzał się półprzytomnie. To był ich dom w Tokio. Ich rodowa rezydencja.

- Już ci mówiłem, byś używał zaklęć wyciszających. – Akira usiadł na stole.

- Wiem. – mruknął.

Więc to był tylko sen. Sen, który męczył go od jedenastu lat. Tamtego dnia nie miał jak pójść do chłopca. Wyjechał i nigdy już go nie zobaczył. Mały, uroczy chłopiec o zielonych oczach i ciemnych włoskach. Był śliczny. A on go zniszczył. Nie wiedział nawet, czy sobie poradził z tym. Ojciec często pisał listy do niego i wiedział, że Harry zamknął się w sobie, czasem bywał już agresywny. Akira dobrze mu powiedział – sumienie nie dawało mu spokoju. Marato wstał i podszedł do toaletki usiadł tam i zaczął rozplątywać warkocz.

- Obudziłeś mnie tak wcześnie z powodu? – spojrzał na przyjaciela.

- Dzisiaj po śniadaniu przyjedzie ten gość z Anglii. – Akira przewrócił oczami.

- Muszę być? – Marato westchnął.

- Skoro poprosił o spotkanie, to raczej tak. Dorośnij w końcu.

Marato nie rozumiał, kim była ta osoba. Nie rozumiał też motywów spotkania. Ponieważ jednak było to załatwiane przez ambasadę, ustąpił. Rozczesał włosy i ziewnął.

- Akira?

- Hm? – mężczyzna spojrzał na niego.

- Jestem potworem. – Marato spojrzał na niego.

- Nie zawsze. – Akira wzruszył ramionami.

- Nic mu nie dałem za to, co mu zrobiłem. – Marato wstał i podszedł do szafy.

Otworzył ją i przejrzał koszule.

- Nie miałeś okazji. Jego wujostwo zabrałoby mu rekompensatę. Zrobili to z pieniędzmi na leczenie od twego ojca. – Akira odłożył prospekt.

Spojrzał na podopiecznego. Marato wyrósł na wspaniałego mężczyznę. Mimo iż wielokrotnie się wiązał, wciąż był samotny. Rodzina nic nie rozumiała. On wiedział. Wspomnienie chłopca, którego skrzywdził, nie dawało mu spokoju i nie wiązał się. Była to jego kara, ale stała się lekką obsesją. Marato powoli ubierał się. Spojrzał w lustro. Był teraz jednym z najlepiej projektujących architektów na świecie.

- Marato? – doszło ich z dołu.

- Tak? – zawołał.

- Mama mówi, że zaraz podadzą śniadanie.

- Idę, Mayu.

Szybko skończył się ubierać i wspólnie z Akirą zeszli na dół. Usiedli na swoich miejscach. Marato sięgnął po pałeczki.

- Smacznego.

Reszta skinęła głowami i zabrali się za jedzenie. Mayu, młodsza siostra Marato, niechętnie grzebała w surówce z marchewki. Jej matka parsknęła, widząc jak to samo robi jej mąż.

- To rodzinne. – Akira puścił małej oczko.

- Wujciu, no. – rzuciła go kukurydzą.

Złapał ją i zjadł. Marato prychnął, jedząc bez przekonania swoją porcję.

- Marato? – matka przyjrzała mu się.

- Źle spałem. – mruknął, pijąc sok.

- Baby mu brak.

Marato nie wytrzymał i uderzył czołem w talerz. Akira krztusił się śmiechem.

- Tato, Marato jest bardziej homo niż serek homogenizowany. – Mayu przewróciła oczami.

- To brak mu faceta. – głowa rodziny spojrzała karcąco na syna.

- Tato, proszę, skończ z tym. – Marato podniósł się.

Matka zdjęła mu pałeczkami rybę z czoła.

- Na Bogów. Masz dwadzieścia siedem lat. – mężczyzna wskazał go pałeczkami.

- No i? – Marato zabrał się za ryż.

- Może już czas założyć rodzinę?

- On nie założy, bo czuje się winny. – matka przełknęła marchewkę.

Marato zbladł. Skąd ona to wiedziała?! Spojrzał na Akirę, ale ten był tak samo zdziwiony.

- Słyszałam nie raz, jak płakałeś przez sen i kogoś przepraszałeś. – wyznała.

- Skrzywdziłeś kogoś? – Ojciec zmarszczył czoło.

- Tak. Źle oceniłem sytuację i skrzywdziłem. Dawno temu. – napił się i wstał.

Reszta poszła za nim. Usiedli w salonie. Służba ruszyła zrobić herbatę.

- Zadam jedno pytanie. Naprawiłeś szkodę? – jego ojciec był spięty.

- Jego rodzina zabrałaby mu pieniądze a nie miałem potem okazji spotkać się z tą osobą. – oparł dłonie na stole. – Czuje się jak szmata.

- Ile ma lat? – matka o dziwo była spokojna.

- Teraz ma z... - Spojrzał na Akirę.

- Około szesnaście. Nie jest z naszego kraju. – mężczyzna uśmiechnął się smutno.

- Rozumiem. W każdym razie wkrótce będzie mógł się usamodzielnić więc wtedy wyrównasz mi szkodę?

- Tak. – mruknął. – Na to czekam. Tylko czy on zechce ze mną rozmawiać?

Po tym pytaniu nastała cisza. Mayu otworzyła gazetkę dla dziewcząt i ostatecznie zajęła się nią. Rodzice byli smutni. Z jednej strony rozumieli syna i jego pobudki. Z drugiej to jednak plama na honorze. Aczkolwiek Marato cierpiał, że nie może wyrównać szkody.

- Chłopak? – kątem ust spytała Mayu.

- Tak. – tak samo odpowiedział Akira.

- Dlatego unika związków?

- Raczej tak. Nie chce znów kogoś zranić.

Marato wstał i ruszył do swego pokoju. Odpalił laptop i przeszukał wyniki. Od jakiegoś czasu myślał o wyrównaniu rachunków. Ale kim było to dziecko? Jedyna wskazówkę o jego rodzinie miał taką, że stracił rodziców w wypadku piętnaście lat temu. Przejrzał już wszystkie wypadki z tego dnia. Ale w Anglii nic nie było, by zginął mugol z żoną i osierocili rocznego chłopca. Owszem, był chłopak ale on miał teraz dwadzieścia lat.

- Bez sensu. – potarł skronie.

Podszedł do okna. Może źle szukał? Powinien sprawdzić rodzinę chłopca pod innym kątem. Ale nie miał dostępu do danych tych ludzi. Usiadł na parapecie i zdjął okulary. Wyjrzał na ogród.

- Oj, mały. Sumienie zżera mnie żywcem. Nie wiem dlaczego, ale te kilkanaście tysięcy, jakie przygotowałem jakoś nie przekonują mnie, że to wystarczy.

- Wiadome. – Akira zajrzał do niego.

- Nienawidzi mnie. – Marato zaczął bawić się końcówką okularów.

- Nie sądzę, by cię poznał. Zmieniłeś się. – usiadł obok. – A między nami, ile mu przygotowałeś?

- Pięćdziesiąt tysięcy funtów. Miał pięć lat więc...

Akira odetchnął i spojrzał w sufit. Kwota nie była za duża. Często stanowiła miesięczny zarobek Marato.

- Przyszedłeś mnie pomęczyć, czy masz coś do zakomunikowania?

- Niezupełnie. Ani to, ani tamto. – Akira wstał.

- To co?

- Zbieraj dupę do łazienki. Opłucz twarz to się dowiesz.

Marato poszedł i opłukał twarz. Szybko wytarł ją w niebieski ręcznik i poprawił włosy spięte w kok. Potem ruszył do przyjaciela.

- No, zadowolony? – mruknął.

- To teraz ładny uśmiech i na dół. Twój gość przybył.

Akira ruszył do drzwi. Marato przełknął ślinę i ruszył za nim.

HonorWhere stories live. Discover now