Rozdział 4

170 12 0
                                    

  Marato siedział tępo na sofie. Teraz, gdy blondyn wyszedł, zrozumiał co się dzieje. Jego szkoda była większa i marne parę naście tysięcy nie naprawi jej. Wstał jak automat i ruszył do siebie do pokoju. Odpalił laptop. Po podłączeniu do Internetu wpisał w przeglądarkę „szkoły dla recydywistów, Wielka Brytania". Po chwili drzwi otworzyły się. Jego rodzice, siostra i Akira przyszli z herbatą.

- Szukasz go?

- Tak. – mruknął.

W końcu strona załadowała się. Niemal nie wkleili się w niego.

- Tu zobacz. – matka wskazała szóstą pozycję. – Zestawienie szkół dla recydywistów dla każdego kraju.

- Raczej nie będzie go tam. – Akira był bardziej sceptyczny.

- Dlaczego?

- Pomyśl. Znasz nazwisko?

- Nie, ale znam nazwę ulicy. – mruknął.

Wszedł w zestawienie i zaczął czytać ranking. Nazwy przerażały go.

- Jest. – Akira pierwszy zobaczył szkołę. – Ośrodek Wychowawczy Świętego Brutusa Dla Młodocianych Recydywistów. Dwadzieścia cztery mile od Londynu.

- Ale pewnie nie będzie list...

Weszli w odnośnik. Tak jak podejrzewał Marato, nie było nazwisk studentów. Usiadł i spoglądał na sufit. Trwał tak i po prostu patrzył.

- Marato?

Spojrzał na ojca. Ten musiał coś podejrzewać.

- Co zrobiłeś Harry'emu?

- Myślałem, że woła oprawców i uciszyłem go. Potem ukarałem za niewdzięczność. – powiedział ponuro.

- Co mu zrobiłeś? Konkrety...

- A jak myślisz? – rzucił mu rozgniewane spojrzenie.

- To ty go zgwałci... - zamilkł.

Teraz zrozumiał, jak bardzo zawinił. Obserwował go w szoku. Dlatego zobaczył łzę, która spływała po policzku. Marato szybko wytarł ją.

- Dlatego nie chcę związku. Ja... nie zasługuje na szczęście.

- Pieniądze nie naprawią szkody. – matka napiła się herbaty. – Zabrałeś mu godność.

- Chyba wiem, jak możesz spłacić szkodę. – Mayu poprawiła spódnicę.

Spojrzeli na nią w szoku.

- Jak? – Marato przełknął ślinę.

- Proste. Zrobiłeś coś, co zarezerwowane jest dla poślubionych osób. Musisz poślubić go i dawać mu pieniądze na co tylko zechce.

- A jak już będzie miał męża lub żonę? Albo będzie po słowie? – Marato uniósł brew.

- To mu będziesz dawał pieniądze, jakby był twoją żoną. – puknęła go w czoło. – A ty czasem nie masz zaraz spotkania w interesach?

Spojrzał na zegarek i szybko się poderwał.

- Zarabiaj, by twój mąż żył w dostatku. – matka uśmiechnęła się.

- Wiem.

Wybiegł do taksówki, która właśnie podjechała.

***


Siedział w barze. Był zdołowany. Zamówił kolejne piwo i wpatrywał się ponuro w sufit. Powoli upił łyk...

- Hej, ty stary gadzie!

HonorKde žijí příběhy. Začni objevovat