Marato siedział tępo na sofie. Teraz, gdy blondyn wyszedł, zrozumiał co się dzieje. Jego szkoda była większa i marne parę naście tysięcy nie naprawi jej. Wstał jak automat i ruszył do siebie do pokoju. Odpalił laptop. Po podłączeniu do Internetu wpisał w przeglądarkę „szkoły dla recydywistów, Wielka Brytania". Po chwili drzwi otworzyły się. Jego rodzice, siostra i Akira przyszli z herbatą.
- Szukasz go?
- Tak. – mruknął.
W końcu strona załadowała się. Niemal nie wkleili się w niego.
- Tu zobacz. – matka wskazała szóstą pozycję. – Zestawienie szkół dla recydywistów dla każdego kraju.
- Raczej nie będzie go tam. – Akira był bardziej sceptyczny.
- Dlaczego?
- Pomyśl. Znasz nazwisko?
- Nie, ale znam nazwę ulicy. – mruknął.
Wszedł w zestawienie i zaczął czytać ranking. Nazwy przerażały go.
- Jest. – Akira pierwszy zobaczył szkołę. – Ośrodek Wychowawczy Świętego Brutusa Dla Młodocianych Recydywistów. Dwadzieścia cztery mile od Londynu.
- Ale pewnie nie będzie list...
Weszli w odnośnik. Tak jak podejrzewał Marato, nie było nazwisk studentów. Usiadł i spoglądał na sufit. Trwał tak i po prostu patrzył.
- Marato?
Spojrzał na ojca. Ten musiał coś podejrzewać.
- Co zrobiłeś Harry'emu?
- Myślałem, że woła oprawców i uciszyłem go. Potem ukarałem za niewdzięczność. – powiedział ponuro.
- Co mu zrobiłeś? Konkrety...
- A jak myślisz? – rzucił mu rozgniewane spojrzenie.
- To ty go zgwałci... - zamilkł.
Teraz zrozumiał, jak bardzo zawinił. Obserwował go w szoku. Dlatego zobaczył łzę, która spływała po policzku. Marato szybko wytarł ją.
- Dlatego nie chcę związku. Ja... nie zasługuje na szczęście.
- Pieniądze nie naprawią szkody. – matka napiła się herbaty. – Zabrałeś mu godność.
- Chyba wiem, jak możesz spłacić szkodę. – Mayu poprawiła spódnicę.
Spojrzeli na nią w szoku.
- Jak? – Marato przełknął ślinę.
- Proste. Zrobiłeś coś, co zarezerwowane jest dla poślubionych osób. Musisz poślubić go i dawać mu pieniądze na co tylko zechce.
- A jak już będzie miał męża lub żonę? Albo będzie po słowie? – Marato uniósł brew.
- To mu będziesz dawał pieniądze, jakby był twoją żoną. – puknęła go w czoło. – A ty czasem nie masz zaraz spotkania w interesach?
Spojrzał na zegarek i szybko się poderwał.
- Zarabiaj, by twój mąż żył w dostatku. – matka uśmiechnęła się.
- Wiem.
Wybiegł do taksówki, która właśnie podjechała.
***
Siedział w barze. Był zdołowany. Zamówił kolejne piwo i wpatrywał się ponuro w sufit. Powoli upił łyk...
- Hej, ty stary gadzie!