9.

16 3 0
                                    

- A mówili, nie oceniaj książki po okładce - kręci głową kiwając głową w stronę Roberta na powitanie.

- A widzisz? - mrużę oczy zadowolony. - Czegoś cię nauczyłem - śmieję się na widok wkurzonej 563.

- Ale śmieszne - opatruje mnie i milczącego strażnika. - Zaimponowałeś Rei i podpadłeś temu idiocie, gratuję - chichra się pod nosem i kończy nas opatrywać. - Leki wam zostawię, reszta przychodzi za jakieś dwie godziny. Ja idę do nich, pa - mówi odwracając się na pięcie. - A, zapomniałabym! - odwraca się do cerbera. - Obiekt 9893 ma teraz odpoczywać - wychodzi, a ja wybucham śmiechem i kładę się na plecach.

- Nie ma mowy, muszę ćwiczyć - ocieram łezkę i zerkam na Roberta. - Co ty taki milczący.

- Nawet nie będę ci mówił jakie to głupie, i tak nic to nie da - puka się w czoło, a ja wzruszam rozbawiony ramionami. - Zastanawiam się nad drugą połówką ciebie - marszy brwi i pociera brodę. - No nic, jak coś będę pewny w stu procentach to cię powiadomię - krzywi się dotykając obrażenia.

- Masz już jakieś podejrzenia, prawda? - podnoszę się powoli skanując twarz cerbera. - I coś czuję, że to mi się nie spodoba?

- Dokładnie tak - kiwa głową. - Dowiesz się w swoim czasie - otrzepuje ceremonialnie ręce i wstaje.

- On powiedział mi to samo... - szepczę do siebie i wstaję za strażnikiem. - Ruszamy? - ochoczo podchodzę do niego.

- Jasne, za jakąś godzinę - posyła mi kpiący uśmiech.

- Teoria? - patrzę na niego błagalnie.

- Powiem ci - mówi między salwami śmiechu. - Niezłe masz te wilcze oczka - krzywię lekko głowę czekając, aż mi to wyjaśni. - Maślane oczka wyszły ci idealnie - ponownie się śmieje.

- Co?! - mrugam oczami chcąc, aby przestały. - Już?

- Tak - klepie mnie wciąż rozbawiony po ramieniu. - Chodź, młody. Usiądziemy na sali weź książkę - mówi i wyprzedza mnie.

- Idę - biorę mój podręcznik i udaję się za Robertem. - Nie nabijaj się już - burczę cicho i udaje się na środek sali.

Na moją obrażoną minę parska śmiechem. Całą godzinę siedzę i tłukę z nim podstawy walki. W końcu znużony idę do pokoju i zasypiam. Robert idzie coś załatwić, więc mam ciszę i spokój.

Otwieram oczy nic nie widzę. Sam nie wiem czy pływam, latam, może nawet stoję. Wokół mnie nie ma niczego, na czym mógłbym zawiesić oko. Czerń, kolor towarzyszący mnie otoczeniu. Żadnych głosów, rzeczy, ani osoby. Coś mnie obejmuje w pasie. Spinam się czując nieprzyjemny ból brzucha. Nagle zostaję odepchnięty, upadam w pustkę. Klęczę na kolanach z rozszerzonymi oczami i obserwuję otoczenie. Po krótkiej ciszy następuje świst powietrza, dostaję w twarz. Upadam na bok jęcząc z bólu. Słyszę dźwięk ostrza. Gwałtownie wstaję rozglądając na boki. Kolana ponownie mi się uginają, dostaję w pierś czymś ostrym. Uderzam głową o posadzkę o krzyczę. Po chwili sięgam drżącą ręką zadanej mi rany. Wokół mnie zapalają się światła. Na dłoni i posadzce dostrzegam krew, moją krew. Zostaję kopnięty w plecy. Ponownie krzyczę, czując palące plecy. Powoli, na miękkich kolanach unoszę się z podłoża. Mrużę wściele oczy, wiedząc jak ktoś sobie ze mnie kpi. W powietrzu czuć moją krew i słychać mój urywany oddech. Nie mając zbytnio jak wyczuć przeciwnika zamykam zrezygnowany oczy. Cholera, zaciskam pięści. - Pokaż się! - mój głos rozchodzi się echem po pustce. Po kilku minutach bezczynnego nasłuchiwania siadam na podłodze. Przyciskam dłoń do rany i czekam. Nie wiem na co i czy w ogóle się doczekam, ale nie wiem co innego mogę zrobić. Znikąd zamach i uderzenie w moją głowę. Nic nie widzę, wszystko jest rozmazane. Kręci mi się w głowie, jest mi słabo i niedobrze.

- Wróciliśmy! - zrywam się dysząc. - Co jest? - Alan podchodzi do mnie i patrzy z uniesioną brwią na moją reakcję.

- Nic - wstaję, co chyba nie jest dobrym pomysłem, bo się chwieję. - Idę wziąć prysznic - łapię równowagę i udaję się do łazienki.

Po prysznicu opieram się o umywalkę i patrzę w lustro. Na całym ciele mam siniaki, oczy są teraz czarno-złote, a za moimi plecami unosi się mgła na wzór skrzydeł. Marszczę brwi i lekko potrząsam głową. Mgła i kolor oczu znikają. Ubieram się i mozolnie podchodzę do drzwi. W ostatnim momencie odsuwam, kiedy ktoś otwiera drzwi. Na progu staje zmęczony Robert.

- Młody musisz... - przerywa widząc mnie przy drzwiach. - Yh, okropnie wyglądasz - mówi i przepuszcza mnie w drzwiach.

- Dzięki - odpowiadam i siadam na łóżku. - Co jest?

- Uran cię wzywa na salę, chodź - patrzy na mnie pospieszającym wzrokiem.

- Dobra, chodźmy... - patrzę na niego podejrzliwie i wychodzimy razem na naszą salę ćwiczeń. - Gdzie on jest?

- Nie ma go tu, musiałem cię jakoś wyciągnąć - mówi przepraszająco. - Co ci? Wyglądasz okropnie - opowiadam mu mój sen i o mglistych skrzydłach w lustrze.

- Masz obrażenia zadane podczas tego snu? - marszy brwi skoncentrowany.

- Chyba nie - mówię niepewnie. - Ale w czasie trwania tego snu czułem wszystko bardzo wyraźnie.

- Powiem ci tak - wzdycha. - Co do snu nic nie wiem, ale jeśli chodzi o te skrzydła... Moja teoria staję się coraz bardziej prawdopodobna. Możesz być w połowie demonem.

- Demonem? - zaciskam lekko wargę.

- Tak - kiwa głową. - Przykro mi...

- Ale mi nie - przerywam mu szybko. - To może się sprzydać, poza tym zapanuję nad tym.

- Nie jestem tego tak całkowicie pewien - odwraca wzrok.

- Ale ja jestem i to wystarczy - ucinam. - Liczę na twoją pomoc.

- Zawsze - jego głos staje się pewniejszy.

- A teraz... - wracam do tematu. - Co o nich wiesz?

- Nie za wiele - przeciera twarz. - Wiem, że ponoć wyginęły. Jak widać, to nie do końca prawda. Stają się niewidzialne, tu już wiesz, mogą słyszeć myśli czy pragnienia innych, niektóre latają. Przybierają różne formy, potrafią wnikać do czyiś umysłów i każdy z nich ma przynajmniej jeden, własny dar.

- Jeśli połączy się to z wiklołactwem...- kręcę zadowolony głową.

- Nie zapędzaj się tak szybko - upomina mnie.

- Tylko o tym pomyśl! Na sto procent jest więcej takich jak my, chcą uciec za wszelką cenę. Można połączyć siły i się stąd wydostać - szepczę uradowany.

- Ale na to wszystko potrzeba czasu, zaangażowania, umiejętności i pewności, że nie będzie wśród nas kreta - Robert ostudza moje zapały w kilka sekund.

- Masz rację, ale to wciąż jest możliwe - mruczę cicho.

- Planowanie zostawimy na koniec, młody - postanawia. - Teraz wracaj, muszę to wszystko ogarnąć i poszukać jakiś informacji.

Obiekt numer 9893Where stories live. Discover now