Rozdział II

79 9 0
                                    


II

Ruch wśród lekarzy jeszcze bardziej się wzmożył, szczególnie nasilając się wraz z hasłem "dziewczyna wykrwawia się". Pielęgniarki zaczęły się przekrzykiwać, załamując ręce z bezsilności, a jednak wciąż zmieniając opatrunki. Wciąż jednak nie mogłam zrozumieć do jakiego cudu doszło właśnie w tej chwili, skoro ociekające krwią opatrunki dla mnie były bezbarwne. Nie czułam ani grama bólu, który powinien pulsować we mnie i promieniować na każdą część mego odrętwiałego ciała. Czułam się całkowicie odcięta, zamknięta w szklanej bańce. Kiedy już chciałam wydusić z siebie urywek zdania, zostałam momentalnie uciszona.

— Doktor Richardson niedługo tu przybędzie, więc proszę posprzątać ten bałagan, siostro. Nie dość, że nie możemy poradzić sobie z jedynym przypadkiem w historii tego szpitala, to jeszcze ruszacie się wszystkie jak muchy w smole. Renoma tej placówki legnie w gruzach nim się obejrzymy — lekarz prowadzący nie mógł ukryć pogardy, jaką chował do pielęgniarki. 

Ewidentnie nie potrafił wygrać ze swoją bezsilnością, której byłam uosobieniem. Wraz z jego bezsilnością, moja narastała jeszcze bardziej, mając poczucie, że nikt nie potrafi ujarzmić zarówno mnie, jak i mojego krytycznego stanu, z którego zupełnie nie zdawałam sobie sprawy. Po wygonieniu przestraszonej pielęgniarki, doktor przysunął krzesło tuż obok mojego łóżka, opadając na nie z jednoczesnym wypuszczeniem całego powietrza z siebie.

— Zdajesz sobie sprawę dlaczego tu się znalazłaś? — spojrzał mi prosto w oczy, nie zamierzając owijać w bawełnę, ani opowiadać mi białych kłamstw, które miały choć przez chwilę wzbudzić we mnie spokój ducha. 

Na jego pytanie byłam w stanie odpowiedzieć jedynie szybkim, przeczącym ruchem głową, ponieważ wszystkie słowa schowały się gdzieś głęboko we mnie, jakby bojąc się wyjść na światło dzienne.

— W nocy dostaliśmy telefon. Sprawa poważna, w końcu niecodziennie zdarza się, że młoda dziewczyna wyskakuje z szóstego piętra budynku, w przypływie emocji. Wiesz, że była to wyjątkowo okrutna próba samobójcza? — na jego twarzy zagościł uśmiech pozbawiony emocji, lecz wzrok utkwił w białej ścianie, naprzeciwko szpitalnego łoża — Co więcej, możesz być wdzięczna swojemu Aniołowi Stróżowi, za to, że wciąż życie jest w Twoich rękach. W większości przypadków lekkomyślnym samobójcom grozi kalectwo, co chyba nie jest najbardziej optymistyczną wizją walki z przeciwnościami losu, a przede wszystkim ze znienawidzonym życiem. Musisz bardzo nienawidzić swojego życia, że byłaś w stanie posunąć się tak daleko. Widzisz, jestem psychiatrą, a nigdy nie zrozumiem ludzkiej głupoty.

"Możesz być wdzięczna swojemu Aniołowi Stróżowi". Momentalnie wspomnieniami przeniosłam się do wydarzeń tamtej pamiętnej nocy, kiedy w lustrze zobaczyłam mistycznego anioła zamiast swojego odbicia. Czy to możliwe, że ów Anioł Stróż bez zastanowienia postanowił spróbować sprawdzić się w rozwijaniu skrzydeł, lecz zapomniał, że jest tylko, a może AŻ człowiekiem? Biłam się sama ze sobą, bo postawiona między próbą samobójczą, a światem surrealistycznym ciężko mi było uwierzyć, że życiem ludzkim kieruje coś więcej niż wspomniana przez lekarza nienawiść bądź miłość. 

Można urodzić się z afirmacją życia wpisaną w naszą tożsamość, albo wręcz przeciwnie- z nienawiścią, która zarządza biegiem ścieżki istnienia, do tego stopnia, że niektórzy chcą odnaleźć własne rozwiązania. Ale czy do rozwiązań można zaliczyć śmierć? Czy tak naprawdę rozwiązaniem może być oczywista opcja, która czeka na końcu tej ścieżki niczym przeszkoda, której nie da się w żaden sposób ominąć?

— Ludzie są głupi. Ale gdyby nie człowiek, drugi człowiek nie mógłby prowadzić swojego biznesu opartego na ratowaniu istnień. To wszystko działa jak motor napędowy, dzięki temu życie wciąż się toczy. Jednakże najgłupsi są ludzie, którzy ślepo wierzą w to, że to właśnie oni są motorem napędowym innych ludzi- na końcowe słowa lekarz zaśmiał się z większym uczuciem, niż dotychczas. Przepełniała go już nie tylko bezsilność, ale również ironia. Ironia losu, której śmiał się prosto w twarz- Powtarzam to wszystkim, których spotkam na swojej drodze, bez wyjątku. Powtarzam, że nikt z nas nie jest wyjątkowy. Nikt z nas nie ma misji do spełnienia. Nawet psychiatrzy nie są uzdolnieni, są zaledwie marnym pyłkiem wśród innych pyłków. To, że ratuję Ci teraz życie jest moją pracą, nie powołaniem — ściany odbijały echo pustego śmiechu psychiatry. 

Skradziona AureolaWhere stories live. Discover now