Rozdział IV

104 6 1
                                    


                                                                                             IV


Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz, porażając każdy najmniejszy mięsień na swojej drodze. Zaciskając wargi i głośno przełykając ślinę, odwróciłam się z ostatnimi pokładami gwałtowności, jakie zdołałam w sobie odnaleźć, po czym zatrzasnęłam za sobą drzwi bez słowa. Moja twarz pozostawała niewzruszona, lecz w głowie panował chaos, pożerający każdą najmniejszą myśl z osobna. 

Przyspieszyłam tempo chodu, zaalarmowana odgłosem kroków, dochodzącymi zza moich pleców. Pospiesznie odwróciłam się za siebie, pobieżnie lustrując mrok, zagęszczający się w oddali. To jedynie wiatr poruszał koroną okolicznych drzew, czasami przypominając złowieszcze szepty kuszące do zboczenia ze ścieżki.

Brzydziłam się kłamstwem, ale znacznie bardziej gardziłam utajoną prawdą, schowaną pod maską grzeczności. Kimkolwiek Ava była dla niej, jakąkolwiek ją zapamiętała – ta Ava została pogrzebana żywcem i już nigdy nie wróci. Nie może wrócić. Nie bez powodu zakopałam ją w odmętach duszy.

Trzęsącą się dłonią, prawie po omacku, zaczęłam przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu telefonu komórkowego. Wciąż kierując się naprzód, popędzana strachem przed wyimaginowanymi cieniami, zaczęłam wciskać wszystkie przyciski w celu uruchomienia ledwo działającego gratu. Brak zasięgu zadziałał na mnie niczym kubeł gorącej wody, wyzwalając we mnie nieuzasadnioną złość. Cisnęłam telefonem o asfalt, dopełniając akt złości zgnieceniem jego resztek ciężką podeszwą obłoconego buta.

Do oczu zaczęła napływać jeszcze gorętsza fala łez, trzymając się jednak ram dolnej powieki, w obawie przed zapoczątkowaniem potoku.

Wołałam o pomoc, do momentu, aż przeciążone struny głosowe nie zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Padając na kolana, czułam, że byłam już coraz bliżej. Wystarczyło tylko podeprzeć się o ścianę budynku i wczołgać się przez uchylone drzwi niezauważalnie. Wyciągnęłam niepewnie dłoń przed siebie, badając otoczenie, gdy nagle poczułam, jak coś przenosi cały swój ciężar, kurczowo trzymając się moich nóg. 

Niewiadoma postać ciągnęła mnie coraz bardziej w dół, w stronę przepaści, która zdawała się być pozbawiona dna. W panice chwytałam się wszystkiego, każdej deski ratunku, która byłaby w stanie uratować mnie przed utonięciem w nicości. Nieznana siła królowała nade mną. Wygrała upadając wraz z moim bezwładnym ciałem. 

Śmierć po raz kolejny pokrzyżowała mi plany.

Z moich ust wydobył się bezdźwięczny okrzyk, tłumiony przez ciężar zduszający klatkę piersiową, miażdżący aż nazbyt kruche żebra. Purpura omiotła moją twarz, tworząc z niej pejzaż burzowych chmur, chylących się ku upadkowi. Krztusząc się i szarpiąc całym ciałem, udało mi się zrzucić z siebie chłopca z pustymi oczodołami, niemal zachłystując się przypływem świeżego powietrza. 

Pogrążona w amoku, sturlałam się z łóżka na podłogę, biegnąc w stronę łazienki. Z trudem dostałam się pod prysznic, przyciskając drżące ciało do przezroczystych drzwi. Pozwoliłam strumieniowi lodowatej wody malować strugi na moim ciele. Dałam mu przyzwolenie na wyprowadzenie mojego umysłu z szaleństwa. Nie przejmowałam się chłodnym strumykiem napływającym mi do ust i nosa, powodującym gęsią skórkę. 

Mogłam teraz krzyczeć do woli, mając pewność, że strumień tryskający ze słuchawki prysznicowej, stukający z łoskotem o szyby zagłuszy mój obłęd. Z każdą sekundą, z każdą kroplą spływającą w dół moich pleców, czułam narastającą bezradność. 

Skradziona AureolaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz