🏵 trzy 🏵

2.1K 171 263
                                    

Kwiecień i wiosna przyszły tego roku do Anglii niesłychanie prędko. Anna już na początku tego miesiąca mogła bez okrycia spacerować dworskimi ogrodami i cieszyć swe nozdrza zapachem wiosennego powietrza. Ostatnimi czasy robiła to niesłychanie często – w pałacu wypełnionym tłumem miewała duszności oraz ponoć typowe dla jej stanu mdłości. Nigdy nie zachwycał jej ani śpiew ptaków, ani wybryki natury, takie jak drzewa czy kwiaty (zdecydowanie bardziej lubowała się w, chociażby takim tworze, jak Henryk). Jednak woń, jaką dawała przyroda, była dla Anny niczym najwspanialsze włoskie perfumy. Z pewnością nawet sama żona cesarza nie posiadała takich wspaniałych wonności. Szła Anna i rozmyślała nad wieloma sprawami, między innymi nad tym, ileż sensacji, plotek oraz złorzeczeń może wzbudzać jedna kobieta w błogosławionym stanie. Była doskonałym przykładem tego, jak niezliczony to był ogrom. 

Doprowadzały ją do szału wspomnienia słów dawnego nauczyciela Henryka, Tomasza More'a, który mawiał między innymi, że jej łono wypełnił szatan. Nie warto mówić na temat teorii, iż zrobił to inny mężczyzna – tych było niezliczenie wiele. Anonimowych liścików z życzeniami poronienia tego bękarta było ponad miarę. A cóż na to wszystko mówił jej król? Błagał, by to wszystko puszczała mimo uszu. Gdyby to było takie proste – pomyślała. 

– Ojej! – Przeraziła się nieco i przystanęła, czując kopnięcie. Tydzień temu dziecko zaczęło się troszkę ruszać i wciąż ją zaskakiwało, kiedy to czyniło. Spojrzała na swój brzuch. Przestawała przez niego widzieć swoją spódnicę, a kiedy co tydzień była myta przez swoje służące, nie była już w stanie zobaczyć swoich stóp. – Ale masz grubą matkę, mój mały. – Pogłaskała go. 

Na początku była pełna obaw i nie była zadowolona ze swojego błogosławionego stanu, teraz jednak radowała się nim. Choć nie widziała jeszcze tego maleństwa, czuła do niego miłość. Cóż mówić będą o jej małym księciu? Zapewne głos jego zda im się nadto wysoki bądź niski, a uszy zbyt mało królewskie. 

– Lady Mary. – Idące za nią i trzymające jej suknię damy dworu ukłoniły się rudawemu dziewczęciu w nastoletnim wieku, co troszkę Annę zdenerwowało.

Henryk, wedle plotek, był niegdyś bardzo zakochany w królowej Katarzynie. Wszystko między nimi zaczęło się psuć, kiedy ona traciła kolejne ciąże, a dzieci, które udało jej się urodzić, umierały. Udało im się jedynie zatrzymać na tym świecie jedną córeczkę. Księżniczkę Marię, która i tak, jak na swoje siedemnaście lat, była bardzo wątłej budowy i wiecznie chorowała. Henryk, owszem wygnał żonę swoją z dworu, lecz owocu ich małżeństwa nie miał zamiaru się pozbywać wcale. Tłumaczył to w taki sposób: „I tak jest tylko księżniczką, cóż ci ona przeszkadza? Nie ma prawa przejąć tronu. Musiałaby być chłopcem." Teoretycznie była to prawda, lecz – jak mawiał jej ojciec – w praktyce, w przyszłości wiele rzeczy może się zdarzyć. Maria, mimo tego, że kości jej wystawały tu i ówdzie, miała politycznie bardzo mocne plecy. Była tak jak jej matka spokrewniona z samym cesarzem, a ten sympatyzował z papieżem. Nie wiadomo, do czego byłaby w stanie posunąć się ta niewiasta, żeby objąć tron. W końcu kobiety z rodu Habsburgów dzierżyły czasem władzę nad różnymi częściami rodzinnego imperium. 

– Zabraniam wam jej się kłaniać. – Ostro spojrzała na dwójkę dziewcząt. – Nie jest nikim tego godnym. 

– Ależ pani, to córka Jego Królewskiej... Za te niedokończone wprawdzie słowa spora dłoń Anny wylądowała na szczupłym policzku jej służki.

– Cóż ty powiedziałaś?! Katarzyna nie jest już królową, dlaczegoż nie jesteś w stanie tego pojąć!? A ona nie jest księżniczką! Jest tylko zwykłym bękartem! To moim dzieciom będziecie się kłaniać! 

Ciężko było rozróżnić posługujące w pałacu dziewczyny – wszystkie wyglądały podobnie, a ich twarze były bez wyrazu. Podobnie spinały swe włosy, zakładały na ciała identyczne pozłacane suknie, a ich mimika ograniczała się do dwóch wyrazów twarzy: opuszczonego pokornie oblicza i miny, której używać można podczas hazardu, by nikt nie mógł odgadnąć, jak idzie gra. Różniły je jedynie barwy ich włosów oraz tusza. Ukarana przez nią służąca miała akurat włosy w kolorze miedzianego brązu. Stanowczość jest jedyną drogą do sukcesu, nie tego powinna nauczyć jej siostra? Uległa ona najpierw królowi Franciszkowi, a później spodobała się Henrykowi i skończyła nazywana przez wszystkich Wielką Prostytutką! 

🏵 w głowie Anny Boleyn 🏵 [BYŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz