🏵 dwadzieścia sześć 🏵

492 69 22
                                    


Anna uniosła głowę znad poduszki, zaraz po tym słysząc nieopodal siebie ryki i szlochy. Z pewnością należące do płci pięknej, mogła wnieść po wysokich, dziewczęcych głosikach. Ach, no tak! Jej dwórki! Niby jej wspomoga i wsparcie, obecnie zaś nie dały jej nawet zaspokoić tak prostego pragnienia jak sen.

Powieki kleiły jej się jeszcze, a ciało samo układało do snu, jednak powątpiewała, by ich lamenty stały się jej kołysanką.

Wyszła więc, drżąc z zimna (znów nie napaliły, bo po cóż, niech królowa zamarznie!) i ruszyła do pomieszczenia, gdzie przesiadywały.

Jedna z nich wyła jakby kat w Tower obdzierał ją z jej bladej skóry. Kolejne zaś tuliły się do siebie i wycierały nabrzmiałe nosy w wyhaftowane przez siebie chustki.

– Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, lecz całą noc nie zmrużyłam oka. – przerwała przedstawienie, a one powstały i skłoniły jej się. – Wiecie, jak bardzo ważny jest człowiekowi sen!? Medycy o tym piszą, gdybyście się, puste laleczki, czymś interesowały...co, gdybym regenerowała się po jakiejś chorobie!? Albo co gorsza, była przy nadziei przez waszą głupotę straciła dziecko!? – oczywiście ostatnie zdanie rzekła czysto hipotetycznie.

Patrzyły na nią zaszklonymi oczami.

– Cóż wam!? Naczytałyście się jakichś rycerskich opowieści czy ckliwej poezji!? To wam jedynie niszczy umysły i sprawia, że pstro wam w główkach...

Brak w nich było odwagi. Milczały, najpewniej lękając się iż mogła zażądać tego romantycznego tomiska.

– No już! Dawajcie mi to. – to właśnie uczyniła. I dopiero wtedy jedna z nich raczyła się odezwać.

– Pani, a...ale my nic nie...nie czytałyśmy... – załkała. – S...stało się coś strasznego...

– Cóż znowu? – Anna otarła dłoń o swój ciepły, zaróżowiony policzek. – Tylko wymyślcie porządną wymówkę, jeśli nie chcecie swych jasnych sukien mieć za szmaty do podłóg...

– Kr...to znaczy, Lady Katarzyna...Księżna Wdowa...

Anna westchnęła na myśl o swej dawnej, zapomnianej już przez nią rywalce.

– Cóż z nią? Czyżby znów coś knuła? Nie dość jej po skarżeniu na swego pana, króla, temu rzymskiemu imbecylowi?

– P...pani. Ona trupem padła!

Trupem padła – umysł jej chwilę przetwarzał tę informację, po czym przywołał do jej serca dawkę szczęścia.

– Katarzyna Aragońska zmarła?! – krzyknęła, a smutne dziewczęta pokiwały jej głowami.

Czy katolicy, kiedy już ich królowa zmarła, mieli do uznania kogoś innego prócz niej? Przecież, wszyscy, niezależnie od poglądów, musieli przyznać, że królowi Anglii była potrzebna żona. Młoda i zdrowa, która mogła mu urodzić zdrowego chłopca, dzięki któremu w państwie nie mogła wybuchnąć wielka wojna domowa. Cesarz również nie mógł już bronić królowi Henrykowi się żenić! Zresztą, Karol V będzie raczej zgodny na wszelkie ustępstwa; już dawno chciał zawrzeć z Henrykiem przymierze przeciw Francji, by walczyć z nią o dominację w Europie. Nie mógł jednak uczynić tego, kiedy król Anglii tak źle traktował jego ciotkę. Teraz ciotki nie było! Kłopot rozwiązany!

– Gdzie jest król? - spytała, nawet nie myśląc o zmianie stroju. – Jedna uciążliwa persona mniej na jego głowie...

– T...to on...nakazał nam to ci przekazać, gdy się zbudzisz. Rzekł, iż idzie się napić i opuścił komnatę. – nie wiedziała, jak to jej rzec, lecz nastrój Miłościwego Pana nie był najlepszej jakości.

🏵 w głowie Anny Boleyn 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now