🏵 dwadzieścia osiem 🏵

509 75 62
                                    


Bez wyjątku i uroczystości noworoczne były świetne. Mimo, iż Charles'owi chyba już było zadość po kilku dniach ciągłych występów, maskarad i tańców, na których musiał się zjawiać. Chociaż zapewne prości ludzie, chłopi byli bardziej uradowani tymi kilkoma zupełnie wolnymi dniami, podczas których byli zwolnieni z różnych prac.

Muzyka grała wesoło, wszyscy zaś dookoła tańcowali i wznosili ze sobą wzajemne toasty za Nowy Rok. Szeptali formalnie o miłości, wiecznej młodości, bożych błogosławieństwach jak i innych cnotach. Damy całowały się w policzki, zaś Lordowie i słudzy dygali przed sobą nawzajem, udając iż wcale ze sobą nie rywalizują. A szczerze, mocno miłują.

Charles pragnął już udać się do łoża. Napił się wszak nadto trunków przed wybiciem na zegarze północy. A one miast rozbawić go i rozluźnić, zdawały się go usypiać. Szkoda wielka, iż koniec to zabaw, gdyż była szansa iż następnego dnia naprawdę się mógł się pochorować. Miałby wówczas wymówkę, by nie przyjść na kolejne widowisko Henryka.

– Charles, tu jesteś! Tak długo cię wypatrywałam, musisz być takim odludkiem, by nawet życzeń ludziom nie składać? – odziana w dziwaczną, lecz wzbudzającą swoisty niepokój szatę, śmiała się radośnie. I maczała usta w kielichu. Kaptur uszyty był, swą drogą, zdawało się, specjalnie do picia, ewentualnie paplaniny, do jakiej skłonnej są niewiasty. Oczy i nos zanikały pod granatową materią. Czy to nie było świetną okazją, by się odstroić?

– Czyżbyś ty pragnęła złożyć mi kolejne cudowne życzenia? – odparł znużony. – Przynajmniej nie będziesz niczym oni i rzekniesz to, cóż naprawdę masz w swym sercu...

– Nie, nie, nie. - zaczęła rechotać, cała w skowronkach.

– Śmiem sądzić, iż spożyłaś za dużo wi... – nie dała mu skończyć, bo złapała go za rękę i zaczęła bez skutku gdzieś ciągnąć.

– No, rusz te swoje poślady! Zaraz skończą ze sztucznymi ogniami! – krzyknęła, a on, niepewien, czy to dobry pomysł jął za nią przemierzyć salę do końca. Po drodze zatrzymał się w pośpiechu, by postawić na stolikach szkła z napojami.

***

W samym pałacowym odzieniu było mu z lekka chłodno. Choć, póki Anna niczym dzieciak skakała i się śmiała, nie dokazywało mu. Wyprowadziła go do pałacowych ogrodów, zapewne budząc w strażnikach rozmyślania – nie, kim jest dama, bo raczej nie panna pod kapturem. I czy jej i księciu nie zmarzną pośladki podczas tejże schadzki? Z pewnością musiała mieć okrutnie zazdrosnego i czuwającego nad nią małżonka, skoro zdecydowała się na ucieczkę na aż tak ogromny mróz.

Zegar musiał wybić północ i rozpocząć nowy rok, ponieważ na niebie pojawił się ogrom kolorowych fajerwerków.

– Widzisz to!? Widzisz!? – cieszyła się, niczym jakaś chłopka, której dane było to ujrzeć pierwszy raz. – Uhu!

Był na tym dworze chyba dłużej od niej, jednak był pewien, iż ten widok nie był taki jej obcy. Na bogatszych dworach we Francji i Niderlandach z pewnością mieli o podobne noworoczne widowiska. Nawet jeśli Henryk popisywał się pieniędzmi i wyżej srał, niż dupę miał.

– Jakie to jest piękne! - widział piękniejsze rzeczy, chociażby ciało nagiej niewiasty.

– Pierwszy pokaz sztucznych ognii, słodziutka, odbył się, kiedy to Miłościwego Pana rodzice brali ze sobą ślub...

– Aż taki jesteś stary, by to pamiętać? – spytała, po czym spojrzała na jego drżące ciało. – Och, zmarzłeś! – krzyknęła, by uznać to za pretekst kolejnego zachichotania i rzucenia mu się na szyję.

🏵 w głowie Anny Boleyn 🏵 [BYŁA WYDANA]Where stories live. Discover now