14. Zachować obojętność.

4.3K 251 28
                                    

Cassandra zaciągnęła Mulcibera do pustej klasy. Gdy drzwi się zamknęły, z całej siły przytuliła przyjaciela który nie wiedział o co chodzi.

-Cassandra?

-Przeprszam. Nie wiedziałam ze twoi rodzice nie żyją. I jeszcze ja robiłam ci dodatkowe problemy. -łzy zapiekły Cas w oczy.

-Ah... już zrozumiałem. Muszę żyć dalej. Grindelwald nie ma uczuć...

-Tom tez ich nie ma. Uwierz mi. Mówiła ci Rosa wszystko o moim cofnięciu? I o Tomie? -spojrzała na drzwi żeby upewnić się czy są zamknięte i rzuciła zaklęcie wyciszające.

-Nie. Bała się bo nie umiem oklumentacji.

-Zapytam ją czy mogłaby cię jej pouczyć. Ja mam już lekcje z Riddle'm na głowie. A poza tym, musisz powiedzieć Rosie co do niej czujesz.

Chłopak zarumienił się lekko i kiwnął głową.

-Chodźmy już spać. -powiedziała brunetka i wyszła z klasy.

Zaszła do dormitorium gdzie współlokatorki już spały. Przebrała się w piżamę i próbowała usnąć. Zaczęła myśleć o tym jak zmieniasz czasu zmienił jej życie. Co myśli jej rodzina? I kto zniszczył naszyjnik.

Dalej rozmyślała gdy przypomniała sobie o diademie. Musi go gdzieś ukryć. Tylko gdzie? Tak żeby nikt go nie znalazł i żeby nie był podejrzany. Najlepszy wydaje się Hogwart. Przecież to pamiątka po założycielce domu.

Zarzuciła szlafrok i zaczęła grzebać w torbie. Wyjęła piękny diadem z niebieskimi elementami i wyszła cicho z pokoju.

Na korytarzach było pusto. Droga z lochów na siódme piętro zajęła jej kilkanaście minut. Co chwile ukrywała się gdy usłyszała jakich szmer. Już miała wyjść na siódme piętro gdy na kogoś wpadła. Zachwiała się niebezpiecznie ale osoba z którą się zderzyła złapała ją w porę. Teraz dopiero zobaczyła zimne czekoladowe oczy.

-Burgess? -zapytał z kpiną. Musiał jakoś zachowywać pozory jak przy każdym.

-Riddle. -prychnęła.

-Jak nie masz sensownej wymówki to masz szlaban.

Cassandra teraz dopiero przypomniała sobie ze on jest prefektem naczelnym.

-Chciałabym schować swojego horkruksa w bezpieczne miejsce. I robię to w nocy kiedy prawie wszyscy śpią. -widziała że go to przekona.

-Przypilnuje cię. -warknął i ruszył w kierunku Pokoju Życzeń. Dziewczyna zrównała z nim krok i razem weszli do środka.

Od razu zaczęła szukać szkatułki w której zmieściłby się przedmiot. W takim bałaganie powinno być ich kilkaset. W końcu nie wytrzymała i mruknęła:

-Accio szkatułka.

W jej stronę przyleciał mahoniowe małe pudełeczko. Otworzyła wieko i włożyła z namaszczeniem diadem. Szkatułkę położyła na pierwszym lepszym kredensie.

Już miała wyjść i pójść spać.

-Zaczekaj.

Dziewczyna odwróciła się na pięcie i spojrzała wyczekująco na chłopaka. Riddle podszedł i wyciągnął różdżkę. Cas mimowolnie cofnęła się o krok. Tom westchnął i złapał jej rękę koniec różdżki skierował na przedramię. Pojawiła się na nim stopniowo czaszka z której zaczął wychodzić wąż. Gdy myślała ze to koniec, nad czaszką pojawiła się korona.

-Co to oznacza? -spojrzała i uniosła pytająco brew.

-W końcu jesteś kimś więcej niż inni. -podszedł niebiezpieczne blisko. Teraz mógł spokojnie przyjrzeć się tym czekoladowym oczom, takimi samymi jak jego. Natomiast dziewczyna podziwiała jego oczy. Tak zimne, a jednocześnie piękne i zabójcze. Śmierć zawsze była jej słabym punktem. Do czasu.

-Pójdę już. -szepnęła gdy jego twarz zaczęła zbliżać się do jej. Nie czekając na odpowiedz wyszła i puściła się biegiem do lochów.

Nadal widziała te brązowe tęczówki które ją zaczarowały. Mogłaby w nie patrzeć ciagle. Wbiegła do dormitorium i rzuciła się na łóżko.

W tym samym momencie Tom karcił się w myślach za to co zrobił. Dziewczyna już wcześniej wydawała mu się inna niż wszystkie. Była nieosiągalna. I władcza jednocześnie. Jednak on, Tom Marvolo Riddle nie może. Miłość to największa słabość. Jeżeli chce być kimś, musi iść po trupach i uczuć się nie okazywać uczuć. Zakończył swój patrol i usnął z myślami aby być przy niej zimnym i obojętnym. Tak jak przy wszystkich.

                                       ***

Cassandra obudziła się i pierwsze co, to przypomniała sobie o wczorajszym. Nadal męczyły ją te piękne brązowe tęczówki. Stop.

Ten chłopak to zabójca. Uzależnił mnie od tego.

Jest niebezpieczny i żądny władzy. Tak samo jak ja.

Nie ma uczuć. On potrafi je okazywać.

On cię kiedyś zabije. Racja. Sobą.

Jakiś głosik w głowie dziewczyny ciagle jej odpowiadał. Ale ona nie może. Wie co on zrobi. Wie do czego jest zdolny. A mimo to, zaintrygował ją sobą. Nie mogę się poddać.

Podczas swoich rozmyślań nawet nie wiedziała kiedy wpadła na jakiegoś pierwszorocznego który właśnie wychodził z Wielkiej Sali.

-Jak chodzisz szlamo. -wstała i warknęla na chłopca.

-Prze-przepraszam. -zająkał się puchon.

Cassandra pod wpływem złości wyjęła różdżkę i wycelowała w chłopca.

-Burgess, uspokój się. -ktoś złapał rękę dziewczyny i wyciągnął z niej różdżkę. Cas odwróciła się i stanęła przed Riddle'm.

-Oddaj mi to! -krzyknęła zła i próbowała wyrwać mu przedmiot z ręki. Ten jedynie podniósł ją wyżej i zaśmiał się szyderczo z dziewczyny.

-Musimy porozmawiać. -syknął i wszedł do pierwszej lepszej klasy.

-Oddaj mi tą cholerną różdżkę!

-Nie wolno ci celować w zamku do innych. Wiem ze to kuszące ale nie możesz. -warknął i oddał przedmiot właścicielce.

-Nie będziesz mi mówił co mam robić. -uśmiechnęła się słodko i wyszła z klasy.

W podłym humorze weszła do Wielkiej Sali i usiadła obok przyjaciółki.

-Co się stało? -zapytała Rosa która właśnie jadła tosty z dżemem.

-Riddle się stał. Zabrał mi różdżkę i prawił kazania. -Cas wypuściła głośno powietrze.

-Mam coś co ci poprawi humor. -blondynka uśmiechnęła się i kontynuowała. -Dippet dostał skargę od Walburgi i pozwolił ci być ze mną w dormitorium!

-Woah, to świetnie. -brunetka odwzajemniła uśmiech.

Cassandra chciała zacząć jeść, ale śniadanie przerwał dyrektor.

-Przepraszam ze przerywam wam posiłek. -Cas prychnęła. -Ale mam dla was świetną wiadomość! Pod koniec marca odbędzie się Bal na przegnanie klas owutemowych. Udział w nim mogą wziąć osoby z szóstego i siódmego roku. Udział obowiązkowy! I do tego oczywiście każdy musi mieć partnera. Dziękuje za uwagę.

-O Merlinie! Z kim ja pójdę?! -Rosa złapała się za głowę.

-Ze mną?

Cassandra zatuszowała wybuch śmiechu napadem kaszlu.

-Eric? Spadłeś mi z nieba. Lepiej trafić nie mogłam. -Rosa wstała i przytuliła Mulcibera.

-A ty Cas z kim idziesz? -brunetka momentalnie spoważniała. Najpierw pomyślała o Tomie, ale nie może mu się wystawiać jak na talerzu.

-Jaaaa? -rozejrzała się po stole Ślizgonów. -Rosieeeeer... z kim idziesz na bal? -zapytała siedzącego naprzeciw przystojnego szatyna.

-Obstawiam że z tobą. -zaśmiał się i wrócił do jedzenia.

Cassandra mrugnęła do zszokowanych przyjaciół i wyszła.

Magia Czasu || Tom RiddleWhere stories live. Discover now