20. Pocałunek dementora.

4.2K 212 92
                                    

Cassandra obudziła się w środku nocy bardzo spragniona. Po całym dniu płakania, jej oczy piekły niemiłosiernie.

Wzięła szklankę z toaletki i wypiła. Teraz przypomniała sobie o dzisiejszym meczu. Ostatni łyk wody wypluła przed siebie.

Spojrzała na zegarek który wskazywał 3:23. Bez sensu byłoby wstawanie o tej godzinie. Ułożyła się spowrotem na łóżku i patrzyła w sufit. Dalej nie rozumiała czemu tak bardzo zabolało ją odejście bruneta. Teraz wyraźnie odczuwała jego nieobecność. W sercu.

Odwróciła się na drugi bok. Prawie krzyknęła gdy zobaczyła Mulcibera na fotelu obok jej łóżka. Wstała powoli i podeszła do chłopaka.

-Hej! -krzyknęła pół szeptem. -Mulciber. Wstawaj. -warknęła poirytowana.

Szatyn poruszył się niespokojnie.

-Cholera, Eric! Musisz się wyspać! -powiedziała głośniej niż wcześniej.

-Cassandra? -otworzył oczy i spojrzał w ciemności na przyjaciółkę. -Aaa... Chciałem być blisko.

Dziewczynie zmiękło serce.

-Wracaj do dormitorium. -powiedziała błagalnie.

-Nie zostawię cię.

-Morgano! -krzyknęła trochę za głośno. -Kładź się na moim łóżku. -dodała szeptem.

-Yyy... my się przyjaź...

-No wiem ośle! Po prostu się połóż. Przyjaciele tak robią. -wskazała ręką na łóżko.

Mulciber niechętnie wstał i się położył. Dziewczyna położyła się z drugiej strony małego łóżka.

-Idź spać. Jutro musimy wygrać. -syknęła.

-Stara Burgess wraca. -westchnął.

                                        ***

Rano Cas obudziła się pierwsza. Rosa spała jeszcze na swoim łóżku, a Mulciber leżał na samym brzegu łóżka.

Spojrzała na zegarek: 7;56. Wstała i podeszła do okna. Była lekka mżawka.

Weszła do łazienki i wzięła prysznic. Gdy wyszła ubrała podstawę do stroju quidditcha. Włosy związała w wysokiego kucyka.

Gdy wyszła Erica nie było, a Rosa już nie spała.

-Powodzenia. -powiedziała i ziewnęła.

-Dzięki. -odpowiedziała Burgess siląc się na uśmiech.

Wyszła do Pokoju w którym stała drużyna i inni Ślizgoni.

-Cassandra!

Podeszła do drużyny i sie przywitała z wszystkimi.

-Jaki plan? -zapytała Smith.

-Wygrać. -odpowiedziała Cassandra. Gdy odchodziła zobaczyła jak Charlie się do niej ślini.

W Wielkiej Sali podchodzili do niej Ślizgoni i Krukoni życząc powodzenia. Z szerokim uśmiechem usiadła przy stole. Zeskanowała cały i cały dobry humor ją opuścił. Nigdzie nie było Toma.

Zjadła pożywne śniadanie i weszła jako pierwsza na stadion. Weszła do swojego pokoju i nałożyła szmaragdową pelerynę z jej nazwiskiem. Wzięła miotle i usiadła w szatni dla reszty drużyny.

Zaraz przypala się na myśleniu o Tomie. Bardzo chciała go w końcu zobaczyć. Chciałaby, żeby tu przyszedł.

Drzwi trzasnęły i wszedł Eric z resztą drużyny. Wszyscy nałożyli peleryny i stanęli przed Cas.

-Mulciber, Dołohow, Smith. -zwróciła się do ścigających. -Gracie tak jak ostatnio. Podania mają być precyzyjne i mocne. Tak, żeby przeciwnik nie złapał kafla. Charlie. -zwróciła się do blondyna który spojrzał na nią rozmarzony. -Skup się na kaflu, tylko na tym. Morgan, Prince. -teraz spojrzała na dwóch pałkarzy. -Nie oszczędzajcie się.

Wszyscy kiwnęli głową i wyszli na boisko, na którym był już cały Hogwart. Mżawka nadal zasłaniała widok.

-Wsiadacie na miotły, na mój gwizdek. -powiedział sędzia i przyłożył magiczny gwizdek do ust.

Rozległ się gwizd i wszyscy wylecieli do góry. Cassandra krążyła nad boiskiem z szukającym Puchonów. 

-Abott ma kafla! Och, już nie... Amanda idealnie przejmuje kafla. Podaje do Mulcibera! Mulciber do Dołohowa! Ooo... Prince odbił tłuczek prosto w twarz ściągającego Puchonów!
Dołohow leci do pętli... zatrzymuje go pałkarz... podaje do Mulcibera... I GOOL! 10 punktów dla Slytherinu!

Cassandra posłała buziaka w powietrzu do Mulcibera. Ale sekundę dalej nie patrzyła na niego. Ani na nikogo innego na boisku.

Na trybunach zobaczyła Toma. Patrzył wszędzie tylko nie na nią. Lecz ją cieszyło to, ze go widzi. Ze nic mu nie jest.

Dopiero zaraz zdała sobie sprawę o czym myślała.

Karciłaby się w myślach, gdyby nie świst obok jej ucha. Spojrzała w lewo, znicz wisiał obok niej. Szarpnęła ręką, lecz on poleciał w stronę ich pętli.

-Piękna Ślizgonka widzi znicz!

Cassandra leciała za złotą kulką. Tuż przy ich pętlach zanurkowała.

-Znicz leci prosto w ziemie!

Ale znicz nie leciał z ziemie. To Cassandra stosuje Zwrot.

Jednak w połowie lotu zaczyna spadać.

-Rozbije się! -krzyknął ktoś z trybun.

Dziewczyna zamknęła oczy. Wiedziała ze zaraz zderzy się z ziemią.

Ale ten moment nie nadszedł. Otworzyła oczy. Siedziała na miotle Charliego.

Wylądowali razem na ziemi.

-Dzięku...

Nie dokończyła. Blondyn ją pocałował.

Nie odczuła przyjemności. Wiedziała już, ze jej serce jest dla kogoś innego.

Katem oka zobaczyła jak Riddle wychodzi z boiska.

Ten brunet przywłaszczył sobie jej serce. Teraz to zauważyła. Gdy znowu odchodził. Nie chciała go tracić. Pokochała mordercę. Szatana.
W tej chwili byłaby w stanie zaakceptować to co robi. Widziała ze jej unika. Teraz mu to się nie uda.

Podajcie mi jakiś fajny tytuł xD ten wymyśliłam na szybko XD POZDRAWIAM

Magia Czasu || Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz