Rozdział 5

11.7K 604 28
                                    

Od razu się obudziłam nabierając głośno powietrza, mając wrażenie, że o mało nie utonęłam. Czułam potworny ból głowy i całego ciała.
Siedziałam na krzesełku, do którego moje nogi przywiązane były grubym łańcuchem, a za plecami ręce spięte kajdankami. W pomieszczeniu panował półmrok, ale wyraźnie widziałam, że to niewielka piwnica jakiegoś domu.
Obok mnie była Clarie, również związana, mokra i z grymasem bólu na twarzy.
Na przeciwko nas, stał ten sam mężczyzna, uśmiechając się szyderczo.

- Przyjemna pobudka, prawda? - odezwał się zadowolony, widząc nasze przerażone miny - Nie martwcie się, nikt tu was nie będzie szukał, a już na pewno, nikt was nie usłyszy. Mamy więc trochę czasu i spokoju, na kontynuowanie naszej przemiłej rozmowy.

- Wojsko... na pewno nas... widzieli... - odparłam kaszląc, przez wodę, która dostała się do moich płuc.

- Naprawdę sądzicie, że potrafiliby odnaleźć magicznych? - był szczerze zdziwiony. - Zwłaszcza, władającego żywiołem ziemi? - widząc, że nie rozumiem, kontynuował ewidentnie zadowolony z czegoś. - Mogą nas znaleźć i pokonać tylko wtedy, gdy im na to pozwolimy. Ludzie myślą, że ich nowoczesne wynalazki nas pokonają, ale niewiedzą, że sami wciągają się w pułapkę.

Otworzyłam szeroko oczy, zdezorientowana jeszcze bardziej.
Po chwili z twarzy mężczyzny zniknęło zadowolenie, jakby dotarło do niego, że powiedział coś czego nie powinien.

- Wracając do tematu - przybrał obojętny ton i oparł się plecami o ścianę. - Ten pożar nad rzeką, był spowodowany magią i to nie był zwyczajny ogień. Wiem, że to któraś z was, więc zostaniecie tak, aż się przyznacie.

- Żadna z nas nie jest boginią - niemal krzyknęłam wściekła i zrozpaczona. - Uwolnij nas!

- Gdy Camille w końcu tu dotrze, inaczej będziecie śpiewać. Możecie zaprzeczać, ale i tak jedna z was wkrótce zginie - mówił, jakby znudzonym głosem.

- Dlaczego to robisz? Nie mamy nic wspólnego z magicznymi - odezwała się Clarie, drżąc ze strachu.

Mężczyzna spojrzał na nią groźnie i odsunął się od ściany, zaciskając dłonie w pięść.

- Nie zrozumie tego zwykły człowiek. Ludzie nie wiedzą, przez jakie piekło przeszliśmy z ich i bogów winy. Robimy to co musimy, aby nigdy więcej się to nie powtórzyło - odparł z nienawiścią i wyszedł po skrzypiących schodach na górę, trzaskając mocno drzwiami.
Skrzywiłam się, czując silniejszy ból przez ich głośny dźwięk.

Nikt nie wiedział dlaczego i gdzie, magiczni byli uwięzieni. Nikt nie znał ich historii. Były tylko legendy o ich złych czynach, a żadnej wzmianki o ich zniknięciu. Jeśli było to kiedyś spisane, musiało zostać zniszczone, bo nikt nie znalazł ani jednej księgi na ich temat. O bogach, również niewiele było wiadomo.
Dwóch braci, mających potężną moc i władzę nad wszelkimi istotami. Lecz nie ingerowali zbytnio w ich życie, stali na uboczu, w ukryciu. Przynajmniej tak wszyscy sądzili. Gdy jednak było to konieczne, ujawniali się, ale nie pokazując swojego oblicza. Ubrani byli zawsze w długie, ciemno-zielone szaty, z kapturem zakrywającym ich twarze.
Ja również nie znałam ich historii, wiedziałam tylko, że jestem córką boga, który ich uwięził. Ale byłam pewna, że był do tego zmuszony. Nie stał po żadnej ze stron. Był bogiem wszystkich istot.
Ale był jeszcze jego brat, którego nikt obecnie nie widział nawet w dniu, gdy magiczni się pojawili.

- O co tu chodzi? Ty jesteś tą boginią? Tym razem, nawet nie próbuj kłamać! - powiedziała groźnie Clarie.

I gdzie zniknęła, ta miła dziewczyna?
Pomyślałam załamana, widząc jej mrożące spojrzenie.

Naznaczona Ogniem Where stories live. Discover now