*4*

97 10 7
                                    

Ostatnie zajęcia skończyły się szybciej niż się spodziewała, co zwiastowało  głośne zatrzaśnięcie leżącego na   stole atlasu anatomicznego. Nauczycielka, młoda czarodziejka w czarnej, sięgającej łydek sukni wstała wychodząc na środek podestu.Na jej znak gromadka zgromadzonych w sali kobiet również się podniosła. Doświadczone latami nauki, ale wciąż jeszcze adeptki zajęły właściwe pozycje przy swoich stanowiskach pracy.
-To wszystko na dzisiaj moje drogie. Dziękuję. - skinęła im głową profesor magii na co przyszłe mistrzynie magii zareagowały wdzięcznym dygnięciem.
Wraz z kolejnym sygnałem nauczycielki, uczennice poczęły zbierać z ławek zeszyty, porządkować w torbach notatki, podręczniki. Maragarita Laux-Antile zgięła na pół gruby zapisany plik  papieru chowając w środek skórzanej teczki.Włożyła pióro do kieszeni w spodniach, które akurat postanowiła dziś założyć. Przyłożyła sobie palec do brody intensywnie się nad czymś zastanawiając. Następnie jej dłoń powędrowala do  czoła.
-Dobrze się czujesz adeptko Laux-Antille? Potrzebujesz wizyty u szkolnego uzdrowiciela?
-Co?! A nie, nie! - zaprzeczyła dziewczyna udając jak najserdeczniejszy uśmiech - Jestem po prostu zmęczona. To nic takiego.  Niebawem egzaminy. Egzamin na rektorkę to nie proste zadanie. Wymaga nie lada kwalifikacji i wiedzy większej  niż umiejętności przeciętnego absolwenta kolegium magicznego. Nauczycielka nie wydawała się wierzyć w słowa Rity, nie odezwała się jednak wieciej. Właście jedynym na coś się zdobyła było kwinięcie głową. Odeszła w głąb korytarza.
Laux-Antille tymczasem  nie tracąc czasu pobiegła po schodach. Chciała jak najszybciej dotrzeć do swojego dormitorium. Wiedziała bowiem, że musiało się stać coś niedobrego.  Chociaż nie łączyła je żadna więź pokrewieństwa,ona i jej,, prawie siostra '' zawsze wiedziały gdy z drugą działo się coś niepokojącego. Ten rodzaj niepokoju odczuwała właśnie w tym momencie przez całą drugą część popołudnia aż do zakończenia ostatniego wykładu. Na sygnał końca dnia czekała z niecierpliwością. Na przerwie obiadowej  nie zastała bowiem Yenny w umuwionym miejscu. Z początku myślała iż to może tylko jednorazowa sytuacja. W końcu Yennefer mogła iść na dziedziniec  lub zaszyć się gdzieś w parku obok szkoły potrzebując chwili ciszy, samotności. Margarita wiedziała, że takie momenty są potrzebne i służą tej dziewczynie w chwilach rozmowy wewnętrznej lub kryzysu. Nigdy nie miała więc młodej uczennicy za złe  tych decyzji. Pomyślała więc, że spotka ją na innych okienkach między lekcyjnych. Gdy jednak tamta nie pojawiła się na kolejnych przerwach zaczęła się szczerze martwić. Uczucie swojego rodzaju lęku o jej młodszą współlokatorkę nie pozwalało jej się skupić. Umysł wytwarzał najgorsze scenariusze.
Rita próbowała się uspokoić, ale jej serce waliło tylko jak szalone. W ciągu dnia szukała przyjaciółki w różnych miejscach na terenie akademii zaczynając od stołówki, na której tamta nigdy nie bywała po rzecz jasna bibliotekę. Nigdzie nie nie znalazła nawet śladu obecności czarnowłosej.
Pozostała jej więc  ostatnia szansa. Ich komnata. Yennefer mogła być  już tylko w pokoju....
Prawdę mówiąc liczyła na to, że tam właśnie się skierowała. Nawet jeśli  ktoś  mógł skrzwdzić  Yennę, nie miała  już gdzie się ukryć na terenie zamku. Musiała więc tam być!! Bo jeśli nie tam to.......
Łup!! Poczuła jak  jej twarz zderza się nagle z czymś twardym,  a ciało odbija od bariery zataczając w tył.  Świat  zawirował obracając się prawie o 360 stopni. Nos dziewczyny znalazł się niebezpiecznie blisko bordowej  dywano podobnej wykładziny. Tymczasem twarda powiesznia, którą z początku wzięła za ścianę korytarza wydała z siebie zdławiony  okrzyk zaskoczenia.
Rita podniosła się gwałtownie z ziemii zdając sobie sprawę z tego co się właśnie wydarzyło.  Rozpoznała barwę głosu.
-Na Bogów Rita! - Tissaia De Vries podniosła się z linoleum z niesmakiem na twarzy oglądając swoją  jedwabną suknie w kolorze głębokiej purpury. Zaczęła ją gorączkowo wygładzać i otrzepywać- Patrz czasem pod nogi!
- Och! Przepraszam najmocniej..... Ja....
-Dobrze. Nie tłumacz się. Miałam cię szukać. Yennefer.. Ona... Nie poszła dziś na prawie żadne zajęcia... Na niemal wszystkich oprócz pierwszych była nieobecna. Przeszukałam cały park, bibliotekę i inne miejsca na terenie zamku. Myślałam, że może  przebywa z tobą. Albo... Proszę powiedz, że ją widziałaś, błagam!
Rita zamarła.
- Przykro mi...  Nie spotkałam jej odkąd rozstałyśmy się po  śniadaniu. - uczennica poczuła jak wnętrzności skręcają jej się  w supeł- Martwię się tak jak i ty Tissaio.
-Och w co ona się znowu wplątała..
-Sprawdzałaś w naszej komnacie?
-Drzwi są zablokowane od środka.  Przeskanowałam teren. Była tam, ale nie wyczułam jej obecności w  pokoju. Nie ma na co czekać Margarito.. Chodź!
Przez chwilę dało się słyszeć tupot kobiecych butów na kolejnych stopniach.
                           ***
-Na  wszystkich bogów! - zawołała Tissaia unosząc ręce do nieba
Widząc w jakim stanie jest komnata Laux - Antille nie dziewiła się reakcji swojej mentorki. Długo by mówić, sama oniemiała nieco zabita z tropu.
Stan w jakim ujrzały pokój dziewcząt wyglądał niczym po przejściu ostrej wichury, armagedonu.... Wszędzie walały się stosy czarnobiałych ubrań, leżały rozsypane, poprzewracane kubki z biżuterią, piórami, tuszem... Przedmioty użytku codziennego pozostawały w nieładzie rozrzucone niemal w każdej części pomieszczenia ...
Nie dało się również nie zauważyć ogromnych donic jeszcze do nie dawna zajmujących honorowe miejsce na  parapecie okna.. Teraz jednak biedne paportki leżały rozdeptane, wygniecione na  deskach podłogi, a cały brzeg okna wraz z wyciagniętą, rzuconą na ziemi pościelą  z  obu posłań pokrywały szpetne plamy ziemi zmieszane z  kawałkami korzeni  i glinianymi odłamkami naczyń nie mogącymi przetrwać upadku. 
-Rozniosła wszystko w pył - Margarita przyłożyła sobie dłoń do czoła - Łącznie z naszymi hodowanymi na zajęcia roślinami. Moje księgi!-wyrwało jej się podczas gdy  pobiegała  do letsyklonu antomicznego zabrudzonego kurzem z kątów podłogi i przykrytego resztą podręczników. Przewróciła pogniecione kartki z niedowierzaniem. 
-Musiała się spieszyć. - mruknęła Tissaia, która tymczasem zdążyła się już znaleźć się po drugiej stronie komnaty tuż przy sekretarzyku
Margarita odwróciła wzrok od atlasu podchodząc do swojej mentorki.
-Masz całkowitą rację. - szepnęła - Mówisz, że nie mogłaś jej znaleźć w żadnym miejscu w szkole?
-Wezwałam inne nauczycielki i adeptki uczęszczające z nią na poranne zajęcia na rozmowę,ale żadna nic nie wie. Z wyjątkiem prowadzącej rzecz jasna. Miał miejsce  mały incydent koło blatu Yenny. Rzuciła nieopatrznie zaklęcie, ale według profesor to nic takiego....
Nic takiego..  Przemkneło  przez myśl  Ricie,, Nic takiego zapewne dla nauczycieli,  ale nie dla samej Yen.Tylko ona potrafiła  sie przejąć  każdym słowem  wypowiedzianym  przez wrogo nastawione do niej dziewczęta.  Tak długo ją dręczyły, że w końcu zaczęła wierzyć  w ich słowa. A słowa  jakimi ją  obdarzały raniły  bardzo. Laux- Antille przywołała w pamięci ostatni wyraz twarzy Yenny kiedy siedziała  na parapecie po kłótni z Sabriną.  Jej usta kiedy nazwała  ją mieszańcem.  Nikomu nawet samej Yennie nie przyznała  sie do tego, że wiedziała  ją wiele razy stojącą na odchodzącym  od ich komnatki balkonie.  Dostrzegła  ze swojego posłania profil  przyjaciółki i wilgoć  zbierającą sie w kącikach oczu i ust.  Miała mokre lico, fiołkowe oczy lśniły w blasku widocznego zza oceanu księżyca. Patrzyła zamyślona i załzawiona w ocean i na światła nigdy nie śpiącego Velen. Musiała myśleć. Chociaż  Rita mimo umiejętności  nigdy nie przeczytała  jej myśli wiedziała  o czym myśli.  Teraz słysząc od Tissai, iż  w sali musiało  zajść coś bolesnego  dla Yenny,  nagle zrozumiała wszystko. Patrząc  wciąż na przetrąconą i przetrzebioną izbę  pojęła.
Chrząkneła znacząco czując jak blednie jej twarz.  Jesli zrobiła to, co ona myśli w jakim stanie musiała być i do czego w nim zdolna! Przesunęła  się w kierunku swojej mentorki, coś  zagrodziło jej przejście.  Niewielki drewniany przedmiot. Spojrzała  pod stopy czując  jak ostatni posiłek podchodzi jej do gardła.  Szkatułka... Drewaniana szkatułka malowana ręcznie w wzór tworzących  serce pawi. Wykonana z sosnowych desek,  z zawiasami zdobionymi prawdziwym złotem. Jej własność prawie od kołyski zabrała ją ze sobą po utracie rodziców  do babki potem do Aretuzy.  Stała na sekretarzyku obok tej mniejszej ozdobionej w  bzy i owady polne. Teraz zaś  leżała  u jej nóg. Otwarta  na ościerz. Pusta. 
Zarobione w mieście na  wieczornej pracy oszczędności....  Po mieszku monet nie pozostał  ślad. ... Cofnęła  sie krok nie mogąc zamaskować  swojego niedowierzania. ....  Czy ona....  Jakiekowiek wątpliwości  jeszcze jej pozostały teraz zostały  rozwiane. To dlatego nie mogła znaleźć  Yennefer w żadnym miejscu na terenie szkoły.  Ona już dawno na owym terenie nie przebywała!! 
- Mistrzyni? 
- Zabrała moje oszczędności.  Okradła mnie. - poczuła pustkę w środku 
- Słucham?! 
- Yenna mnie okradła... Mistrzyni musimy sprawdzić  nabrzeże. 
                        ***
Na zewnatrz, gdzie mocno się już  ściemniło zaczynał panować przenikliwy chłód.  Fale  odbijały  się od słupków  zaznaczajcych  tereny  bezpiecznej granicy  między głębokim dnem a miękkim zapadajacym  sie pod stopami piaskiem, gdzie młodsze uczennice szkoły spokojnie mogły korzystać  z wygód  ofirowanych w porze lata i wiosny przez ocean. Ze względu jednak na nie sprzyjającą w tym roku aurę mało kto kwapił się do kąpieli a wszystkie łódki w jakie wyposażono szkołę  zabrano do magazynu mieszcząego sie na tyłach szkoły  aby uchronić   butwiejące od wilgoci drewno przed całkowitym  zniszczeniem. Pani De Vries  zdając  sobie jednak sprawę  z możliwych  nagłych przypadków  gdy nie mogła użyć   magii by przedostać  sie na drugi brzeg zdecydowała  się na pozostawienie przy brzegu pojedyńczej  szalupy będącej obecnie  w najlepszym stanie w porównaniu  do innych używanych w Aretuzie. Przekonana o dobrych manierach  uczennic nigdy nie pomyślała  nawet o tym by którakolwiek  z jej adeptek  mogła  wykorzystać  sposobność  ucieczki  do miasta. Perspektywa opuszczenia  placówki  przez tak doskonale  zdyscyplinowane i wychowane  dziewczęta  wydawała  jej się odległa, co ważniejsze bez szans na powodzenie ze wzgledu na okno z jej komnaty  umieszczone  na wprost do zacumowanej łódki.  Gdyby którakolwiek  z dziewcząt  sprobowałaby wykonać jakiś ruch natychmiast  by to spostrzegła.A przynajmniej  tak myślała  do tej pory. 
Rektorka opuściła ręce zwieszajac  je równo nad ziemią, przymkneła powieki.  Przez jej twarz przemknęło coś  jakby rozpryski  miliona kolorowych  iskierek.  Lekkie  wyładowania  sprawiły, iż  ciemne,  rozpuszczone  włosy kobiety zebrały się ku górze.  Przez twarz Tissai przebiegł   delikatny grymas. Podnosiła  się z ziemi,odwróciła  twarz w kierunku Rity wykonującej podobny  gest dłońmi  kilka metrów dalej niedaleko biegnącego w błękitną toń  pomostu.  Panna Laux - Antille przytaknęła odczytując  pytanie z samej miny mistrzyni.  Dziewczyna  zeskoczyła z niewysokiego wzniesienia  unoszącego sie nad plażą.
-Też to wyczułaś? 
Przez chwile  patrzyła  na swoją mentorkę licząc na to, że brunetka  zaprzeczy jakoby wyczuła obecność  młodszej z podopiecznych.Jakby chciała  oszukać  siebie i ją, że Yennefer jednak jest teraz na terenie  zamku. Cała, zdrowa i bezpieczna a nie kręci się po miasteczku,najprawdopodobniej  w jakiś podejrzanych dzielnicach
- A jak myślisz moja droga. - na cerze czarodziejki pojawiły  sie oznaki  zmęczenia  i bezradności
Westchnęły prawie jednogłośnie.
- Jak mogła nam zrobic coś takiego?!  Przecież  daje jej tyle ile jestem w stanie jej zapewnić  jako jej opiekunka?!  Wszytko wręcz,  co potrzebuje by tu być  a ja mogę  dostarczyć. 
,, Prawie wszystko . Czułości  nie jesteś w stanie jej dać,  chociaż  traktujesz  nas jak córki od śmierci naszych bliskich.A przecież  ona zabiega o to całą  sobą.  Bagatelizujesz jej problem  Tissaio a ona z dnia na dzień  cierpi bardziej "pomyślała Rita. Ale nie  powiedziała  tego głośno.
- Nie unoś sie mistrzyni - Margarita  położyła rękę  na ramieniu nauczycielki  - Nie potrzebne  nam teraz nerwy.  Nic nie dadzą a  jedynie mogą  zaszkodzić.  
Wzburzony oddech Tissai uspokoił  sie nieco.
-Wybacz mi moje uniesienie.  Ale nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić  co ja teraz czuję. Jak ona mogła  tak wobec nas postąpić?! Mnie,  swojej mistrzyni. Jak mogła okraść  ciebie,  tej do której  lgnie od czasu gdy ją znalazłaś!
-Musimy ją sprowadzić  z powrotem.  Jeśli wpadnie w kłopoty, może nadrobić  sobie problemów. Jestem niemal pewna, że  przejęła  się czymyś zbyt mocno  a to zmieniło jej psychikę  w ruinę.  Na ten krótki  czas zrobi wszystko by zapomnieć co zasłyszała od innych.Znajdziemy ją albo w przeciwnym wypadku  zrobi  krzywdę   innym a co gorsze sobie samej.
-Yenna zawsze była trudnym przypadkiem,  ale nie pomyślałabym o opuszczeniu przez nią murów szkoły. Musimy udać  się  do miasta skoro wstanie świt. I prosić  bogów by nie wpadła  w złe towarzystwo. 
                          
                                   ***
Nic nie było w stanie oddać tego, jak bardzo się przeliczyły zostając  na noc na terenie Akademii. Nadzieje  na chociaż  chwile  zaplanowanego przed poszukiwaniami spoczynku okazały  się  złudne.  Nieobecność  młodej czarodziejki spędzała im sen z powiek, nie pozwalając chociaż na krótki  moment  błogiego  zapomnienia. Siedziały  w pokoju rektorki  przy okrągłym, zastawionym  świecami  w lichtarzach stole a nad zdobioną  srebrem wazą unosił  się zapach ziół oraz palonego  wolno kadzidła. 
Nie mówiły nic zerkając na własne  twarze  odbijające  się w wypolerowanym na błysk blacie mebla. I czekały poranka.Z nadzieją wypatrując pierwszych  oznak jutrzenki. 
Skoro tylko nastał  świt blade,  zmęczone, zmizerowane ubrawszy  ciepłe odzienie  udały się na dziedziniec by tam rozpocząć  skandowanie odpowiednich  czarów  teleportacyjnych. Ponieważ  zarówno Pani de Vries jak i jej adeptce doskwierał brak energii, tworzenie wyrwy w przestrzeni  szło dość  opornie dając efekt dopiero za piątą  z kolei próbą.
- Odsuń się. - poleciła  Tissaia widząc, że  starania przyniosły w końcu porządany efekt. 
Rita ustąpiła na bok.  Powietrze  zafalowało tworząc płomienną sześciokątną siatkę poczym rozszczepiło ukazując, ciemny otoczony złocistym blaskiem okrąg
- Teraz podejdź.
Laux Antille posłusznie zbliżyła  się do krawędzi przejścia zerkając  nie zbyt pewnie  na rektorkę szkoły.  Mimo wieloletniej  nauki wciąż jeszcze  nie przywykła do tej formy podróży  mimo,  iż  i z tego zakresu odebrała  pakiet dokładnych  szkoleń.  Tissaia nie naciskała  jednak na dziewczynę  wiedząc , że  w przypadku  magii  pośpiech nie jest dobrą motywacją
.  Arcymistrzyni  stanęła tuż obok łapiąc uczennice w pasie. Patrząc na nią  znacząco.  Rita uczyniła to samo.
- Trzymaj się mocno. - poleciła czarodziejka
Popatrzyły raz jeszcze na zamek poczym rownocześnie odepchnęły się nogami od ziemi wpadając  wprost w pustą, ziejącą nicością otchłań. 
Powietrze  zaświszczało w uszach, gwałtowne zimno przebiegło  deszczem po kręgosłupie,  ramionach, łydkach.   Smagana po twarzy lodowatymi podmuchami zamknęła  oczy chowając  twarz w zagłębieniu płaszcza Tissiai . Gwałtownie  szarpnięcie odciagnęło ją od kobiety. Rzuciło  w bok powodując utratę tchu. Łupnęło nią, niczym bezwładnym przedmiotem.
Znów zabrakło jej tchu. Jednocześnie  usłyszała  też świst obok. Otworzyła  oczy w porę by zobaczyć   znajome  zarysy portu i  postać wyskakującą z gracją z portalu .  Na dodatek  przybierającą  idealną,  niezwykle  kobiecą pozę. Zazgrzytała zębami oglądając  starte łokcie,, Pieprzona perfekcjonistka. "
- Dobrze się czujesz?-  Tissaia  wygładziła spód  oraz poły  płaszcza 
Rita zmrugała kilkukrotnie poczym wstała.  Zanim zdążyła odpowiedzieć  na zadane pytanie zalała ją fala mdłości.
- Będę  rzygać.- rzuciła 
Para przechodzącą  obok kamiennych  stopni spojrzała na nią z odrazą oddalając się czym prędzej. 
-Na bogów!! Nie na schody.  Tędy chodzą  ludzie!!
Margairta zasłaniając  sobie usta dłonią  pognała w stronę  pomostu. W ostatnim momencie  dopadając drewnianej  belki.  Wychyliwszy  się przez nią zakasłała obficie  czując w ustach posmak nadtrawionej żywności.  Wypluła wymiociny do oceanu starając  sie nie patrzeć  na tafle wody. 
- Skończyłaś?!  - damska dłoń  oparła  sie o jej ramię 
- Nie przwykłam  jeszcze do portali. - mruknęła blondynka ocierając  usta wierzchem   nadgarstka 
Czuła ból  stłuczonej  od uderzenia kości ogonowej.
- Pospieszmy się.  Trzeba odszukać   Yenne.
                                ***
Niewątpliwe  nie można było odmówić  Tissai De Vries zasłużonego tytułu arcymistrzyni magii, zważywszy  na jej niezwykłe  i niezawodne wręcz  zdolności magiczne  wykraczające  swoim zasięgiem poza zakres możliwości  zwykłej czarodziejki.  O ich niezawodności nawet nie wspominając.
Rita chcąca w jak największym  stopniu brać przykład  z własnej profesor z podziwiem   obserwowała  jak rektorka Aretuzy przeczesuje teren zaklęciami prowadząc ich w głąb  Velen  tuż po obranym tropie.  Szła za nią z wyrazem uznania  ściskając  w palcach  chustę potrzebną do zlokalizowana  jej przyjaciółki jednocześnie rzucając  własne  czary mogące pomóc  w poszukiwaniach.  Żaden jednak nie wskazał  drogi innej niż  niezawodne zaklęcia Tissai co tylko utwierdzało adeptkę w przekonaniu iż Pani De Vries jest nieomylna i całkowicie  doskonała w swoim fachu.  Czarodziejki mogły  jej jedynie zazdrościć talentu. 
Brunetka przystanęła na moment odwracając  sie w stronę  Margarity.
Uczennica posłała jej pytające  spojrzenie.
- Szafran i pieprz.  - rzekła bez namysłu - Poszła do gospody.
- Oczywistość. - odpowiedziała  jej Rita - Mogłabym sie domyślić  i bez magii, że  tam zawita  jako do pierwszej  lokacji.  Gdzie w końcu lepiej o dobrą zabawę i rujnowanie życia niż  właśnie tam.
,,  O wydanie skradzionych  oszczędności "
Poczuła nagły przypływ smutku.Yennefer pierwszy raz odkąd razem mieszkały mocno ją zawiodła. Od czasu znalezienia tej  małej ośmiolatki przed ośmioma laty Rita nauczyła się.Wystkiego się mogła spodziewać  po tak wręcz dzikiej osobistości  jak Yenna. Jednak mimo licznych sytuacji, jakie miały miejsce  od początku ich znajomościco do jednego uważała,że jest pewna.  Dziewczyna to ze wszystkimi swoimi  wadami honorowy , dobry, uczynny człowiek.  Postępowała zgodnie z zasadami etyki.Nie szkodziła tym,  na których  jej zależało.... Nie przywłaszczyła sobie nigdy odkąd ją znała  żadnej własności  należącej  do drugiej osoby...  Do teraz. Nie chodziło  nawet o ilość  zaoszczędzonych  orenów  a  o sam gest...  Nie podejrzewała, iż  jej prawie  siostra jest zdolna do takich czynów i nie uwierzyłaby gdyby nie zobaczyła  na własne oczy pustego pudełeczka.  Wciąż  jednak skrycie liczyła na kryzys  Yenny.  Tylko wtedy ta delikatna  istota mogłaby złamać  nawet zasady przyjaźni.  Tak samo  uciec z wyspy  Tanned. 
Ktoś musiał  ją sprowokować  do tak intensywniej  reakcji..  Kto? Zważywszy  na lekcje,  po której  zniknęła  szesnastolatka.  Rita nie potrzebowała się nawet zastanawiać.  Phillipa  Eilhart.  Ta panieka  z dobrego domu, córka najzamożniejszej rodziny jaka osiedliła się w Tretogorze.Chciała z pewnością odwetu  za wysłanie   adepki Glevisig do jej domu i spowodowania uszczerbku na  zdrowiu. Rodzina  Phill, posiadacze  willi i cholerni oszuści.Dodatkowo od wielu lat nie lubili Yenny, popierali zdanie swojej pociechy i podburzali przeciwko młodej czarodziejce.  Bywali w Aretuzie wcale nie rzadko jako sponsorzy  owej akademii . Fortunę zdobyli na niedostatku i cierpieniu  innych.  Ojciec - czarodziej właściciel imponujacego  dworu i niemałej winnicy,  szanowany w środowisku magów,  matka  za to cholerna szlachcianka  o życzeniach  godnych  królowej,  sam jej mąż nie mógł im czasem sprostać,  posiadaczka  zamku wraz z siedmioma okolicznymi wioskami.  Zapatrzona  w czubek własnego nosa arogantka,  tak jak i jej ukochana córeczka. Obie  uparte, zawzięte,  pyszne  i podłe. Phillipa jest jak jej rodzicielka.  Zrobi wszystko by pozbyć się tego kto przeszkadza  jej w dążeniu do celu. Pozbyć się  Yenny,  która od dziecka mimo widocznego  kalectwa  przewyższała ją możliwościami w nauce. Tej Yenny którą  Tissaia  wybrała  na swoją nową drugą asystentkę,  tym samym zajmując  miejsce Phill u boku rektorki młodszą o sześć lat dziewczynką.  Zgodnie z tradycją szkoły rektorka wybierała dwie szczególnie obdarzone jej uwagą  adeptki,  które jej zdaniem miały  aspiracje by zostać  ponad przeciętnymi magiczkami.  Przez większość  życia to właśnie z Phillippą  Rita jadła  obiady,  śniadania ,  kolacje,  pobierała  dodatkowe  lekcje,  często na zmianę  podróżowały  po świecie  z Tissaią.  Ale chociaż  znały się z Eilhart prawie   od freblówki dziewczyna  nie czuła do towarzyszki  u boku mistrzyni ani grama sympatii. Tamto dziecko od początku wydawało  jej sie obce,  próżne, narcystyczne ,  pełne  negatywnych  emocji, które lubiło przelewać  na  zamkową służbę i pracowników szkoły. A oni mimo poniżania,  mieszania  z gnojem,  wyśmiewania spełniali  każde żądanie  kapryśnej księżniczki. Dwie asystentki zarządcy szkoły  winny mieć dobre relacje między sobą. Rita już  po pierwszym roku  ich wzajemnego mieszkania  wiedziała , że  chociaż  tamta wyciąga do niej rękę   robi to z powodu  jej pochodzenia i bogatej babki,  nie ze szczerych relacji. One nigdy nie zostaną przyjaciółkami. Gdy później Tissaia najdelikatniej  jak potrafiła  przedstawiła Phillipe Yenne , zdaniem Eilheart brudnego, elfio- ludzkiego  mieszańca  bez majątku,do tego kaleką półsierotę a kilka dni potem oświadczyła , że zamierza  przygarnąć dziewczynkę pod swoje skrzydła i zająć  się jej dalszym wychowaniem  oraz edukacją Phill wpadła  w szał .  Jednak czy chciała,  czy nie zdanie rektorki każda adeptka szkoły musiała  respektować. Poznała  Sabrinę, rok starszą od Yenny, bardzo młodą i bardzo bogatą arystokratkę z Kaedwen. A ponieważ Sabrina okazała się równie zepsuta od razu znalazły wspólny język. 
  Do tej pory pozostawały  nierozłącznie robiąc  ze słabej psychicznie Yenny swoją zabawkę na każdym kroku.  Phillipa się mściła, a  frywolna  Glavisig  zwyczajnie dawała upust swojej podłości.  Nawet sytuacja  sprzed tych kilku miesięcy  z próbą  samobójczą  ich ofiary nie ruszyła sumienia dziewcząt. Dała im pożywkę  do dalszych kpin z Yennefer  Do tej pory Margarita  szczerze znienawidziła obie dziewczyny  za ich charakter.Chroniła  Yenne nie ingerując zbytnio , nie naruszyła  przestrzeni osobistej,  nie podniosła też ani razu ręki  na oprawczynie przyjaciółki.  Ale tym razem naszła ją nagła ochota by zrobić wyjątek.  Jeżeli  ta zasrana  dziewucha z Tretogoru zraniła Yen tak by tamta  chciała  odejść  z miejsca,  które  mimo przeciwności  losu kochała,  jedynego domu jaki miała  do tej pory, nawet od niej,  od Pani De Vries to musiała  powiedzieć  Yen coś naprawdę krzywodzącego!! I tym razem Rita nawet jeśli Tissaia znów zbagatelizuje problem  bo,, są  z jej ojcem naprawdę w dobrych relacjach  " sama wymierzy  sprawiedliwość chociażby miała zostać  zawieszona czy odesłana  z powrotem do nielubianej  babki!
- Rita! - głos mistrzyni wyrwał  ją z rozmyślań - Jesteśmy już na miejscu. 
Ledwie przekroczyły  gospodę do ich nozdrzy  dotarł  wyraźny  smród  spalenizny  wymieszany z intensywną wonią suszonych  wędlin,  dobrze doprawionego mięsiwa i zupy. Wyczuwalny  stał się  również  charakterystyczny  dla terenu karczm w Velen aromat  oleju po smażonych  rybach ,  którego Rita już na wejściu miała  serdecznie dosyć.  Ale w porównaniu  z zapachem podpalonego ,  jak sądziła  drewna okazał  się  nagle niezwykle przyjemny. W karczmie,  ku zdumieniu  nie przyzwyczajonych do tego Rity i Tissai  wiało pustką. Ni śladu żywej duszy.  Czegoś  takiego  za swojego pobytu  w okolicy miasteczka  nie widziały zbyt często.  Rzec można, iż  przy tak popularnej  karczmie graniczyło  to z cudem. Sądząc  po wyczuwalnym swącie płonącego  wcześniej  drewna coś się wydarzyło.
Przeszły między stolikami, nie zostając  dopuszczone  zbyt daleko ze względu  na obecność służek z miotłami krążących wokoło  jednego z jak można się  było domyślać  po sprzątanych  resztkach  i wielkości   suto zastawionych wcześniej  stołów.   Niektóre dziewki ze skupieniem  zamiatały deski podłogowe ,  inne ścierały tłuste plamy z powierzchni blatu, kolejne zaś wraz z grupą  zauważonych później przez Margarite  mężczyzn  pomagały  przy noszeniu do kuchni taboretów,  krzeseł , zydli i naprawianiu nóg  stołu od spodu. Jak się okazało po całkowitych oględzinach przejście do kuchni zostało  odgrodzone  od reszty  gospody  barykadą ustawioną  z różnej wielkości  belek i beczek z winiem.  Wejście przez drzwiczki okazało sie nie możliwe.  W pierwszym  odruchu po zauważeniu przeszkody  Rita chciała  unieść  dłonie  do zaklęcia , została  jednak  powsytrzymana przez gest Tissai stojącej  zaraz za nią.
- Zostaw to. Szkoda  energii  a i tam pewnie panuje  ogromny bałagan.  Spodziewam się  jeszcze  większych  zniszczeń.  Jeżeli, a sądząc  po tym  co tu widać  lokal zaczął  się  palić, to z pewnością  od paleniska w części  kuchennej  wszystko  się  zaczęło.  Lepiej  poszukać  gospodarza. 
- Nie trzeba. - rozległ  sie za nimi męski niski głos, odwróciły  się - Witam Mości czarodziejki  w moim przybytku.   Co też was sprowadza w moje skromne progi Szanowna Arcymistrzyni  magii....   Rita!  - rozpromienił sie na widok blondwłosej dziewczyny
Adeptka odwzajemniała  uśmiech.  Znała  mężczyznę.  W ciągu kilku lat spędzonych  na dorabianiu do oszczędności  w Velen  zdarzało się jej pracować i u niego. Zadania  które  jej wybierał  jak przyszłej magiczce nie stanowiły specjalnie  trudnych a wynagrodzenie   jakie za nie otrzymywała okazało się  całkiem  wysokie.  Wiedziała też iż właściel ,, Szafranu  i pieprzu" darzy ją silnym  uczuciem tak samo jak i jego syn Lars,  który  skończywszy  niedawno  25 lat zaczął  się  w niej intensywnie i skrycie podkochiwać.  Nie licząc się z tym, że od dwuch lat  sam ma narzeczoną.
- Miło  widzieć  ciebie i waszą adeptkę w zdrowiu Pani De Vries.  Co jednak sprowadza wiecznie zajęte  panie do Velen. Czyżby zaginięcie  uczennicy - popatrzył  wymownie na Tissaie
Mistrzyni zacisnęła dłonie.  W kąciku  jej ust pojawiła  sie zmarszcza ,  w oczach błysk  wrogości.  Nie przywykła do krytyki. Uspokoiła się jednakże.  Ostatnie czego zwykli ludzie spodziewali  sie po czarodziejce to braku opanowania. 
- Aretuza  jest doskonale strzeżonym  miejscem. - oznajmiła  po chwili  rektorka nie dając się wyprowadzić  z równowagi przez rzucone w jej kierunku złośliwości - Dbamy o wychowanie naszych uczennic...
- Coś ostatnio u was ciężko z tym wychowaniem. - przerwał  właściel nie obdarzając arcymistrzyni spojrzeniem, ale nie  odrywając wzroku od dość szerokiego dekoltu sukni Rity. 
Dziewczyna zapięła płaszcz po samą szyję lekko sie czerwieniąc.
- Czasami bywa ciężko. - odparła Tissaia w dalszym ciągu usiłując  zachować  spokój  mimo poczucia iz gotuje się w środku -Z niektórymi uczennicami jest problem....
- Tak jak z twoją podpieczną, która  wczoraj raczyła tu zawitać.- uśmiechnął   się znowu tym razem kwaśno
- Co wiesz?  - wtrąciła się do tej pory będąca  cicho Margarita tym samym ratując  Tissaie przed dalszymi zarzutami
- A rozejżyj się co widzisz młoda damo.  Spalone ściany, kuchnia.   Podłoże usiane  resztkami potaw.  Zawalony stół,  kilka krzeseł  do wymiany....  Cóż  nie owijając w bawełnę  dziewucha zrobiła  burdel  w mojej karczmie.  Jednym słowem  burdel. Nie kryje się z wami mówiąc , że  gdy na to patrzę  bierze mnie kurwica.
- Jak do tego doszło ? - Tissaia pokręciła głową
- Wasza wychowanka Pani potrzebuje twardszej  ręki. Diablica z niej wyrośnie.  W tych kręconych  czarnych włosach  bies siedzi zważcie moje słowa.  Sprowokowana rzuci się na każdego, kto odważy się jej tknąć.  A pić lubi a i skosztuje wybornego fissechtu.Wygrawszy rundę w giwnta padając  ofiarą podpitego młodzika  nie pozostała  mu dłużna.  Dzieciaki na całą karczmę  się biły, aż  słychać  w sąsiedztwie  było.  Zbiegli się ludzie z  okolic  karczmy a każdy kto w jej okręgu sie znajdował czym prędzej wchodził  do środka  by zobaczyć  to niezwykłe  widowisko.  Chociaż to płeć  piękna  przyznać trzeba waszej uczennicy  siły nie brakuje.  Sprała chłopca  tutejszej ziemskiej  szlachty  na kwaśne  jabułko garem z zupą  w niego rzucając. Uwolniony ogień  buchnął zajmując kuchnie i sale biesiadne na pierwszym i drugim piętrze. Było wam to widzieć  mości  czarodziejko. Pożar sięgał  sufitu. Ledwie goście dostrzegli  jasne jęzory poczęli  wybiegać z wnętrza  po wodę  do oceanu  by ugasić  płomienie.  Podniosła się wrzawa. Tłok i kłęby dymu ujrzeli  strażnicy miejscy.  Przybyli do gospody.  Wasza adeptka  chciała  zbiec .  W porę  złapali ją za kołnież odzienia zakuwajac  kajdanki w dwimeryt.  Zaciągnęli  nieprzytomną do lochów.
Podziemia  miejskie tuż pod siedzibą burmistrza.  Tissaia wypuściła  głośno powietrze. Rita westchnęła ciężko. 
-Na ile szacuje sie zniszczenia?
- Cóż  szacuje, że remont  bedzie mnie srogo kosztował.  Kilka tysięcy orenów  jak nie więcej. 
Tissaia przyłożyła rękę do czoła.
,,Och Yenna..... Co ty znowu zrobiłaś?!!!!!! "
- Niezmiernie  mi przykro gospodarzu za zajście zeszłej nocy.- wysunęła  dłoń  do przewieszonej  przez ramię  torby -  Proszę pozwól  moja akademia pokryje  wszystkie koszty waszej naprawy.  Przyjmij okrągły tysiąc  jako zaliczke i dowód  wiarygodności  mych słów.- wyciągnęła  dłoń  z sakiewką ,odsunął  jej rękę. 
- Przyjmuje  deklaracje i wierzę w wasze dobre intencje droga Pani De Vries.  Nie potrzebuje jednak żadnych pieniędzy.
Zarówno Rita jak i Tissaia popatrzyły na niego wyraźnie zdumione. 
- Bowiem wszelkie koszta zostały  już  pokryte. 
- Pokryte?
-  A i owszem.  Zapłacone co do gorsza prosto do mych rąk własnych.
- Wiadomo kto to zrobił?arcymistrzyni skrzyżowała dłonie  na piersi
- Przyszedł  wczoraj do mnie. Młody, czarne jak heban miał  włosy,  oczy szare i nadzwyczaj  łagodne.Nos prosty , ale przydługi. No i niezgorszy zarost w tym naprawdę zadbana  broda.  Dobrze zbudowany nawet przez kurtkę  można  było  dostrzec.  Mówił , że  wasz przyjaciel.Mag z północy jak wy.  Z Aed Gunvael pochodzi. Listy do was pisał.  Dziewczynkę  wam miał  na nauki dostarczyć.  Taką  ciemno rudą,  piegowatą.  Kręciła  mu sie wokół  kostki.
Zarówno Tissaia jak i Rita zamarły  w miejscu. 
- Istredd - powiedziała  do siebie  mistrzyni
Mogła sie domyślić.  Istredd z Aed Gunvael. Jej przyjaciel od dobrych kilku lat . Mimo dopiero  co skończonej  szkoły,  młodego jak na maga wieku  stanowił  świetnego  specjalistę  w dziedzinie nauk.  Stąd decyzja o powierzeniu mu córki swoich  przyjaciół jako uczennicy. Miał  zadbać  o bezpieczną podróż młodej  Triss Marigold relacjonujac Tissai w listach gdzie aktualnie się znajdują.  Faktycznie pisał do niej nie dalej, jak kilka dni temu zapewniając o  tym ,że niebawem dojadą do bram miasta, nie spodziewała się jednak  tak szybkich efektów podróży przyjaciela.
- Dziękujemy za wiadomości gospadarzu i zapewniamy ,że dziewczyna więciej nie pojawi się w twojej karczmie. Zastosujemy wobec niej konsekwencje- Rita posłała mężczyźnie jeden ze swoich  zjawiskowych uśmiechów , zatrzepotała rzęsami  beztrosko.
Oczarowany właściel ,,Szafranu i Pieprzu "cofnął się potykając o własne nogi.
- Jak mi idzie ? - zrównała krok z Tissaią 
Na co mistrzyni tylko uniosła oczy ku górze.
- Lubię uwodzić mężczyzn, wiesz o tym.
- Niestety muszę się z tym zgodzić.
- Co ?- obruszyła się Rita patrząc w wyrażające dezaprobatę spojrzenie mistrzyni - Ty też w moim wieku uganiałaś się za innymi. Zresztą czy to nie zadanie czarodziejki. Stosować flirt do swoich celów.... Swoją drogą... Co u Hena  Gedymdeitha?  Wiesz jak mu się powodzi? 
Tissaia zaczerwieniła się delikatnie.
Rita zachichotała. Rzadko miała uwagę obserwować arcymistrzynie w takich sytuacjach. Z tego powodu uwielbiała wspominać  o owym magu . Członek rady czarodziejów chociaż nie młody wciąż wyglądał jeszcze całkiem przystojnie. Nie dało się też ukryć - do Aretuzy  przyjeżdżał często. Przynajmniej raz na miesiąc  , do tego wcale nie rzadko zostawał dłużej niż zamierzał. Jego przedłużający się pobyt zdawał się nie przeszkadzać Tissai w codziennym planie  zajęć. Wręcz przeciwnie , bardziej zrelaksowanej kobiety niż podczas wizyt przyjaciela ,Rita nigdy nie wiedziała. Ciekawym odkryciem była też komnatka przydzielona mistrzowi magii. Z jakiś powodów zawsze umieszczona na przeciwko pokoju rektorki. Umieszczony w zachodniej wieży stawał się doskonałym miejscem do prowadzenia obserwacji z balkonu Yenny i Rity. Adeptki widziały więc co tylko chciały. W tym zapaloną przez całą noc świecę i dwie zbliżone do siebie jednoznacznie sylwetki. Damską i męską.
- Jak wam się  powodzi mistrzyni? Dobrze?
- Istredd jest gdzieś w mieście- zmieniła temat kobieta usiłując ukryć czerwone plamy na policzkach
- Wiesz gdzie może być ?
- Jest wiele miejsc dla maga  w Velen. Sądzę jednak ,że najbliższym miejscem jest  dobrze nam znana srebrna czapla to luksusowe apartamenty i czarodzieje chętnie korzystają z dobrodziejstw tego.miejsca . Odkąd pamiętam wynajmował tam pokój.
Rita pokiwała głową na znak ze przyjęła informacje do wiadomości.
Chwilę później obie szły brukowanym chodnikiem Velen w kierunku ulubionego lokalu  przyjaciela Tissiai.
Znalazwszy się przy  ogrodzonej niewysokim murkiem i zdobionej w roślinne oranżacje znajomej bramie zatrzymały się na chwilę by poszukać wejścia. Rita kątem oka obserwowała pięknie zadbany ogród. Odkąd pamiętała mijała to miejsce, nie mogąc się oprzeć przystawała zazwyczaj przy furtce by obserwować bujnie posadzone krzewy , niewielkie drzewka owocowe oraz zielony trawnik . Zachwycały ją zadbane , poprzecinane łodygi róż , magnolii, tulipanów czy innych klombów kwiatowych oraz umieszczone po środku i otoczone drewnianymi ławkami oczko wodne z magiczną zapewne imitacją sztucznego wodospadu . Otaczały je światliste najprawdopodobniej specjalnie sprowadzane z dalekich zakątków kamienie , do środka czystej wymienianej zapewne często wody wpuszczono kolorowe rybki oraz kilka roznobarwnych żab. Wypatrzec można było też nie wielkiego węża wodnego , który stanowił zapewne nowy nabytek zarządcy budynku. Do wnętrza i w głąb przybytku prowadziły wyłożone błękitną glazurą chodniki. Wszystko dobrze wkomponowane w ogólną prezentacje imponujących rozmiarów zajazdu. 
Tissia pchnęła żelazne drzwiczki.  Otwarte jaby tylko czekały na przybycie zainteresowanych gości uchyliły się nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Weszły obydwie. Kroki butów na delikatnym obcasie wystukiwały rytm na podłożu. Przekroczyły próg zdobionego równie bogato co część zewnętrza , przeogromnego , otoczonego mnóstwem pnących się ku górze schodów holu poczym zdecydowanie skierowały w kierunku stojącej przy środkowej ścianie recepcji. Tissia uniosła dłoń uderzając delikatnie w dzwonek.
Nie musiały długo czekać bowiem jak z pod ziemi wyrosła przed nimi młoda pulchna dziewczyna w fartuszku  i czepku na głowie.
- W czym mogę pomoc szanownym paniom ? - skłoniła się lekko i z szacunkiem od razu rozpoznając iż ma doczynia z magiczkami - Mamy wolne pokoje na gorze idealne dla mości rektorki  oraz jej uczennicy
- Dziękujemy za propozycję - Tissaia posłała  jej czarujący uśmiech . Chociaż nerwy zaczynały jej  już puszczać umiała doskonale grać  rolę  niewzruszonej niczym , tajemniczej czarodziejki - Ale nie przyszłyśmy tu w celach noclegu. Szukamy maga o imieniu Istredd z Aed Gunvael.  Chciałbym się z nim rozmówić.
- Ależ oczywiście! Przyjechał tu nie dalej niż sprzed dwoma dniami. Proszę zatem oto jest numer pokoju - podała Tissiai zwitek papieru
                               
                            ***
- Skowronku! - mężczyzna rozłożył ręce uśmiechając się szeroko - Dawno cię nie wiedziałem! 
- Daruj sobie te powitania w końcu . Pamiętaj ,że jestem Tissaia nawet jeśli znasz moje prawdziwe imię . Gdzie moja uczennica? Wiem ,żeś ją wykupił z więzienia.
Coś z piskiem przepchnęło się przez framugę i strąciło mistrza Istredda na bok.
- Ciocia Tissaia !! - rozdarł się dość szczupły rudzielec płci żeńskiej  poczym skoczył w ramiona swojej ulubionej mentorki
- Witaj kochanie. - Tissia przytuliła Triss gładząc ją po włosach odstawiła dziewczynkę na bok patrząc znów na przyjaciela
- Gdzie jest Yenna ?- ponowiła pytanie
- I w jakim jest stanie? - dołączyła się Rita
Istredd westchnął .
- Wejdzie. - powiedział - Będzie nieco.do wyjaśnienia. A tego co  powiennem wam przekazać jest nie mało
Przekroczyli próg pokoju  a mag zamknął drzwiczki na zamek.
- Siadajcie. Coś do picia... wody, herbaty, soku?
- Biorąc pod uwagę okoliczności? Napiłabym się jakiegoś mocnego wina - oznajmiła Tissia przykładając sobie dłoń do czoła
- Ale przez wzgląd,że mam  dziś  zajęcia z uczennicami nie zrobię tego. Chociaż  z pewnością i tak będę musiała je odwołać. Mów Istreddzie póki mam siłę tego słuchać.
Triss postawiła na stole imbryk z herbatą z dodatkiem rumu i dwie szklanki, serwis nie wiedzieć kiedy zdążyła przynieść z aneksu kuchennego
Wpakowała się  na kolana,, ciotki "sadowiąc wygodnie.Tissaia przytulia ją ,dziewczynka uśmiechnęła się z zadowoleniem.
-No więc . Jak ją znalazłeś ?- zapytała Rita sięgając po jedno z wypełnionych napojem naczyń
-  Yenne?!Cóż...Byłem w karczmie razem z  podopieczną mistrzyni De Vries - popatrzył na wciąż wniebowiziętą Merigold - Kiedy mała zauważyła jakieś zamieszanie w rogu izby.
- Nie jestem  mała!- oburzyła się Triss 
- Usiłowała zwrócić na mnie swoją uwagę i popadła w zachwyt nad nieznajomą- mężczyzna zignorował pretensje ośmiolatki -  Gdy dosiedli się do niej chłopcy, zdjęli Yennefer  kaptur.. Zobaczyłem tę samą istotę , którą opisywałaś w listach do mnie. Identyczną dziewczynę z burzą czarnych loków, fiołkowe oczy przyciągały i ciskały błyskawice jednocześnie, usta zaciskały się w wąską szczelinę. Zaproponowali jej prawdopodobnie grę w karty... Piła i zarzywała ogromne  ilości środku odurzającego. Chciałem podejść by spytać się jaki jest powód tego ,że robi sobie tak ogromną krzywdę. Na policzkach mimo  wrażenia szczęśliwej miała ślady zaschniętych łez. Uwierz mi, iż biłem się wówczas z myślami. Za długo podejmowałem decyzję by do niej podejść. Gdy później , o czym zapewne poinformowano cię w karczmie, bo nie wątpię ,że to gospodarz ci o mnie powiedział , doszło do bitki mogłem patrzeć tylko na jej szał. Rozbiła karczmę w drobny mak. Mimo starań ludności miasteczka, która zauważywszy ogień ze środka rzuciła się do pomocy przy gaszeniu pożaru spłonęła większość dolnej sali. Wezwano strażników a Yennefer trafiła do aresztu. Gdy wywlekali ją za drzwi tłum zagrodził mi drogę i utknąłem gdzieś między gromadą wysokich mężczyzn z ulicznej orkiestry a kobietami lekkich obyczajów w chojnie rozchylonych dekoltach i pończochach w koronkę. Zdążyłem jednak złapać jej płaszcz  który zsunął się dziewczynie z ramion. Na czarnym materiale zostało naszyte logo Aretuzy i jej imię drobnym druczkiem ,imię - Yennefer.
- Zaraz chyba nie chcesz mi powiedzieć,że ..... widziała to cała ulica  ?- Rita odstawiła na bok opróżnioną filiżankę
- Cała ulica .... ?!! Zbiegło sie chyba całe miasteczko!! -  mała Triss włączyła się do dyskusji
Tissaia westchnęła ciężko.
- Na bogów!- powiedziała - Czy ona zawsze musi ściągać na siebie uwagę?!
Na pietrze rozległ się odgłos zduszonego kaszlu i wymiotów.
-Ile to trwa ?
- Od rana. Odkąd się obudziła. Triss i Ja pilnowaliśmy jej na zmianę przez noc bo nie byliśmy pewni czy mój medykament uspokajający na nią zadziała. Przy ilości fisechtu i wódki jaką w sobie miała,a miała w sobie co najmniej półtorej butelki alkoholu  i cały woreczek tego świnstwa, nie miałem gwarancji czy wystarczy ilość jaką dla niej przygotowałem. Początkowo miałem zamiar po prostu uśpić ją zaklęciem.Lecz gdy w sekunde mojej nieobecności przy niej zaczęła śmiać się niczym wypuszczony z lasu bies, demolować półki mojej pracowni rzucając czary na prawo, lewo, nie kontrolując zupełnie ruchów swoich rąk stwierdziłem ,że moja magia to przy tym stanie za mało. Miała silne halucynacje.
-   Wzieła  odczynnik , ten niebieski którego używacie do tworzenia magicznych trutek na potwory a potem sprzedajecie wiedzminom za bezcen.  Myślała pewnie że to woda. - dokończyła mała Merigold
Rita zbladła.
- Czy....
- Nie. Nie wypiła go, powstrzymałem ją w ostatniej chwili.
-Bogom dzięki!
- Chodźmy do niej. Doprawdy nie wiem jak mogła sobie zrobić coś takiego.
Tissia , Rita ,Triss oraz Istredd podnieśli się z mebli ruszając na górę lokalu po stromych schodach.
                             ***
- Cos ty .....- głos stanął Tissiai w gardle gdy jej oczom ukazała się zupełnie  sinozielona  a zarazem blada jak u nieboszczyka twarz  otoczona morzem rozczochranych na wszystkie strony świata włosów , z widocznym do tego podbitym okiem, spuchniętym intensywnie , zakrawionym nosem i rozcięta wargą. Na policzku zaś widniał odcisk dłoni . Czerwona przecinająca pręga powstała na skutek mocnego uderzenia. Nie trzeba było się specjalnie zastanawiać by widzieć ,że faktycznie intensywnie uczestniczyła w jakiejś bójce. Ślady wieczornego picia i wdychania szkodliwych substancji okazały się równie zauważalne.
- Zrobiła. - dopowiedziała Rita - Yenna....
Dziewczyna wstała z łóżka odsuwając od ust srebną miskę. Jej nogi trzęsły się sprawiając wrażenie świerzo zastygłej galaretki. Zrobiła krok w kierunku mistrzyni i przybranej siostry poczym wywróciła się na deski podłogowe. Rita przypadła do niej pomagając jej wstać.
- Na bogów Yenna ty naprawdę wydałaś wszystko moje oszczędności na wódkę i biały proszek ! To nie są żarty... Mogłaś się zabić....
- Rita.... - wycharczała tamta - Mistrzyni Tissaio ja ...
- Porozmawiamy jak kac się skończy.- Tissaia odwróciła się do uczennicy tyłem , w tonie kobiety czuć było wyraźną złość, rozczarowanie , niedowierzanie i żal.
- Zostanę z nią mistrzyni. - powiedziała spokojnie adeptka Laux - Antille
I ona skrywała w sobie ogromną urazę nie mogła jadnak zostawić przyjaciółki samej a ten widok już nawet  dla samej Tissai znaczył za dużo.
- ,,Dziekuje "- usłyszała w umyśle jej głos - Rita....
- Tak pani Tissaio?
- Mogła byś mieć też oko na Triss ? Musimy porozmawiać z Istreddem w cztery oczy.
- Oczywiście. Chodź do mnie młoda  czarodziejko. Chcesz zobaczyć kilka sztuczek magicznych- Rita pstryknęła palcami a w jej dłoni uformowały się zielone płomieniste postacie. Kobieta i mężczyzna tańczący jakiś nieokreślony taniec unieśli się ku gorze poczym rozpryśli na drobne iskierki
- Pewnie . - Oczy Triss rozszerzyły się w zachwycie- Pokażesz mi wieciej takich! - podbiegła
- Ciii- blondwłosa adeptka przyłożyła palec do ust widząc jak Yennefer kładzie się pod kocem - Nie budźmy jej. Już i tak wygląda bardzo źle a potem czeka ją poważna rozmowa.
-  Ahh rozumiem. Będę cicho jak mysz w takim razie.
  Widząc zainteresowane sobą dziewczęta Tissaia i Istredd wymknęli się po cichu do sąsiedniego pokoju.
                         
                                 ***
- Naprawdę przykro mi ,że musiałeś poznać moją wspaniałą adeptkę w takich okolicznościach i oglądać w takim stanie
- Ależ nic nie szkodzi Tissaio. To nic nie szkodzi. - Istredd założył nogę na nogę zmieniając pozycję na kanapie
Tissaia podobnie jak on rozsiadła się wygodniej opierając zmęczone plecy o poduszki. Dzisiejszy dzień nie wątpliwe dostarczył jej wrażeń , nawet mimo  potężnej magii  krążącej po ciele rektorka szkoły miała już zdecydowanie dość. Czuła ogromne zmęczenie chociaż starała się zachować trzeźwość umysłu. Nawet nie sądziła ,że widok Yennefer w takim stanie będzie dla niej tak mocnym doświadczeniem.Jej ból jaki czuła potęgował fakt iż dziewczyna sama   postanowiła doprowadzić się do tego stanu.
Kobieta westchneła ciężko poczym zaczęła zamiatac nerwowo kawałeczki kurzu z kanapy
- Dziękuję ,że za nią zapłaciłeś. Wziąłeś ją do siebie.To dla mnie wiele znaczy. Mogło się to skończyć dużo gorzej gdybyś nie był w pobliżu. Och Val ... !! Dziewczyna jest taka kłopotliwa. Zawsze się w coś pakuje. Nauczyciele się skarżą. Na dodatek sama nie bierze odpwiedzialności za błędy jakie popełnia. Dochodzą jeszcze duże braki w nauce. Chociaż  przeskoczyła kilka klas to po wypadku jaki ją spotkał kilka miesięcy temu zmuszona była do pozostania na dłuższy czas poza obrębem szkoły. Mieszkała wówczas ze mną w Velen. Przekazywałam jej wiedzę najlepiej jak mogłam , ale lekcje w naszej akademii są wymagające. Nie wie tyle co dziewczęta z jej grupy.  A jej ręcem.....Ma je całkowicie w badarzach a rany wciąż się goją.
- Zauważyłem. Zmieniałem jej już opatrunki gdy spała. To głębokie cięcia. Mocny uszczerbek na zdrowiu czarodziejki. Szkoda. Gdy ją dotknąłem jej ciała czułem w niej wiele energii. Ma zadatki na wspaniałą mistrzynię magii, ale ranne dłonie potrzebują wielogodzinnej rechabilitacji.
- Istotnie. - przytaknęła Tissaia - Ale w obecnym stanie ciężko jej będzie
wrócić  do siebie.
Zapanowała kilkuminutowa cisza przerywana jedynie miarowym tykaniem zegara na ścianie .
- Kiedy to się stało ?- Istredd wznowił dyskusje- Jej próba samobujcza?
- W dzień jej szesnastych urodzin. Na początku święta Belletyn. Rita przyniosła ją w strasznym stanie.
Ledwo mogłam jej pomóc.
,,Biedna dziewczyna "pomyślał Istredd,,Jest taka piękna a jednak odważyła się targnąć na swoje życie.... W jej oczach widać jednak cierpienie... Mimo,że i one są piękne. Niczym fiołki na nieskażonym jeszcze wizytą człowieka polu. Znam ją ledwie jeden dzień, ale chciałbym jej pomóc. Potrzebuje jej .."
I w chwili gdy wyobraził sobie twarz  śpiącej Yennefer  tknęło go dziwne uczucie, jakjego nie czuł jeszcze nigdy dotąd . Cudowne uczucie ....
- Nie możemy zostawić Yennefer samej sobie.- podjął nagle
Tissia popatrzyla na niego
- Nie możemy jej zostawić - powtórzył - Potrzebne jej wsparcie Korepetytor i opiekun jednocześnie.
- Nie mogę zajmować się adeptkami , sprawami szkoły i doglądać Yennefer jednocześnie.
- A Rita to za mało. Tissaio ..
- Słucham ?
- Chciałbym się podjąć jej nauki.

     

Okruszek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz