deux

1.4K 144 235
                                    

Jadąc samochodem, wgapiam się w szybę, za którą obserwuję, zdawałoby się, sunące budynki. Jednak one stoją w miejscu. To ja przemieszczam się w kierunku szkoły, czekając niecierpliwie już na zachód słońca. Mam przeczucie, że dzisiejszy dzień będzie totalną porażką.

Szofer zatrzymuje samochód i od razu rzuca się, aby otworzyć mi drzwi. Wychodzę z samochodu, zarzucając teatralnie moim kucykiem, co wydaje mi się niezwykle odrzucające. Tego właśnie oczekuję.

Rzucam okiem na uczniów stojących przed szkołą. Lustruję ich lekko zmrużonymi oczyma, jednak nie dostrzegam w nich niczego ciekawego. Ot, jakieś tam sobie zwyczajne osoby. Nawet nie mam jak ich skomentować.

Mój wzrok zatrzymuje się dopiero na t y c h granatowych kucykach, należących do t e j dziewczyny. Delikatnie się spinam, czuję jak coś zaciska mi się w brzuchu i mam wrażenie, że moja twarz lekko się zmienia. Widzę, że tuż obok niej stoi jej przyjaciółka, a naprzeciwko...

Gdy tylko zauważam Adriena Agreste'a, zaczynam swoją szopkę od nowa. Rzygać mi się chce za każdym razem, kiedy przyklejam się do niego swoim ciałem, próbuję go całować i udaję, jak bardzo zakochana jestem — a może raczej zauroczona i totalnie upierdliwa.

— Adrienku! — drę się na całe gardło. I znowu czuję odruch wymiotny.

Powstrzymuję wszystkie zahamowania, choć takowych już właściwie nie posiadam. Rzucam się na niego, przymilając się i przylepiając do jego ciała bez żadnej litości.

— Adrienku, tak pięknie dziś wyglądasz... — mówię. Ogólnie raczej takie słowa uchodzą za komplement, ale w tej chwili w moich ustach brzmi to wręcz niczym obelga.

— Chloé — zaczyna, delikatnie odsuwając ode mnie lekko wykrzywioną twarz. Jestem w pełni świadoma, że już ma tego dość. Ja też. — Możemy pogadać?

— Jasne, słońce — odpowiadam, po czym szybko ciągnę go w jakieś ustronne miejsce.

Ukradkiem staram się zerkać na śliczną buzię Marinette. Teraz jest troszkę inna, gdyż brwi są ściągnięte, pełne usta zamieniają się w cienką linię, a jej idealnie błękitne oczy patrzą na mnie wściekle, choć dalej widzę w nich piękno i jej delikatność. W sumie, ona nawet gdy się złości, jest przepiękna.

Znowu poczułam się jakby ktoś dał mi policzek w twarz. Ona przecież złości się na mnie i za każdym razem towarzyszy mi takie uczucie bardzo silnego policzka, kiedy to sobie uświadamiam. To przeze mnie jej wzrok zmienił się na taki o k r u t n y — zły, a w dodatku wywołany przez moją osobę. Już nie tak cudownie bajeczny. To takie... Bolesne.

W ogóle od tego incydentu z prezentacją, czuję się coraz gorzej. Mam wrażenie, że dziewczyna ma do mnie jeszcze większy żal, choć ostatnio troszkę jej odpuściłam, ku zdziwieniu Sabriny i pozostałych osób z naszej klasy... Mam nadzieję, że w końcu zrozumie, że to mój specyficzny sposób na przeprosiny... Choć ta Chloé Bourgeois, którą wszyscy znają, nigdy nie przeprasza.

Kiedy znikam z Adrienem za jakimś zakrętem, od razu się od niego odklejam. Patrzę na jego twarz, lekko zniesmaczoną, ale nie nieprzyjazną.

Blondyn dobrze wiedział, że to, co robię, jest totalną nieprawdą, a wszystko jest teatrem. On też troszkę gra — nie chce, aby wydało się, że jest w związku z Luką Couffaine, więc cieszy się, że jakieś dziewczyny na niego lecą. Czasami pójdzie z nimi do kina czy na lodowisko i nikt już nie podejrzewa go o bycie homo. No bo jakby to wyglądało — syn sławnego na cały świat projektanta i aktorki, model i wielka gwiazda w świecie mody jest gejem. Niby nic dziwnego, ale jednak niektórzy ludzie będą już patrzeć na niego z niesmakiem. Zboczeniec. Degenerat. A jego ojciec? Byłby wściekły. Tak samo jest ze mną — córka tak sławnej krytyczki mody oraz burmistrza stolicy Francji jest lesbijką. Ludzie mnie zjedzą albo zaczną się sypać jakieś nieprzyjemne (i pewne seksistowskie) komentarze.

theatrum mundi | chloénette || chloé x marinette | {miraculous fanfiction}Where stories live. Discover now