To sanktuarium mocy
W ciszy empirię tłoczy,
Mąci podróżnym oczy
Porywa, by zgładzić w nocy
...
Rzucał się w zieleń, i w błękit, i w głębię brązu błotniska.
I wtem się zieleń rzuciła, powstawszy z ciemni 'czym tryska
I w głębię brązu, i w błękit, i w Niego cięła znad bliska;
Zacięła w szablę, a iskra ujawnia kształty jej pyska.
I cofa monstrum swe płetwy zacięte ślepia w głębinę.
Na nowo spokój zawdziewa czas na momentu chwilę.
I tylko drżenie podeszwy, i fale wkoło piszczeli
Zdradzały choć na sekundę pobytu tory kolei
Gdy nagle znów w szale boju
Znalazła się nasza para
Zmieniając rytm cały walki chce się ratować poczwara
Rzuca się wojak na nowo,
Na nowo siekać chce weń.
Siecze ją w smród,
I siecze w powidok,
I w cień.
Tak tańczą.
Tak tańczą znowu od nowa i tańczą tango i walca
I tańczą sami, i w grupie, i cały las rwie do tańca
Zrywa się każda roślina, błękitu z brązem głębina
W harmonii, pędzie, powabie myśliwy bestię zarzyna
Śmierć między nimi narasta, pulsuje, rośnie, tętnieje
Nim przetnie ostrze szkaradę, bańka zabawy pięknieje
I tylko las marzy; wzdycha
Nad wizją końca tej nocy
I szepcze im obu z cicha,
By nie przestali już nigdy
Swego cud-tańca toczyć.