Drzwi - niegdyś niedomkniętych znieść nie mogłem
Gdy ciągle chłodne ciekną ścieżką ciche
Łzy w lepkim zlewie pełnym twojej letniej
Krwi - smutny ścienne smugi ścieram w ciemniKażda wspólna chwila wisi na sznurze
Jak ty.
Każda. Fałszywa, najsłodsza, dziurawa
Jak ty.Węch - tracę w trakcie, trując detergentem
Niech, proszę spalą linie papilarne
Się odbija obcy obłęd oczu, on
Mnie przeraził prześwit pustki w źrenicachPalę papierosy, zdjęcia, stroje i
włosy Wyjmuję z odpływu
Kłamiąc: "Nie chcę cię
Tu: kafle, klinkier, kości, krew, która końcem jest
Miłości
Wdycham cię