5. POWITALNA PUŁAPKA

35 1 0
                                    

Żadne z nastolatków nie było w stanie powiedzieć jak długo szli, ale słońce już dawno zaszło, zewsząd słychać było coraz bardziej nasilające się grzmoty, a niebo co chwilę rozjaśniały błyskawice. Nie widzieli już ścieżki. Nawet nie byli pewni, czy dalej nią kroczą.

- No to pięknie nas poprowadziłeś. Faktycznie znajoma okolica. Ranczo musi być już blisko. - Ron wypowiedział to w najbardziej ironiczny sposób jaki tylko potrafił.

- Ej! Przynajmniej coś robię, a nie załamuję się stojąc w miejscu!

- W takich sytuacja najlepiej jest zostać w miejscu! I nie po to aby się załamać, ale chociażby po to żeby zbudować szałas i mieć schronienie przed burzą!

- No ty to jak nie wiesz gdzie jesteś to byś od razu nową osadę zakładał!

- EJ! Chłopaki uspokójcie się! Nie pomagacie. - Miley na całe szczęście udało się przerwać kłótnię rozdrażnionych nastolatków, którzy jednak wciąż posyłali sobie wściekłe spojrzenia.

- Hej! Popatrzcie...

Wszyscy spojrzeli w kierunku, który wskazywała Kate i wszelkie waśnie całkowicie odeszły w zapomnienie. Zza drzew widać było jakieś słabe, błękitne światła. Nikt nie zwracał uwagi na ich niecodzienną barwę. Światło świadczyło o obecności człowieka. Oczywiście Kevin jako pierwszy ruszył w kierunku poświaty, a za nim bez słowa protestu cała reszta. Przedarli się przez gęstwinę drzew i znaleźli się na skraju dużej leśnej polany. Na samym jej środku znajdowała się sporych rozmiarów karczma. Prowadziła do niej niewielka, kamienna ścieżka, w połowie rozchodząca się w trzy kierunki: prosto w stronę drzwi, w lewo gdzie tworzyła coś w stylu dróżki na spacery i w prawo, w stronę stajni, z której dało się słyszeć obecność koni. Na całej polanie porozstawiane były pochodnie, płonące dziwnym, błękitnym płomieniem, który wcale nie rozświetlał dobrze mroku, ale za to sprawiał, że każdego kto na niego dłużej patrzył zaczynały piec oczy. Cała piątka po chwili zastanowienia ostrożnie podeszła do drzwi budynku. Widniał nad nimi szyld, na którym napisana była nazwa karczmy: ,,Widmodrzew".

- Trochę creepy. Wchodzimy? - Miley zapytała niepewnie towarzyszy.

- Wejdźmy. Może ktoś wskaże nam drogę. Albo chociaż pozwolą nam tu przenocować. W dodatku zaczyna padać.

- Po raz pierwszy od dłuższego czasu się z tobą zgadzam. - Ron powiedział spokojnie do Kevina.

Kate, jako że znajdowała się najbliżej drzwi, sięgnęła niepewnie po klamkę i zaczęła ciągną drzwi w swoją stronę. Bez skutku. Popatrzyła się więc z zrezygnowaniem na pozostałych. Ron ze spokojem wyprzedził przyjaciółkę i lekko POPCHNĄŁ drzwi, a te otworzyły się bez najmniejszego problemu. Kate wyszeptała tylko ciche ,,oł" i patrzyła się na otwarte wejście z głupią miną. Kiedy tylko przekroczyli próg budynku, wszystkie oczy znajdujących się wewnątrz osób skierowały się w ich stronę i zapadła nieprzyjemna cisza. Ron postanowił być przedstawicielem swojej grupy i przemówił najbardziej pewnym głosem, na jaki było go w tej niepewnej chwili stać:

- Witajcie. Ja i moi towarzysze zgubiliśmy się w lesie i zastanawiamy się, czy mogliby nam państwo wskazać drogę do domu.

Po jego słowach znowu nastąpił moment ciszy, który został przerwany przez jakąś bladą, chudą kobietę w fartuchu.

- Zabłądziliście? Oj biedactwa wy moje. Oczywiście że wam pomożemy. Proszę, wejdźcie.

Kobieta wprowadziła gromadkę do środka, a całe znajdujące się już wewnątrz towarzystwo wróciło do przerwanych przez wejście gości zajęć. W śród tłumu uwagę dziewczyn przykuł mały chłopiec, który patrzył się na nowo przybyłych przerażonym wzrokiem. Wydało się im to iście niepokojące. Kobieta zaprowadziła ich do stolika znajdującego się na samym końcu karczmy, przy kominku. Nikomu z grupki nastolatków nie umkną fakt, że całe wnętrze oświetlone było tymi samymi, błękitnymi pochodniami. Ta barwa dotyczyła się również ognia w kominku przy którym usiedli.

Over the Garden Wall: Nowe PokolenieWhere stories live. Discover now