Rozdział 17

278 28 0
                                    

Kama odstawiła – teraz już puste – pudełko na stolik.

Przeczesała włosy dłonią i zamknęła oczy, czując jak pomału „schodzi"z niej, nagromadzone przez cały ten czas, napięcie.

Udało się jej.

Z pomocą Dantego i Derka, którzy przytrzymywali targanego konwulsjami chłopca, zdołała podać lekarstwo. Teraz maluch, pod troskliwym okiem matki, dochodził do siebie.

I choć to dziecko nigdy nie będzie wilkołakiem – najważniejsze, że przeżyło.


Młody Hale wszedł do pokoju i zbliżył się do brunetki.

- Widziałem już w życiu wiele – zaczął – Ale pierwszy raz byłem świadkiem, czegoś takiego... Nigdy nawet nie pomyślałbym, że można użyć wilcze ziele w taki sposób...

Dziewczyna uśmiechnęła się, wiedząc co ma na myśli.

W zdecydowanej większości przypadków używa się tego do zabijania wilkołaków.

- To nie tylko trucizna – odpowiedziała – Ten bardzo rzadki gatunek tojadu, o niezwykłych właściwościach, może też być lekarstwem – spojrzała na niego badawczo – Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego czasami ugryzienie nie zmienia w wilkołaka?

Derek nie odpowiedział.

Dawno temu nurtowała go ta kwestia, ale ponieważ wiązało się to z bardzo bolesnym wspomnieniem, nie próbował dociec natury zjawiska.

Kama postanowiła mu to wyjaśnić.

- Mogłoby się wydawać, że to kwestia przypadku lub szczęścia, że niektórzy ludzie przechodzą przemianę i zostają wilkołakami. Ale prawda jest o znacznie prostsza – zaczęła, stając przodem do swojego rozmówcy – To zwykła genetyka. Z odrobiną matematyki... – zaśmiała się – Teoretycznie każdy ma pięćdziesiąt procent szansy na pomyślne przeistoczenie i pięćdziesiąt procent szansy na śmierć w męczarniach... Jednak proporcje zmieniają się w zależności od tego, jaki rodowód ma alfa, który przeprowadza akt przemiany – utkwiła w nim swój bystry wzrok – Tacy jak ty i ja, czyli wywodzący się z rodu wilkołaków, mają z automatu większe szanse na stworzenie nowych osobników – ponownie się zaśmiała – Może coś koło 85%, nikt tego nie dokładnie zbadał, więc to tylko szacunkowa liczba...

- Czyli przy tej samej liczbie ugryzień, alfa, który sam został zmieniony przez ugryzienie ma statystycznie mniejszy wskaźnik powodzenia, niż alfa-wilkołak od urodzenia? - spytał; chcąc upewnić się, że dobrze rozumie cały ten mechanizm.

- Potęga naszego gatunku opiera się na doborze naturalnym – przytaknęła i uśmiechnęła się – Im silniejsze geny łączą się ze sobą, tym wspanialszy twór może powstać... Dlatego najznakomitsze stada, o wielowiekowej tradycji, łączą się ze sobą poprzez małżeństwa, dając tym samym początek nowemu, ewolucyjnie lepszemu pokoleniu.

Derek nic nie odpowiedział.

Mimowolnie pomyślał o swoim wuju, którego obsesyjne dążenie do wielkości, doprowadziło go do szaleństwa. Zazdrość i żądza władzy pchnęła go do popełnienia najstraszliwszych i najokrutniejszych zbrodni.

Człowiek, który niegdyś był dla niego swego rodzaju autorytetem, wzorem –niemal nie zmienił swojego jedynego siostrzeńca w podobnego sobie potwora.

A wszystko to z powodu niedającej się zwalczyć potrzebie sprawowania kontroli nad innymi.

- Dziękuję – głos Kamy wyrwał go z zadumy. Spojrzał na nią, nieco zaskoczony – Za to jak chroniłeś mnie w czasie strzelaniny i za pomoc przy chłopcu... Bałam się, a dzięki tobie jakoś się ogarnęłam. Więc dzięki za wszystko...

- Jesteśmy drużyną – odparł z powagą – Nie mogę pozwolić aby coś ci się stało – po chwili dodał nieco lżejszym tonem – Zwłaszcza, jeśli chce przyłączyć się do waszego stada...

- Chcesz dołączyć do nas? - spytała.

Młody Hale uśmiechnął się serdecznie.

- Twój dziadek złożył mi pewną propozycję. Zamierzam ją przyjąć...

Kama zaśmiała się, kręcą głową z niedowierzaniem.

- Mam chwilę słabości, odsłaniam się i ci dziękuję; przekonana, że przecież i tak wyjedziesz. A ty oznajmiasz mi, że zostajesz – patrzyła na niego z rozbawieniem – I jak mam teraz wzbudzać respekt w podwładnych?

- Byłem pewny, że chcesz żebym został – odpowiedział żartobliwie - Mówiłaś, że umiesz sobie radzić z takimi facetami jak ja – droczył się z nią – Na pewno coś wymyślisz...

- Stawiasz mi opór, nie chcesz ulec mojemu czarowi – wypomniała mu, udając smutek w głosie. Jej oczy błyszczały jednak z ekscytacji – To może zaszkodzić mojemu wizerunkowi i podkopać mój autorytet wśród wilkołaków – odwróciła się w stronę wyjścia – Lepiej już chodź. Pora wracać.

- To co zrobisz? - zapytał, ruszając za nią. Obróciła nieco głowę, by na niego zerknąć.

- Wyprę się wszystkiego, co ci powiedziałam – rzuciła z przekąsem i puściła do niego oczko.


***


Cora nie spodziewała się, że po powrocie z pracy zastanie w swoim mieszkaniu Dereka.

Jednak jeszcze bardziej zaskoczyło ją to, co jej oznajmił.

Chciał, aby dołączyła do niego w Brazylii, gdzie postanowił się osiedlić. Mieliby zamieszkać na terenie, gdzie rządzi jakiś szanowany alfa. Znajdowaliby się pod jego kuratelą; co oznaczało,że byliby niezależni, ale w razie potrzeby stado zapewni im ochronę.

I choć pomysł wydawał się całkiem rozsądny – a nawet kuszący – dziewczyna miała pewne obawy.

Tonie tak, że nie chciała by brat był w pobliżu. Część niej cieszyła się na myśl, że miałaby go przy sobie. Równocześnie,nią potrafiła wyobrazić sobie, że mogliby wieść wspólnego życie. Takie, jak przed pożarem.

Przez sześć lat trwała w przekonaniu, że jest całkiem sama. Musiała nauczyć się radzić sobie ze wszystkim na własną rękę. Znaleźć dom i pracę.

Musiała dorosnąć.

Nie narzekała na swój los. Pogodziła się z nim. Odczuwała nawet pewien rodzaj dumy. Wszystko co ją spotkało, uczyniło ją tym, kim jest. Zdeterminowaną i wytrwałą. Silną i niezależną.

Niebyła tylko pewna, czy Derek to rozumiał.

Kiedy się odnaleźli – ponad pół roku temu – wydawało się, że nigdy więcej się nie rozdzielą. Jej brat był alfą, a ona jedną z jego bet. Ale Derek stracił pozycję przywódcy, oddał swoją moc by ratować siostrę. Stado się rozpadło i wyjechali do Ameryki Południowej.

Tutaj Cora czuła się pewniej, bezpieczniej. To był jej dom.

Teoretycznie, nic nie stało na przeszkodzie, aby zaczęli wszystko od nowa. W czym tkwił więc problem?

Zapewne w tym, że nie da się kontynuować historii od miejsca, gdzie ta została brutalnie przerwana. Kiedy Derek przestał być dla niej alfą, chciał stać się starszym bratem – podręcznikowym, wzorowym starszym bratem.

Odczuwał pierwotny instynkt konieczności nieustannego troszczenia się o nią i zapewnienia jej bezpieczeństwa.

Dotyczyło to wszystkich sfer życia. Nie ważne czy chodziło o studia, o miejsce zamieszkania, o przyszłość, a nawet o przypadkowego chłopaka, który podrywał ją w barze.

Cora kochała Dereka. Ale bała się, że na dłuższą metę, nie będą mogli ze sobą wytrzymać pod jednym dachem.

 Są do siebie zbyt podobni.

Podążając wilczymi śladamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz