Rozdział 40

236 21 9
                                    

Cora z trudem dotrzymywała bratu kroków.

Wydawało się jej, że Derek nie będzie w stanie biec już szybciej, jednak, gdy ich wyostrzony słuch wyłapał krzyki Annabelle – Hale przyśpieszył jeszcze bardziej.

Kiedy poczuli charakterystyczny zapach krwi, wiedzieli – są blisko.

Wilkołak zatrzymał się raptownie i zaczął rozglądać się dookoła, szukając śladów. Siostra dołączyła do niego po chwili.

Przed nimi leżały zwłoki jakiegoś mężczyzny. Jego rany wskazywały na to, że został zaatakowany przez zmiennokształtną istotę. Klatka piersiowa nosiła charakterystyczne ślady dziesięciu długich i głębokich rozcięć – odpowiednio dla każdego z pazurów.

Syn Tali kilkukrotnie pociągnął powietrze nosem, chcąc wychwycić znajomy zapach. Następnie ruszył w stronę, z której odbierał chemiczne sygnały strachu, smutku oraz gniewu.

W końcu dotarł we właściwe miejsce.

Jackson siedział oparty plecami o pień drzewa, przyciskając jedną dłoń do klatki piersiowej. Z kącika ust chłopaka spływała ciemnobrązowa – niemal czarna – krew. Musiał zostać zatruty wilczym zielem.

Derek gorączkowo rozglądał się w poszukiwaniu ukochanej, która też powinna tu być.

Niestety, nie było jej nigdzie w zasięgu wzorku.

- Gdzie jest Annabelle?! – zawołał, podchodząc bliżej rannego – GDZIE ONA JEST?!

- Zabrali ją...

- Kto ją zabrał?! – Hale przyklęknął przy swoim dawnym becie i chwycił go za ramiona – Kto porwał Annabelle?!

- Nie wiem – odparł Whittemore, po czym zaniósł się ostrym kaszlem – Spóźniłeś się o jakieś dziesięć minut...

- Nie, nie, nie... - brunet zerwał się na równe nogi, jakby zamierzał ponownie ruszyć w szaleńczą gonitwę.

Powstrzymała go jednak uwaga jasnowłosego.

Ledwo słyszalne słowa, które były jak cios prosto w serce.

- To... twoja... wina...

Derek spojrzał na Jacksona wzrokiem pełnym nienawiści, a z jego gardła wydobyło się coś, co można by odebrać jako ostrzegawcze warknięcie.

- Zawiodłeś ją... - kontynuował chłopak – A ja... Wciąż nie rozumiem... Dlaczego ona ci zaufała... Czemu tak uparcie... trzymała się ciebie? – spojrzał na niego z pogardą – Jakiego podstępu użyłeś, aby przywłaszczyć sobie jej serce?

Tego już było za wiele.

Nie dość, że po raz kolejny Derek rozminął się z Annabelle, to jeszcze teraz te oskarżenia.

Istniał tylko jeden sposób, w jaki Hale mógł na to odpowiedzieć.

Rozwścieczony rzucił się z pięściami na swojego pierwszego betę. Nie zważając na stan, w jakim znajdował się Whittemorre, brunet bez opamiętania wymierzał mu kolejne uderzenia.

Był to swoisty odwet za atak jasnowłosego pod domem, który miał miejsce prawie tydzień temu.

Gniew zawładnął Derekiem całkowicie. Do tego stopnia, że jedyne o czym mógł myśleć, to miejsca, w których powinien zadać kolejny cios – tak, by ból był największy.

W końcu chwycił Jacksona za gardło i uniósł wysoko do góry. Z impetem uderzył nim o drzewo.

- Puść go! - zawołał jakiś głos, przez co Hale przerwał na chwilę katowanie chłopaka – Powiedziałem: puść go! - powtórzył mężczyzna, robiąc kilka kroków w stronę wilkołaków.

Podążając wilczymi śladamiOnde histórias criam vida. Descubra agora