Rozdział 6: Wyścig z czasem

2.1K 200 45
                                    

Jurek wsiadł zaraz za Jankiem, który szczerzył się szeroko i przeczesywał dłonią zmierzwione od wiatru włosy. Gos nie wiedział, w co się wpakował, ale zarówno taki ucieszony chłopak, jak i kobieta siedząca za kierownicą nie wywoływali w nim najlepszych skojarzeń; właściwie było na odwrót. Czuł niepokój.

– Chyba sto lat cię nie widziałam – odezwała się do Janka, spoglądając na niego w lusterku. Obok przejeżdżały inne samochody, ale mknęły tak szybko, że po kilku sekundach znikały za zakrętem i zostawiały ich w tyle.

– Jakie tam sto lat! Kilka miesięcy...

– Ta – parsknęła, robiąc kolejnego balona z gumy. – Tutaj kilka miesięcy to jak kilka lat, Czyżewski. Dziwię się, że jeszcze dostajesz info. – Przewróciła oczami. Jej sposób bycia w dziwny sposób drażnił Jerzego. Nie podobała mu się. Wzbudzała poczucie zagrożenia, zwłaszcza kiedy w końcu ruszyła – a ruszyła naprawdę na wysokich obrotach. No i jeszcze ta rozmowa, z której niewiele zrozumiał...

– No pewnie, że dostaję. W końcu to ja! – zaśmiał się, a potem zerknął na Jerzego. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, tocząc niewerbalną rozmowę. Albo raczej sprzeczkę. Gos zdecydowanie się z nim kłócił, ale Janek, jak zwykle, zbagatelizował sprawę.

– No tak. Ty i... Jakiś nowy – mruknęła z dezaprobatą, mknąc szybko ulicą. Po chwili wyprzedzała już jeden z samochodów, który chwilę temu koło nich przejeżdżał.

– Jurek to sprawdzony gość.

– To się okaże. – Spojrzała prosto w niebieskie oczy mężczyzny. – Jestem Sandra – zwróciła się do niego, przeżuwając obscenicznie gumę. Patrzyła na jego poważną twarz, oceniała go i zastanawiała się, co tak ubrany gość robił w jej samochodzie razem z Czyżewskim. – Ciebie Janek zdążył przedstawić, więc daruj sobie grzecznościową odpowiedź.

– Boże, zawsze jesteś taka niemiła! – wtrącił chłopak, podczas gdy oczy Jerzego zwężały się coraz bardziej.

– Nie mam w zwyczaju wysilać się na grzeczność – odpowiedział, ignorując wypowiedziane przez Janka słowa. Kobieta uśmiechnęła się lekko, jakby kpiąco i skinęła głową.

– To dobrze. Może się polubimy – powiedziała ironicznie, a potem przejechała językiem po wargach, na których osadziły się resztki gumy. Na liczniku miała już dobrze sto trzydzieści i wcale nie zwalniała. Czuła się za kółkiem niczym ryba w wodzie, było to po niej widać.

– Może. A może nie – odpowiedział, opadając głębiej na siedzenie. Nie czuł prędkości, z którą się poruszali. Nie czuł też strachu. Przynajmniej nie przed jazdą w takim tempie, sam przecież lubił czasami przycisnąć gaz do dechy... Miał wtedy taką samą minę, jaką miała Sandra. Jakby nic nie mogło go zatrzymać.

Nie obawiał się więc prędkości. To, co napawało go niepokojem, to cel tej podróży. Dokąd jechali...? Oni i reszta tych samochodów? Czuł, że nie wypadało mu pytać, zwłaszcza kiedy wyczuwał na sobie sprawdzające spojrzenie. Jakby Sandra tylko czekała, kiedy Jerzy wymięknie, kiedy powie: zwolnij.

Nie powiedział, a kobieta nie zwolniła.

Panowało między nimi trudne do zdefiniowania napięcie. Nawet Janek się nie odzywał, zamiast tego zapatrzył się w okno i oparł czoło o szybę. Nie wydawał się spięty, mimo że sam przecież bał się jeździć – może chodziło tylko o problemy z prowadzeniem, a nie jazdę samą w sobie? Niemniej, Jerzy stracił oparcie w towarzyszu i skazany był na odbijające się w lusterku spojrzenie Sandry, która zerkała na niego raz za razem, wprawiając go tym samym w stan podenerwowania. Nie podobała mu się ta kobieta i wcale nie chodziło o jej wygląd,chociaż ten też pozostawiał wiele do życzenia, tylko o aurę, którą wokół siebie roztaczała.

Zostań o poranku | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz