Ep2~ Rozdział 4

12 0 0
                                    


  Jak sięgnąć w przeszłość, Tenn nigdy nie miał przyjaciół. Już od najwcześniejszych lat inne dzieci uciekały od niego i bały się go przez jego twarz, a konkretniej przez jego poparzoną część twarzy. Zawsze był wyśmiewany i wyzywany, aż w końcu oddali go tutaj. Do Szkoły Ericsona Bourdinga Dla Trudnej Młodzieży. Pamiętał, że kiedy przybył tutaj z Sophie i Minnie, był przerażony. Ale tylko na początku. Okazało się, że tutaj nikt się z niego nie wyśmiewał. Wszyscy go wspierali i troszczyli się o niego. A kiedy wybuchnęła epidemia i zostali sami... Wtedy troszczyli się o niego jeszcze więcej. Byli jego rodziną. Ale najbardziej ze wszystkich kochał Soph. Wprawdzie Minnie była dla niego równie dobra, ale tylko Sophie rozumiała jego zamiłowanie do poezji, obrazów i piękna... Sama zresztą była namiętną czcicelką malarstwa. Ileż to dni spędzili razem zamknięci w pokoju, malując po meblach i ścianach! Ale kiedy odeszły... Tenn myślał, że już nigdy nie będzie mógł być szczęśliwy. Ale jednak był. Miał przecież jeszcze Louisa, Vi, Ruby i resztę, która wciąż o niego dbała. Ale oni wszyscy byli niemal dorośli... Brakowało mu kogoś w jego wieku, kto nie będzie go traktował jak biednego dzieciaka. Brakowało mu kogoś takiego przez całe życie, aż w końcu nie spotkał jego. AJa. Zaprzyjaźnili się już na samym początku - AJ podziwiał go i patrzył na niego z uwielbieniem, zupełnie jak na starszego brata. Toteż ucieszył się, kiedy tego wieczora po tradycyjnej grze w karty Louis poprosił go, żeby poszedł pobawić się z AJem.

- Nie ma sprawy - zawołał ochoczo i już chciał pobiec do AJa, kiedy nagle wpadł mu do głowy pomysł - A moglibyśmy pójść trochę pograć na twoim pianinie?

- Innym razem, Tenn. Teraz ja i Clem będziemy realizowali tam pewien... projekt.

Tenn tylko spojrzał na niego bystro tak jak tylko on potrafi, po czym odwrócił się i pobiegł do AJa, który siedział przy ognisku i grzebał w nim jakimś patykiem.

- AJ, słyszałeś kiedyś o kiziu-miziu? - spytał go.

AJ nie słyszał.

- To znaczy, że kiedy chłopak i dziewczyna bardzo się lubią - tłumaczył - to mogą... ee...

- Co mogą? - spytał AJ zaciekawiony.

Ale nawet Tenn do końca nie wiedział, co mogą. Minnie mu to kiedyś tłumaczyła, ale za bardzo jej nie zrozumiał.

- Nie wiem do końca... Ale możemy iść podejrzeć Lou i Clem, bo oni właśnie to robią!

- Okej!

I pobiegli przez dziedziniec, ale wpadli na Aasima, który właśnie opisywał miniony tydzień w swoich kronikach.

- Hej! Dokąd tak pędzicie? - zawołał do nich.

- Zobaczyć jak Clem i Lou się miziają! - odkrzyknęli i pobiegli dalej, zostawiając skondunfowanego Aasima za sobą.

Przecisnęli się przez dziurę w płocie i przedarli przez gąszcze, które rosły na tyłach i w końcu dobiegli do okna pokoju z pianinem, cali zgrzani i podrapani. Musieli się nieźle nagimnastykować i wspiąć kilka stóp na ścianę - okno było bowiem dość wysoko. Oboje wstrzymali oddech, kiedy wreszcie ich głowy znalazły się na poziomie szyby.

W pokoju panował półmrok oświetlony żółtymi płomieniami świec, które rzucały na wszystkie przedmioty długie, dziwaczne cienie. Na środku, za fortepianem klęczał Louis i majstrował przy nim coś dziwnego, a Clem... chwila, co ona tak właściwie robiła?

- Czy ona dmucha na fortepian? - szepnął Tenn zdziwiony.

- Ech, beznadziejne jest to kiziu-miziu. Tylko cały się podrapałem... Idziemy na patrol?

Pierwiosnki i trupy ~ The Walking Dead ~ ClouisWhere stories live. Discover now