Ep3~ Rozdział 4

9 0 0
                                    


  Lou cieszył się, że tej nocy nie było pełni i księżyc nie oblewał dziedzińca trupim światłem i nie nadawał mu wyglądu fanastycznego i obcego, jakby nie należał do tego świata. Tymczasem księżyc przypominał spiczastą łódkę i nie wyglądał wcale nieprzystępnie i złowrogo... nie, tej nocy był wyjątkowo samotny i cieszył się, że ktoś dotrzymuje mu towarzystwa.

Sama noc także była wyjątkowo miła i do szpiku przesiąknięta czarem - tak ciepła, że można było swobodnie siedzieć w krótkim rękawku bez złapania jakiegoś niemiłego przeziębienia. Zupełnie jakby był środek lata, a przecież ledwie zaczął się maj!

Oni tymczasem siedzieli na samej górze wieży dzwonniczej, a nad nimi rozciągała się nieskończoność gwiaździstych atłasów.

- Powiedz, czy gwiazdy nie są cudowne? Nieważne, ilu ludzi umrze i ile będzie końców świata... one i tak będą świecić - westchnęła Clem, w której od poznania Louisa narodził się nowy sposób patrzenia na świat; marzycielski i romantyczny.

- Znasz jakieś konstelacje? - spytała go.

- Pewnie, że tak... W bibliotece szkolnej jest mnóstwo książek z astronomii, kiedyś będę musiał ci pokazać... Spójrz, widzisz te dwie jak gdyby niedokończone latawce? To Wielki Wóz i Mały Wóz.

Clem zapatrzyła się i wyrecytowała:

- Wędrujemy cygańskim obozem

Nocujemy w gwiaździstej grozie

Dzisiaj pod Wielkim Wozem

Jutro na Wielkim Wozie...

Lou objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

- Spójrz, trochę niżej jest Korona Północna, taki jakby spiczasty łuk. Legendy mówią, że kiedyś grecki bóg wina, Dionizos zakochał się w córce Minosa, Ariadnie. Kazał wykuć dla niej koronę z najwspanialszych klejnotów i oświadczył się jej. Ariadna się zgodziła, a on był tak szczęśliwy, że podrzucił koronę wysoko do góry i na zawsze już pozostała wśród gwiazd...

- A tamta najjaśniejsza? - spytała i wyciągnęła wysoko rękę z głową wspartą na jego ramieniu.

- To Wega.

Przełożono na muzykę światło Wegi

Był to jakby Szymanowski

Zaświatowo dziki.

A widzisz te cztery inne gwiazdy tuż obok? Tworzą razem konstelację, która nazywa się Lutnia. Grecki bóg Apollo podarował lutnię Orfeuszowi, żeby mógł na niej grać i przynosić swoją muzyką radość ludziom. Kiedy Orfeusz grał, cała Ziemia milkła, żeby posłuchać. Słuchały go zwierzęta, ptaki, drzewa i kwiaty. Zdarzają się takie chwile, kiedy noc jest szczególnie cicha i ciemna. Wystarczy spojrzeć na zawieszoną na niebie Lutnię, a można usłyszeć cichutki dźwięk pieśni Orfeusza...

- Och, chyba ją słyszę - szepnęła Clem wpatrzona w blade światło Wegi i westchnęła - Chciałabym być gwiazdą...

- Ty już jesteś gwiazdą - zachichotał Lou i ucałował ją.

Minęła dłuższa chwila, zanim wrócili do rozmowy.

- Wiesz, dzisiaj nasłuchałam się bardzo dziwnych rzeczy od Jamesa - wyznała Clem - On wierzy, że ludzie po śmierci i przemianie w szwendacze wciąż jakby... żyją. Że tracą tylko świadomość, ale tak naprawdę wciąż istnieją. Dał mi nawet swoją maskę i kazał wejść do szopy z n i m i w środku, żebym dostrzegła w nich jakiś "ludzki pierwiastek".

Pierwiosnki i trupy ~ The Walking Dead ~ ClouisWhere stories live. Discover now