65.| Eden, Blue Lighter, Nowatorskie Tortury Oraz Jadowici

239 15 84
                                    




Noce i dnie. Czas mijał, a ja nadal w swojej głowie miałam tylko jedną myśl i jeden cel.
Z pod kolorowych włosów obserwowałam, jak mój pokój robi się jasny, a potem ciemny. Czekałam, aż w końcu będę pełna sił. Ze złości ściskałam z rękach koc, ponieważ jedyny powód jego istnienia był w mieszkaniu tego potwora.
Prawie codziennie, przez ten tydzień, w którym tutaj mieszkam, słyszałam przerażające krzyki kobiet ze złudną nadzieją, iż nie będzie boleć tak bardzo.
Ich płacz i błagania wywoływały u mnie atak histerii. Tak bardzo chciałam zejść na dół i go powstrzymać, lecz nie potrafiłam.
Bałam się nawet zejść na dół, spojrzeć na drzwi, które nie chciały się otworzyć.

- Myślę, że już jest z Tobą lepiej. – Rzekła Helga po porannej kontroli moich oparzeń. Nadal były blizny, ale one najprawdopodobniej już zostaną na mojej skórze. To chyba jedna z najbardziej przerażających pamiątek jakich widziałam. Westchnęłam ciężko, a potem z bólem w oczach zapytałam.

- Jak Ty możesz mieszkać w takim miejscu? – Mój głos był zduszony, a w głowie słyszałam tysiące głosów błagających o pomoc. Dostaje istniej paranoi przez ten budynek.

- Nie mogę. Staramy się z Taylor'em zebrać pieniądze na jakiekolwiek mieszkanie. – Odpowiedziała nader poważnie. Jej zachowanie sprawiało, że miałam ochotę jej pomóc, ale nie miałam pojęcia jak...

- Idę do „miasta", wrócę późno! – Krzyknął w progu syn właścicielki mieszkania, stojąc praktycznie w progu. Jestem prawie pewna, że on też nie może znieść tego miejsca. Idzie tam, aby zebrać pieniądze, ale może to być również jakaś forma ucieczki przed tym miejscem.

- Idę z Tobą! – Powiedziałam wstając z fotela. Kobieta nawet nie protestowała, tylko wyjęła z szafy torbę, do które wrzuciłem kilka rzeczy w tym ubrań, podała mi ją. Grzecznie podziękowałam i wyszłam jako pierwsza, a chłopak zaraz po mnie.

~*~

- Tego typa już nie ma? – Zapytał, gdy byliśmy na samym dole klatki schodowej. W pierwszej chwili nie wiedziałam o kogo pyta, ale potem sobie przypomniałam...

- Tak, miał po chyba trzech dniach pojechać. A przynajmniej tak powiedział... – Wyszeptałam, patrząc na szybę w drzwiach. Okno było tak brudne, że praktycznie nic nie wiedziałam, ale i tak chciałam się chodź trochę zobaczyć. Może dla poczucia bezpieczeństwa.

- Skoro tak mówisz. – Otworzył mi drzwi od klatki, a ja rozejrzałam się dookoła, jakby w niepewności, że może być obok. Jednak nikogo nie było, strasznie cicho, wręcz zbyt cicho. Od tych dni krzyku... Teraz wszystko zdaje się być takie... Spokojne. Nawet szum miasta.

- Prowadź... – Powiedziałam po dokładniej inspekcji podwórka. Ten bez słowa ruszył tylko dla siebie znanym kierunku, a ja za nim. W środku był mały pokoik z metalową klapą na środku. Chłopak otworzył ją, a potem wskoczył do środka. Okazało się, że to nie była drabina do nikąd, lecz dwu metrowy dół. Bez zbędnego przeciągania wskoczyłam do dziury.
Zaskoczyło mnie to, że w środku było... Nawet ładnie, choć dosyć ciemno. Po lewej było główne wejście, a po prawej punkt rejestracyjny.

- Za tym wejściem już tak ładnie nie jest. Znaczy jest, ale klimat tam jest... – Westchnął, a potem popchnął mnie w kierunku punktu rejestracyjnego.

Dostałam formularz, głównie tam były sprawy ubezpieczenia oraz zgody na ewentualną śmierć. Zespół walk nie ponosi odpowiedzialności za utratę organów. Obok było zdjęcie chłopaka w niebieskiej masce, który jest jednym z osób poszukiwanych za kradzieże z zwłok owych organów. Delikatnie przeszedł mnie dreszcz, ale wypełniałam wszystko to, co ode mnie oczekiwali.

- Numer Z2025D06R28A1330DA. – Powiedziała kobieta, wyczytując z plakietki, która bardzo szybko się wydrukowała. – Teraz napisz pseudonim tutaj. – Wskazała na mały tablet.

Taki Cyrk (w trakcie poprawienia lor)Where stories live. Discover now