3 three

745 41 14
                                    

Maraton 2/3

Otworzyłam powoli oczy. Rozejrzałam się po pokoju, w którym siedziałam.

Pokój wspólny?

Pomyślałam chwilę i doszłam do wniosku, że musiałam zasnąć podczas czytania. Czując ból w plecach i ciepłe powietrze przy twarzy stwierdziłam, że leżę na ziemi przy kominku, który powoli przygasa.
– Chelly?
– Co?– zapytałam Harrego, który stanął obok mnie.
– Co ty tu robisz? Za dwadzieścia minut zaczynają się zajęcia, a pierwsze są eliksiry więc lepiej się nie spóźnić.
– Co?!– krzyknęłam i wstałam szybko z podłogi– Czemu nikt mnie nie obudził wcześniej?!
– Bo dopiero teraz cię zauważyłem. Wcześniej był niewielki harmider bo wszyscy wychodzili na śniadanie.
– Nieważne! Poczekaj tu, za dosłownie minutę tutaj będę.
Po wypowiedzeniu tego zdania poznałam do dormitorium dziewczyn jak burza. Przeskakując po dwa stopnie weszłam w końcu do pokoju. W tempie szybszym od geparda ubrałam się i delikatnie pomalowałam. Schodząc po schodach rozczesywałam swoje grube, długie, brązowe włosy.
– Wow! Jesteś szybsza od samych bliźniaków!
– Wiem, wiem.
Poprawiając torbę przewieszoną przez moje ramię popchnęłam delikatnie obraz i wyszłam na korytarz.
– Harry szybciej!– ponagliłam mojego przyjaciela.

*Time Skip*

– Udało się! Nie odjął nam ani jednego punktu. To przejdzie do historii tej szkoły!
– Ej! Młodzi!– zawołali za nami bliźniaki– Słyszeliście o najnowszym hicie tej szkoły?
– Nie.
– Snape nie odjął...–Fred.
– ...żadnego punktu...– George.
– ...Gryfonom!– dokończyli razem.
– Tak się składa, że to cudowne wydarzenie stało się na naszej lekcji– powiedziałam z uśmiechem.
– Możliwe, że nie wiecie, ale cała szkoła o tym huczy. Nawet ślizgoni.
– Coś myślę, że to będzie udany dzień– powiedział Harry.

*Time Skip*

– A mogło być tak pięknie– powiedział okularnik.
– Dlaczego Merlinie, dlaczego?– dopowiedziałam.
– Umrzemy w mękach– dodał Ron.
– Oj przestańcie. To tylko zadania domowe. Nic trudnego. Tylko kilkanaście stóp pergaminu– powiedziała, przewracając oczami Hermiona.
– Czy ty siebie słyszysz? Kobieto to robota na kilka dni, a my mamy tylko niecały jeden dzień– oburzył się Ronald.
– Skoro tak twierdzisz to lepiej zaczynać.
Usiedliśmy w czwórkę przy ,,naszym,, stoliku, znajdującym się przy oknie pomiędzy schodami a ścianą, w którą wbudowany był kominek więc było ciepło. Zawiesiliśmy na oparciach krzeseł nasze torby i wyciągnęliśmy pergaminy, pióra i kałamarze, książki do transmutacji i zeszyty z tego przedmiotu.
– Jakieś pomysły? W sensie jak opisać transmutację jakiegokolwiek przedmiotu w małpę?
– Myślę, że coś wymyślimy– uśmiechnęła się Miona.

*Time Skip*

– Mogiła. Zero pomysłów. DURNY, PUSTY ŁEB! (pozdro dla tych, którzy wiedzą z jakiego to filmu ~autorka)– krzyczał Ron uderzając głową w stół.
– Ogarnij się! Zaraz sobie coś zrobisz– powiedziała Herm.
– Minęła godzina. Nic nie wymyślimy. Umrzemy. Nie zdamy. Mogę już iść się pakować do domu– dołowałam się.
– Mamy jeszcze czas.
– Jasne. Jest już dwudziesta pierwsza. Niewiem jak chcesz to zrobić– powiedział Ron.
– Mam pomysł!– krzyknęłam i szybko zaczęłam bazgrać coś na pergaminie.

*Time Skip*

– Taaaaak!– zaczęłam krzyczeć.
– Zamknij się. Jest trzecia nad ranem– upomniał mnie Harry.

*Oczami Hermiony*

– Ja się tylko cieszę– powiedziała Rach.
– Niewiem jak wy, ale ja idę spać.
– Dobry pomysł Ron. Chodź Rachel idziemy do dormi...– przerwałam bo zobaczyłam Chel śpiącą, opierającą głowę na książce do transmutacji– ...torium. Jak to możliwe, że ona tak szybko zasnęła?– zapytałam szeptem chłopaków.
– Ona jest strasznym śpiochem. W wakacje do nas przyjechali na kilka dni. Wtedy właśnie poznałem jej prawdziwą naturę. Zasnęła o dwudziestej, a wstała o piętnastej– opowiedział Harry.
– Co?!– krzyknął szeptem Ron.
– Spała dziewiętnaście godzin– powiedziałam z przejęciem– przecież ja jej tam nie doniosę.
– Ja mogę ją zanieść– zaoferował pomoc Harry.
– No dobra. Idę otworzyć Ci drzwi– powiedziałam i pobiegłam na górę.
– Ja już pójdę. Będę na ciebie czekać w dormitorium Harry– usłyszałam jeszcze głos Rona i głośne odgłosy wchodzenia po schodach.

*Oczami Harrego*

Gdy moi przyjaciele już poszli złapałem Chelly pod kolana i objąłem ją ramieniem. Stojąc na środku pokoju wspólnego, trzymając Rachel w stylu panny młodej poczułem jak dziewczyna oparła swoją głowę o mnie. Zarumieniłem się delikatnie i zaniosłem ją na górę. Gdy wszedłem do pokoju dziewczyn można było poczuć w powietrzu mieszankę różnych perfum, ale kiedy podeszłem do łóżka Rach czułem jedynie piękny zapach dojrzałej brzoskwini. Położyłem przyjaciółkę na jej łóżku, przykryłem kołdrą i pocałowałem ją w czoło.
– Słodkich snów Rachel– wyszeptałem i wyszedłem z pokoju.

***

Uuuuu trochę romantyzmu. Kolejny rozdział maratonu. Podoba się?

HARRY POTTER & I • THE GOBLET OF FIRE (DISCONTINUED)Where stories live. Discover now