Rozdział pierwszy - Konfrontacja

8.6K 229 59
                                    

Z prawdą jak z paczką cu­kierków:raz mo­żesz tra­fić na słodką cze­kola­dę,raz na gorzką lukrecję.


Wyszedł z wykładanego białym kamieniem kominka, otrzepując z kurzu drogi, szyty na miarę garnitur. Nigdy nie sądził, że będzie zmuszony do tego tupu działań. Miał nadzieję, że przez cały okres kadencji nie będzie musiał kontaktować się z władzami mugolskimi. Niestety los postanowił inaczej. Kto by przewidział, że dwadzieścia lat po Wielkiej Bitwie o Hogwart, zło znowu powróci? Nie chodzi tu bynajmniej o samego Lorda Voldemorta we własnej osobie. Ten osobnik od dawna już nie żyje i wącha kwiatki od spodu. Ziarno zostało jednak zasiane, a dopiero teraz, po latach widać jego plon. Kto by się spodziewał, że śmierciożercy narobią aż tak wielkiej armii śmiercionośnych bachorków? Nie wiedział jak inaczej można ich nazwać. Nie wiedział nawet o ich istnieniu!Nie wszyscy byli z krwi i kości potomkami śmierciożerców. Niektórzy dołączyli do nich już w trakcie, a cała organizacja przyjęła się pod nazwą „Błękitna Zemsta". Prosta nazwa, wyjaśniająca dokładnie wszystko.Czarodzieje czystej krwi, działający z zamiarem zemsty za śmierć ich mentora, a także członków rodziny. Godne podziwu, czyż nie?Niestety, wciąż jeszcze nowy Minister Magii nie był tego zdania.Kiedy objął stołek, zaraz po Shacklebotcie, jego imię zdążyło już się wybielić. Ludzie zapomnieli o jego powiązaniach ze śmierciożercami, wysuwając na pierwszy plan fakt, iż pomógł w ich wyłapaniu, a następnie skazaniu na dożywotnie więzienie. Mógł wreszcie żyć jak chce i spełniać swoje marzenia. Tak więc zrobił. Nie spodziewał się jednak, że wszystko potoczy się w jak najgorszy sposób. Ta pieprzona organizacja wyszła z ukrycia akurat w momencie, gdy uzyskał zaufanie ostatnich wątpiących. W jakim stawia go to świetle?
Ludzie zaczynają szeptać. Wiążą go z działaniami tych durnych śmierciożerskich pomiotów. Sądzą, że zataił ten fakt przed wszystkimi, że od początku tak to wszystko planował. Na szczęście takich ludzi jest zaledwie garstka. Nie każdy wiąże to z nim. Większość uważa, że jest niewinny-
i mają rację. Ale jak pokazać to reszcie? Jego pozycja jako Minister Magii została poważnie zagrożona, a długotrwałe rozmowy i tłumaczenia przed nowym Premierem Wielkiej Brytanii bynajmniej niczego nie ułatwiały.
Poluzował nieco krawat, który nagle zaczął go dziwnie dusić, po czym podszedł do barku by nalać sobie Ognistej. Nie powinien pić w pracy... ale w tym momencie- pieprzyć to! Opadł na fotel, za wielkim biurkiem zawalonym stertą papierzysk.Od kiedy się odkryli, zupełnie nie miał życia. Cały czas gdzieś biegał, coś załatwiał. Nie minął więcej niż tydzień, a już pojawiły się ofiary śmiertelne. Ludzie chcą, żeby działał. Wierzą w niego. Oczywiście poczynił odpowiednie środki. Całe Biuro Aurorów jest postawione na nogi, działając praktycznie przez całą dobę. Utworzył specjalne szpitale letniskowe, chronione bardzo silnymi czarami, gdzie przebywali najbardziej potrzebujący. Kiedy usłyszał, że w świętym Mungu zabrakło już miejsc, do jego umysłu wreszcie w pełni dotarła waga sytuacji.
Odwrócił się fotelem w stronę okna i przymknął powieki. Potrzebował choć chwili spokoju... wytchnienia. W głowie wciąż rozbrzmiewały mu krzyki mugolskiego Premiera, wciąż widział jego niedowierzanie oraz złość. Groził, że wszystkim o tym opowie... jednak nie martwił się. Kto by mu uwierzył? Z pewnością od razu zamknęliby go w tym szpitalu... psatiarycznym?
Ach, mniejsza o to. Po drugiej szklaneczce, zaczął wreszcie odczuwać kojące działanie bursztynowego płynu. Mięśnie powoli się rozluźniały, a w głowie zapanowała błoga pustka...Kiedy już miał nadzieję, że dane mu będzie choć jedno popołudnie spędzone w spokoju, w całym pomieszczeniu rozległo się donośne pukanie do drzwi.
- Wejść! - zawołał, wzdychając pod nosem i wysyłając swój spokój w daleką podróż za ocean.Wyprostował się w fotelu starając przywołać na twarz jak najpoważniejszy wyraz i z wyczekiwaniem wpatrzył się w drzwi.
- Dzień dobry, panie Ministrze – powiedział ciemnowłosy, na oko czterdziestoletni mężczyzna.
- Witaj, Nott – przywitał się kiwając zdawkowo głową. - Masz coś dla mnie?
- Tak – skinął głową, wyciągając przed siebie plik papierów. Minister przejął je od niego, przeglądając pobieżnie. Ruchem dłoni dał znać, by kontynuował.- Potter z Weasley'em wciąż są w terenie. Tutaj masz wszystkie wytyczne co do teoretycznych siedzib „Błękitnej Zemsty", a także listę głównych podejrzanych.
Pokiwał głową, przyglądając się liście.Zauważył na niej także nazwisko swoje i Notta. Co za absurd!
- Co to ma być? - pokazał Nottowi listę, mierząc go wzrokiem.
- Też mi się to nie podoba – powiedział mężczyzna, a w jego brązowo-zielonych oczach błysnęła złość. - Ale uwierz mi, Malfoy, takie są procedury.
Patrzył na niego przez moment, ale w końcu stwierdził, że to i tak nie jego wina, więc odpuścił. Oparł się o fotel przymykając powieki. Na twarz wypłynął cały stres oraz zmęczenie ostatnich dwóch tygodni. Te krótkie przejścia postarzały go co najmniej o kolejne dwadzieścia lat.
- Nie dadzą nam spokoju – powiedział szeptem tak cichym, że nie był pewny czy siedzący przed nim mężczyzna dosłyszał. Otworzył oczy i dodał już głośniej.
- Jeżeli to wszystko, to możesz już iść.Nott skinął głową, po czym bez słowa wymknął się z pomieszczenia, w momencie gdy Malfoy wrócił do spoglądania przez okno. Czarno widział najbliższą przyszłość, oj czarno...
- Proszę! - powiedział, słysząc nowe, cichutkie pukanie do drzwi. Wiedział kto do niego idzie. Tylko jedna osoba pukała w ten sposób.Po nie więcej niż dziesięciu sekundach, w przejściu stanęła młoda, trzydziestoletnia kobieta, z długimi blond włosami, niebieskimi oczami i figurą modelki.
- Cześć, Tania. Coś się stało? - zagadnął, pochylając się lekko w jej stronę. Bardzo lubił tę dziewczynę. Nadawała się na sekretarkę w każdym calu. Była obrotna, lojalna i... rozrywkowa.
- Miałam przypomnieć panu o dzisiejszym obchodzie po namiotach szpitalnych – powiedziała kobieta miękkim tonem, spuszczając skromnie wzrok. Cudne dziewczę.
- Na którą godzinę to było?
- Ma pan jeszcze dokładnie trzydzieści minut.
Kiwnął głową, na znak, że przyjmuje do wiadomości.
- Coś jeszcze? - zapytał łagodnie, dając tym samym do zrozumienia, że chciałby zostać sam. Tania, pokręciła głową, po czym skinęła na pożegnanie i wyszła.Po raz kolejny opadł na fotel wzdychając niemalże ostentacyjnie. Musiał się zbierać. Ludzie na niego liczyli, a on nie mógł ich zawieść. Od tego zależała jego kariera, ale także zdrowie psychiczne. Przygładził nerwowo długie blond włosy, spięte w niski kucyk na karku. Podciągnął poluzowany krawat i dopił whiskey, tak dla odwagi.

Czas ZemstyWhere stories live. Discover now