Rozdział czwarty- Niepewne wzloty i ciężkie upadki

3.8K 159 36
                                    


Życie składa się z wzlotów i upadków,

lo­gika mówi że mu­si ich być jed­na­kowa ilość,
ale kto po­wie­dział że życie prze­biega zgod­nie z logiką? „'


Krzątała się po pokoju, jednocześnie zakładając buty i zaplatając włosy.
Z jej ust nie schodził szeroki uśmiech, a umysłu nie opuszczała jedna, zbawienna myśl - jeszcze tylko jeden dzień!
Wciąż nie miała pomysłu jak wywinąć się od tych feralnych przeprosin, jednak z dwojga złego, wybrała to mniejsze. Wolała wyprowadzić się od niego jak najszybciej, kosztem czekających ją przeprosin, niż siedzieć tu chociażby dzień dłużej. Bynajmniej, nie chodziło już o jego charakter, sposób bycia, czy sam fakt, że ją irytował. Bardziej przejmowała się własnymi reakcjami oraz fantazjami.
Do teraz czuła przyjemne drżenie nóg, na samo wspomnienie ich pocałunku. Nie mogła mieć pewności, że w końcu do niego nie pójdzie. Nie mogła! Co prawda, jak na kobietę tak bardzo wyposzczoną, trzymała się nadzwyczaj dobrze. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była z mężczyzną bliżej niż siedząc noga, w nogę. Jej ciało było tak bardzo wygłodniałe...
Właśnie dlatego tak bardzo się cieszyła, że to już koniec. Nie miała zamiaru być jedną z panienek Malfoy'a. Nie ważne jak bardzo tego pragnęła!
Przejrzała się w lustrze, które kazała tu wstawić i z pełną satysfakcją stwierdziła, że wygląda dobrze. Miała na sobie przylegający, czerwony golf bez rękawów, który ładnie podkreślał jej piersi oraz obcisłe czarne spodnie. Dzisiejszego dnia, nie miała żadnych wątpliwości co do własnej atrakcyjności. Zadowolona zbiegła na dół, by zjeść śniadanie.
- Dzień dobry - powiedziała z uśmiechem do siedzącego w salonie Dracona.
Nie zauważyła wzroku mężczyzny, który obserwował ją zza specjalnie zrobionego zagięcia gazety. Nie mogła dostrzec tej iskierki zdziwienia, a także rosnącego podniecenia w jego oczach. Nie zdawała sobie sprawy, jak na niego działa.
Złapała za gotowe kanapki, stojące na wielkim, dębowym stole i nalała sobie świeżo zaparzonej kawy. Kiedy przełknęła ostatni kęs, oparła się plecami o blat, trzymając w ręce kubek.
Przyjrzała się dokładnie jego długim nogom ukrytym pod, jak zwykle drogimi, szytymi na miarę spodniami od garnituru oraz smukłym palcom trzymającym gazetę.
Och, jak bardzo by chciała, aby ją dotykał...
- Aż tak ci się podobam? - usłyszała po chwili, na co omal nie zakrztusiła się kawą. Znów. Jakim cudem wiedział, że go obserwowała?!
Cóż, najwidoczniej i on miał swoje sposoby...
-Chyba żartujesz - zaśmiała się, machając dłonią. Mężczyzna odłożył gazetę, patrząc jej prosto w oczy. Zauważyła, że po raz pierwszy ma rozpuszczone włosy. Nawet z daleka wyglądały na miękkie, zdrowe, pachnące...Chyba zaczęła odpływać.
- To dlaczego mi się przyglądasz? - zapytał, zakładając ręce na piersi i unosząc jedną brew w tak seksowny sposób, że ledwo powstrzymała się by nie zacisnąć zębów, i nie uciec z krzykiem frustracji.Dla niepoznaki przymknęła powieki, upijając kolejny łyk kawy.
- Po prostu zastanawiam się, czy jesteś gotowy na dzisiejsze wystąpienie - wzruszyła ramionami, odwracając się by odłożyć kubek. Nawet nie zauważyła kiedy wstał, a już czuła chłód jego palców na nagim przedramieniu. Pod wpływem dotyku jej skóra pokryła się gęsią skórką.
- Czyżby martwiło cię, że mogę się skompromitować? - zapytał, nie spuszczając oczu ze ścieżki, którą kreśliły jego palce. Hermiona prychnęła, starając się nie zwracać uwagi na przechodzące ją dreszcze.
- Skompromitować? Sam nigdy byś sobie tego nie zrobił - odsunęła się stanowczo, czując, że jeszcze chwila, a z pewnością wylądują w innej pozycji. - Do tego jestem zdolna tylko ja, nieprawdaż?
Nie zdążyła ugryźć się w język. Cholera. Spojrzała na niego przelotnie i już wiedziała, że się wkopała. W jego oczach jasno było widać, że zupełnie zapomniał o tych przeprosinach. A ona sama, w tym właśnie momencie, zakręciła na siebie bicz.
- Prawdaż - powiedział, patrząc jej w oczy z dziwną satysfakcją. - Właśnie dlatego, tylko ty możesz ją teraz odbudować.
Hermiona spojrzała na niego, mrużąc powieki. Była wściekła na samą siebie. Nie mogła uwierzyć we własną głupotę. Jak mogła własnowolnie tak się wpakować? No cóż. Trzeba myśleć zanim się coś powie...
Pokręciła głową z niedowierzaniem, a widząc w jego oczach iskierki wesołości, po prostu obróciła się na pięcie i wyszła.
Całe podniecenie wyparowało z niej jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Czas ZemstyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora